środa, 28 stycznia 2015

Maybe I love You? Rozdział 18.



Patrze w jeden punkt pustym wzrokiem.Czuję się zraniona.Jakby ktoś wbił mi nóż w brzuch.

Mógłby mnie uderzyć.Mógłby wyzwać od zer.Mógłby mnie zabić.
Mięśnie odmawiają mi posłuszeństwa,mimo że chcę się ruszyć nie mogę.Syczę,czując jak końcówka papierosa pali mi palca.To budzi mnie z chwilowego transu.Rozglądam się dookoła nie widząc żywej duszy.Wszyscy są na dole.Nawet mnie nie zauważył.Pieprzył ją na moim łóżku.W moim pokoju.Słyszałam ich.Widze przed oczami ładną blondynkę i jego ręce na jej biodrach.Mam ochotę zwymiotować. Stawiam małe kroki w stronę schodów.Moje nogi zdają się za chwilę zgiąć pod wpływem mojego ciężaru.Wychodzę na dwór,chcąc chodź trochę otrzeźwić swój zamglony umysł.Czu jakbym wszystko widziała przez mgłę.Pijani ludzie,butelki na trawniku,nawet cholerne wymiociny.
-Myślałem,że już się nie doczekam.-Gabriel przewraca oczami patrząc na mnie obojętnie.Wypuszcza gęsty kłęb dymu z dużych ust.Mrużę oczy.To nie są papierosy.-Całkiem długo ci to zajęło Aniele.
-Też chce.-Mruczę,niczym rozkapryszony dzieciak,patrząc na papierosa w jego ręce.Chcę zrobić krok,ale tracę równowagę i upadam na trawnik.No pięknie.To żałosne,że nie mogę sie pozbierać po tym jak świadomie mnie upokorzył,pieprząc jakąś laskę w moim pokoju.To nie mógł być przypadek.To nie był przypadek.Cholerny skurwiel.
-Ta..zapraszam,ale radziłbym ci zejść z tej trawy.-Zaciąga się jointem.-Jest mokra.-Przewracam oczami,niezdarnie wstając z trawy.Otrzepuję spodnie z grymasem na twarzy.Faktycznie mokro.
Mógłbyś mi pomóc Gab.
Kiedy ostatni raz się zaciąga,oddaje szluga w moje ręce.Przykładam go do ust,mierząc chłopaka uważnym wzrokiem.Taki idealny.Też na mnie patrzy.czuję,że mogłabym wpatrywać się w jego oczy godzinami.
-Mój były chłopak,zdradził moją siostrę.-Marszczę brwi.-W moim pokoju.
-Dosyć spektakularne posunięcie.-Komentuje cicho.-To była pewnie jedna z trzech.
-Nie jestem jego zabawką.-Warczę rozwścieczona.
-Ach,ty też? No to jedna z czterech.-Puszcza mi oczko,a ja trawię jego słowa w głowie.Z trzech? Co do cholery to oznacza? Nawet jeśli Zayn zdradzał Liliane,to nigdy nie był z żadną marionetką na stałe.Chcę zapytać Gab'a skąd to wie,ale wiem że i tak nic mi nie powie i rzuci kolejną zagadką na której pytania nie będę znała odpowiedzi,więc siedzę cicho.Patrzy w niebo.Też patrzę w tamtym kierunku.Jest prawie bezgwiezdne.Oprócz tych dwóch oddalonych od siebie gwiazd.Pomyślałam,że jedną z nich jestem ja, a drugą Zayn i wcale nie jesteśmy blisko,tylko oddaleni od siebie jak te gwiazdy.I czuję ból i chce mi się płakać tak mocno,jak jeszcze nigdy nie płakałam.Wiem,że tym postępowaniem pokazałabym jak bardzo słaba i żałosna jestem,a nie mogę tego zrobić.Po prostu muszę to w sobie udusić tak jak zawsze.
-Nic nie wiesz Gab.-Mruczę,patrząc na  niesprawiedliwie przystojną twarz chłopaka.Patrzy na mnie,a błysk jego zębów,przebija ciemność.
-Ja wiem wszystko Aniele.

~ZAYN~
 Podbiegł do Nathalie,która leżała na ziemi,płakała i krzyczała.Uklękną obok niej,marszcząc czoło.O co do cholery chodziło w tym wszystkim? Czemu się tak zachowywała?Krzyczała głośno,jakby obdzierali ją ze skóry i co chwilę szlochała,tak rozpaczliwie,że samemu Zaynowi zaczęło mięknąć serce.To był niespotykany widok.Nie często można zobaczyć jak Nath,ta dziewczyna,która tak rzadko użala się nad sobą,płacze.To  nie był zwykły płacz.Zachowywała się tak,jakby chciała przestać istnieć właśnie w tej chwili.
-Coś ty jej dał?-Jęknął,patrząc to na Nathalie,to na Gabriela.Spojrzał na jointa palącego się w ręce blondyna.Kiedy ten nie odpowiedział,Zayn zacisnął zęby ze wściekłości.Nie znosił być ignorowany.-To nie jest marihuana.
-Nie jest.-Gabriel,wzruszył ramionami,rzucając niedopałek,tajemniczego narkotyku na ziemie.Był spokojny,jakby płacząca niedaleko niego dziewczyna-której nawiasem mówiąc ,sam  dał narkotyk-była dla niego niewidzialna.Szaleniec,pomyślał Zayn,naprawdę szaleniec.
-Więc co?-Jego cierpliwość,dobiegała już końca,był zły.Nie chciał,by coś się stało jego byłej dziewczynie.Sam,dużo wiedział o narkotykach.Z niczym dobrym się mu nie kojarzyły,ale on był od niej silniejszy.
-Magiczny narkotyk.-Blondyn poruszał zabawnie brwiami.Przejechał,końcem języka po dolnej wardze,wkładając zimne dłonie,do przednich kieszeni sportowych spodni.Coś w jego postawie mówiło,że jest całkowicie pewny siebie.-Potocznie nazwany serum prawdy.
-Co?-Zayn zmarszczył brwi.Jak żył,nigdy nie spotkał się z niczym takim.Nieznajomy nie odpowiedział.
-Z.zayn.-Załkała Nathalie.Spojrzał na nią.Głowę miała umieszczoną na jego kolanach,a włosy opadły na bladą twarz.-D..dlaczego zdradziłeś..Lil?
-Nathalie.-Zagryzł pulchną wargę,patrząc na nią.Było mu szkoda Nat.Wiedział,że to przez niego się naćpała.Nawet było mu jej żal.Czysta litość.Ale,rzecz jasna,nie przyznałby się do tego.Bo to był Zayn,a Zayn nie przyznaje się do takich rzeczy.Nigdy.
-Po co to zrobiłeś?-Zapytał z wyrzutem,zerkając na Gab’a.Był tak zły na niebieskookiego,że z całą pewnością w tamtym momencie mógłby nawet wydrapać mu jego jarzaste oczy i wsadzić mu  je do buzi.Och tak,na to miał w tamtej chwili największa ochotę.
-Chciałem sprawdzić,co do niej czujesz.-Przemówił Gab,uśmiechając się lekko.-Już znam odpowiedź.Przekaż Aniołowi,gdy trochę otrzeźwieje,że niedługo się spotkamy.-Zayn szybko spojrzał na brunetkę,kulącej się w jego ramionach.Taka bezbronnych,piękna.Jego.Nie,już nie jego.Podniósł wzrok na tajemniczego chłopaka,ale Gabriel-jak to miał w zwyczaju-znikną,zostawiając zapłakaną dziewczynę w ramionach chłopaka,którego policzki były mokre od łez.Ale to nie były łzy Nathalie.

  
Wymiotuję po raz kolejny,ciężko dysząc,a z mojej prawej dłoni wypada szczoteczka do zębów,której użyłam już kilka razy,by pozbyć się nieprzyjemnego smaku w buzi.
-Chce mi się pić.-Mówię cicho w stronę Zayn’a.
-Więc idź i sobie weź.-Mówi,patrząc na mnie z politowaniem.Czuję,jakby odkurzaczem wyssano całą moją energię,razem ze wszystkimi wnętrznościami.Jestem słaba,prawie bezwładna,jak szmaciana lalka.-Ach..no tak zapomniałem.-Parska,bez humoru.-Nie byłabyś w stanie nawet utrzymać szklanki w dłoni.
-Jaki jest twój problem,Zayn?-Szepczę, ciężko oddychając,kiedy opieram się  plecami o muszlę.Przecieram grzbietem dłoni usta,mokre od kranówki,którą przed chwilą opłukałam buzie.Mimo tego ,kwaśny smak nie zniknął.
-Jaki jest mój problem?!-Krzyczy oburzony.Zamykam oczy.-Jaki jest twój problem?! Jak mogłaś się naćpać do cholery! Obiecałem Lil,że będę cię pilnować,podczas gdy ty... –Podchodzi do mnie.Tej bezwładnej,bezwartościowej.Tej,kulejącej się z zimna na ziemi.Tej brzydkiej.Tej,która go kochała,najmocniej na świecie i tej którą on nigdy nie pokocha.
-Pilnować.-Śmieję się cicho.Na tyle,na ile pozwala mi moja siła.-Chyba byłeś zajęty czymś innym,Zayn.-Tym razem śmieję się głośniej.Bez humoru,sztucznie,jak szalona osoba.Rozkoszuję się nienawiścią,która znajduje się na jego ładnej twarzy.
-O czym ty pieprzysz,do cholery?-Nachyla się nade mną,bardziej,niż bym chciała.Nie peszy mnie to.Patrzę na niego odważnie,a uśmiech,nadal błąkał się na mojej twarzy.
-A pro po pieprzenia.-Lewy kącik moich ust,rozciąga się w leniwym uśmiechu,przez co moja twarz nabrała złośliwego wyrazu.-Fajnie było zdradzać moją siostrzyczkę?-nie odpowiada.Patrzy tylko na lustro,wiszące nad umywalką,jakbyśmy o nim właśnie rozmawiali.Ale w lustrze nie dostrzegam Lil.Tylko jego mroczne odbicie.Nieobecne,wściekłe.-To znaczy...moje łóżko było chyba najlepszą rzeczą do tego,no nie? Myślę,że to jednak fajnie delektować się podwójną zdradą...
-Co z tobą,Nat?-Zabiera głos,patrząc na mnie całkowicie rozbawiony.Bipolarny,cholera,wiedziałam.Wolę nie wiedzieć jak teraz wyglądam.-Myślałaś kurwa,że będę wierny twojej siostrzyczce?-Kuca przede mną,a kiedy opuszczam głowę,łapie moją brodę w dwa zimne palce i lekko ją unosi,sprawiając,że jestem zmuszona,patrzeć w parę ciemnych tęczówek.-Myślałem,że jesteś znacznie mądrzejsza.Ale ty jesteś taka jak inne.-Mówi,przez zaciśnięte zęby.-Po prostu dziwka.
-Pieprz się Zayn.-Uśmiech z jego twarzy schodzi tak szybko,jak się pojawił.Puszcza moją brodę,przez co głowa z powrotem się opuszcza.Jest zły.
-Ciekawe co byłoby gdyby to wszystko wiedziała Lil.To o tym,że ćpałaś.- Mówi,podpierając dłonie na biodrach.Przybiera bojową postawę,cholera,coś się dzieje,a było mi już tak nudno.Kurewsko..-Z pewnością nie byłaby tym faktem zachwycona.
-Nie powiesz jej.-Prycham,nie do końca pewna czy mam racje.Z nim,nigdy nic nie wiadomo.
-Przemyśle to.-Zerka na mnie przelotnie,po czym umieszcza spojrzenie,w jednym nieruchomym punkcie przed sobą.-Twój dziwny przyjaciel,który dał ci to gówno,kazał ci przekazać,że niedługo się spotkacie.-Ożywiam się.Gabriel..no tak.Film urwał mi się po tym narkotyku,który razem paliliśmy,ale..dlaczego mi go dał?
Sama go chciałaś idiotko.
-Będziesz miała okazję podziękować mu za godziny wymiotowania i płakania.-Obnaża śnieżne zęby w uśmiechu.-I zapytaj go,czy nie mógłby mi też skombinować trochę tego narkotyku.
-C..co?-Szepczę,opuszkami palców,badając fakturę małych ust.Były zeschnięte i popękane.W tamtej chwili,pewnie bordowe,od krwi.
-Magiczny narkotyk.-Wzrusza ramionami.-Potocznie nazywany serum prawdy.-Wyszedł.
***
To był ten poimprezowy poranek,którego nie miałam ochoty wstawać.Kompletnie wyczerpana i blada jak ściana leżałam na łóżku przykryta kołdrą,nie chcąc z nikim rozmawiać i nikogo widzieć.Poprosiłam Zayn'a,żeby zajął czymś Liliane.Z kim jak z kim,ale z nią na pewno nie chciałam rozmawiać.
-Nathalie.-Uchylam,przymknięte powieki,patrząc na drzwi,do których dobija się moja siostra.-Otwórz drzwi.
-Spieprzaj.-Marszczę brwi zniesmaczona.-Nie mam siły.
-Otwieraj do cholery!-Krzyczy.Przewracam oczami,przeklinając w myślach Zayn’a.
Można na ciebie liczyć stary.Kurewsko.           
Przekręcam kluczyk w drzwiach,z powrotem udając się do niezaścielonego łóżka.Przykrywam nogi,grubą kołdrą i zbieram palcami, pasmo włosów z czoła.
-Mogłam się tego spodziewać.-Mierzy mnie wzrokiem.Mruczę pod nosem kilka przekleństw,które były niesłyszalne,dla jej uszu.
-Czego chcesz?-Skrzeczę przecierając dłonią,zmęczone oczy.
-Miła jak zawsze.-Siada,w nogach mojego łóżka,co chwilę poprawiając swoje włosy,jakby to była najważniejsza rzecz na świecie.Miotam ją obojętnym spojrzeniem.Jest ubrana w zieloną tunikę w kwiatki i czarne,obcisłe dżinsy.Na nadgarstek,prawej dłoni,wsunęła kilka kolorowych bransoletek z koralikami.Zazdroszczę jej tego,że nawet bez makijażu wygląda tak elegancko i ładnie.Tak czysto.Jest piękna.Dlatego Zayn wybrał ją.-Mam nadzieje,że pobudzę  twój entuzjazm świetną wiadomością.
-Z pewnością.-Mówię,patrząc na plakaty,przyklejone do ściany mojego pokoju.Znajdowały się na nich,ulubione zespoły i idole.Nie chcę na nią patrzeć,bo wiem że w jej oczach zobaczę te rozczarowanie mną.To boli,ale można się przyzwyczaić.-Mów.Byle szybko.
-Jedziemy dzisiaj do babci.
Ta wiadomość nie ucieszyła mnie tak bardzo,jak spodziewała się tego Lil.Jestem skacowana i wyglądam jak potwór.Wolałam,żeby babcia w ogóle mnie nie widziała,niżeli widziała w takim stanie,w jakim byłam.
-Co z tobą? Sądziłam,że chciałaś do niej jechać.-Marszczy wykoregowane brwi,a ja chcę przywalić jej poduszką.Najlepiej w ten durny łeb pozbawiony mózgu.
-Nie dzisiaj.Nie teraz.Nie w takim stanie.-Przewracam oczami zakopując głowę w stercie poduszek.Naprawdę? Musiała akurat wybrać dzisiejszy dzień.Idealne wyczucie czasu.A może zrobiła to specjalnie? Sama tego nie wiedziałam.Pewnie to była jakaś pieprzona kara,lub coś w ten deseń.
-Babcia chce cię widzieć.
-Och..nie każdy dostaje to,czego chce.-Uśmiecham się lekko.
-Ubieraj się.-Zakłada ręce,na piersi.-Masz pół godziny na wyszykowanie się.Jeżeli tego nie zrobisz,pojedziesz w takim stanie,w jakim jesteś.-Burczy,a w jej głosie dostrzegam złość.Szybkim krokiem kieruje się do wyjścia,a ja zdziwiona patr jak jej sylwetka znika za drzwiami.Zamykam oczy opadając na poduszkę.To cholerna karma.

****
Jedni widzieli pomarszczone dłonie,ja widzę dłonie spracowane, ciepłe,miękkie.Kochałam przykładać je do zimnych,bladych policzków,aby je ogrzały,albo składać na nie pocałunki.Inni widzieli niedołężną kobietę,chorą,ja zdrową,silniejszą niż niejeden nastolatek.Schudła,ale jej oczy pozostały takie jak zawsze.Radosne,żywe,niebieskie,niczym bryza morska.Kochałam babcie,bardziej niż kogokolwiek.Zawsze mnie rozumiała,zawsze wspierała.Nigdy do niej nie pyskowałam,nigdy się na nią nie złościłam.Jedyna osoba,która rozumiała mnie jak nikt.
-Tak bardzo się cieszę,że cię widzę.-Mruczy,tuląc mnie mocniej.Zagryzam wargę,zaciskając powieki,z pod których uparcie chcą wypłynąć łzy.Czu na plecach wzrok Zayn’a i Lil.Jej rozczulony,jego zdziwiony.
-A mnie ,to już nikt nie przytuli.-Liliane uda oburzoną.Helen,śmieje się puszczając mnie niechętnie.Siostra podchodzi do niej i ściska lekko.Niekontrolowanie,mój wzrok wędruje na Zayn'a.Też na mnie patrzy.W jego oczach było coś,czego nie mogłam określić,coś dziwnego.Obdarza mnie tym wzrokiem,tylko wtedy gdy chce mnie całować,lub..chyba każdy wie,co jeszcze chciał ze mną robić.Biorę drżący oddech,niechętnie odrywając spojrzenie,od pięknego dwudziestojednolatka.Czasem mam wrażenie,że w jego oczach kryje się więcej intymności niż w samym dotyku.To potrafi tak bardzo rozpraszać.
-A kim jest ten przystojny młodzieniec?-Zayn,przestaje się mi przyglądać.Tym razem jego oczy utkwiły się w drobnej staruszce.Zagryza wargę,co wyglądało cholernie seksownie i podchodzi do niej powoli,jakby bał się,że ją spłoszy i ucieknie.Jego oczy błyszczą.
-Mam na imię Zayn i jestem chłopakiem pani uroczej,starszej wnuczki.-Posyła jej,jeden ze swych sławnych uśmieszków,łapiąc jej dłoń.Patrząc jej w oczy całuje delikatnie grzbiet dłoni.Umie być taki szarmancki i chodź wiem,że to tylko gra to mimo wszystko jestem szczęśliwa,że tak dobrze traktował babcię i Lil.Mnie nie musiał.
-Och,jaki dżentelmen.-Ćwierka wesoło,ale coś w jej spojrzeniu mówi,że mu nie ufa.Mam ochotę się roześmiać.Spryciula wie,że to mój były.Kto by pomyślał,że pamiętała wszystko co jej mówiłam? Kiedy puszcza jej dłoń wolno,oznajmia,że idzie po szarlotkę i wycofuje się do kuchni.
-Pomogę jej.-Mruczę,widząc,jak Zayn łapie Lil za rękę.
-Nie.-Siostra kładzie mi dłoń na ramieniu,przez co się wzdrygam,jakby na mnie wrzasnęła.-Ja to zrobię.-I wychodzi,nie czekając na moje protesty.Świetnie.Nie ma to jak zostawić własną siostrę,na pastwę losu,jej głupiego,cholernie pociągającego chłopaka.Sap cicho,kierując swoje kroki do skórzanej kanapy,w rogu salonu.Trudno jest udawać,że nie zauważam tego jak na mnie patrzy.
-Widzę,że jakoś dałaś radę się ogarnąć.-Krzywię się,słysząc jego irytujący głos.Musi się odzywać.Pewnie w innym przypadku został by postrzelony,albo zabity.Chociaż,nie.Zrobił to pewnie głównie dlatego,żeby mnie,cholera,wkurzyć.-Prawie nie widać sińców pod oczami.
-Słuchaj Zayn.-Mówię niby to uprzejmie,zerkając na niego przelotnie,jakbym to nie z nim rozmawiała.-To nie miejsce,ani czas na nasze słodkie pogaduszki,więc stul pysk,zanim w niego oberwiesz.
-Ostro.-Kwituje,przysiadając się do mnie.Spinam się,gdy kładzie dużą dłoń na moim kolanie.Nawet przez materiał legginsów,czu ciepło jego skóry.Wdycham zapach cynamonu.-Chciałbym sprawdzić,czy twój ostry jęzorek,jest również zręczny w wykonywaniu innych czynności.
-Chcesz,żebym zrobiła ci loda? -Uśmiecham się sztucznie w jego stronę udają,że nie zauważam jego poruszającej się reki na moim kolanie.-Wystarczyło poprosić.-Mruczę,wiercąc się,na kanapie.Spina się lekko.
-Uważaj na słowa,Nathalie.-Mówi tak głęboko i seksownie,składając mokry pocałunek na mojej szczęce,później na szyi i obojczyku.Siedzę jak sparaliżowana.Boże,to jest takie przyjemne.Śmieje się cicho pod nosem,po czym cmoka przelotnie moje małe usta.Kiedy słyszymy kroki i śmiechy,odsuwamy się od siebie szybko.Znaczy..to ja się odsuwam,bo Zayn,nie zauważa nic dziwnego,w jego dłoni na moim kolanie.Najwyraźniej.

-Słyszałam,że niezbyt grzeczne z ciebie dziecko.-Babcia,patrzy na mnie wzrokiem,którym ma chyba uchodzić,za ten karcący,ale i tak jest ciepły i miły.Nie sądziłam,że Liliane posunie się do tego.Że powie jej o złych rzeczach na mój temat,że zazdrość o nasz dobry kontakt tak bardzo ją zepsuje.Zaciskam szczękę patrząc na blondynkę,która również obdarza mnie długim spojrzeniem,ale potem śmieję się lekko.
-Ktoś musi być to czarną owcą w rodzinie,jak to się mówi.-Kroję,brzegiem łyżki kawałek szarlotki na talerzyku,ozdobionym kolorowymi wzorami po boku,by później włożyć sztuciec do buzi.
-Wcale się tak nie mówi.-Lil prycha cicho,ale nie może powstrzymać się od chichotu.Zayn również idzie w jej ślady,na co marszczę brwi.Tak.Jestem zabawna.Kurewsko.
-A jak w szkole?-Dość mało oryginalne,muszę przyznać,ale i tak ją kochałam.
-Całkiem w porządku.-Mówię i z jakiegoś powodu wiem,że ona mnie rozgryzła.Że wie,że wcale nie jest całkiem w porządku,ani  w szkole ani nigdzie.
-Zayn,czemu nie jesz szarlotki?-Babcia patrzy na bruneta swoimi błękitnymi oczami.Zerka na nią niepewnie.
-Nie lubi słodyczy.-To nie był głos Zayna,ani Lil.Tylko mój.Siostra patrzy na mnie zdziwiona,a Zayn uśmiecha się lekko.Babcia też na mnie patrzy.Wie.Mam ochotę przekląć własną głupotę,jak mogłam być tak głupia,jak mogłam tak cholernie się wydać?
 -Pozmywam.-Mówię szybko,zabierając również talerz Lil.Nie chcę tam siedzieć.Nie chcę czuć jego wzroku.Zapachu cynamonu i czekolady.
-Przestań głuptasie.-Babcia,patrzy na mnie zdziwiona.Jej jasne,prawie niewidzialne brwi,łączą się.-Później to zrobię.
-Nie będziesz musiała.-Wyszczerzam się,po czym gnam do kuchni.Wkładam naczynia do zlewu,marszcząc nos.Tutaj nikogo nie ma,jestem sama,jest cicho i nie muszę udawać jak to wspaniale czuję się na kacu.Stukam palcem,wskazującym brodę.
-Cholera,gdzieś tu musi być gąbka.-Mruczę,rozglądając się po kuchni.Uśmiecham się,odnajdując zgubę na blacie.Moc zieloną gąbkę ciepłą wodą i nalewam na nią trochę płynu.Przecieram nią talerz,zostawiając na nim,plamy po pianie.Prawie upuszczam naczynie,czując zimne dłonie na moich biodrach i ciężki oddech przy moim uchu.Niesamowita woda kolońska z dodatkiem mięty,cynamonu i dymu papierosowego
-Nakręciłaś mnie swoimi jękami.-Szepcze do mojego ucha,seksownie zachrypniętym głosem.Czuję,jak motyle w moim brzuchu,lekko trzepocą skrzydełkami.Płukam talerz z piany i wkładam go do suszki,by później odwrócić się do bruneta.Zagryzam wargę,patrząc na jego usta.Cholera,tak bardzo chcę go pocałować.Nie rób tego.To chłopak twojej siostry.
Nawet jej nie kocha.
Zamknij się.
Dalej,wiem,że tego chcesz.
Wyboru dokonuje za mnie Zayn,gdy łapie moją twarz w swoje dłonie i  wpija się w moje usta.Jęczę cicho,kiedy wsuwa swój zręczny język,do mojej buzi.Zaczyna wykonywać powolne ruchy biodrami.Zaczyna się o mnie ocierać...cholera.I to jest..przyjemne.Jęczę cicho po raz kolejny.Kładę dłonie na jego klatce piersiowej,próbując go odepchnąć,ale jest jak kamień.Nie mogę powstrzymać odgłosów,wydobywających się z mojego gardła.Podoba mi to,tak bardzo,bardzo.Och..nie..nie...
-Jęczysz?-Szepcze rozbawiony,ale jego oczy jakby przyćmione.Nie kurwa,śpiewam.Cmoka w powietrzu.-Nie ładnie.-Napiera na mnie jeszcze bardziej,a ja czuję wyraźne wybrzuszenie,w jego dżinsach.Niekontrolowanie jęczę głośniej.Chcę to przerwać,ale...przyjemność w tamtej chwili wygrywa walkę ze zdrowym rozsądkiem.Jeszcze głośniejszy jęk.Kolejny,kolejny.Nie myślę nawet teraz o tym,że ktoś może tu wejść i nas zobaczyć.Nie obchodzi mnie to,kiedy on rozpalił mnie tak bardzo,że byłabym w stanie pójść za nim do samego piekła.Ocieramy się o siebie.Wiem,,że to nie powinno się dziać,że właśnie robię coś w cholerę nieodpowiedniego,w domu mojej babci,kiedy ona plotkuje razem z moją siostrą,ja przeżywam coś czego nie można opisać słowami,z jej chłopakiem,z moim byłym.
-Bądź cicho,Nathalie.-Uśmiecha się sarkastycznie,a ja próbuję stłumić moje jęki,gryząc jego dolną wargę.Chyba mu się to podoba,bo uśmiecha się lekko i wydaje mi się że szczerze,ale nie mogę gwarantować.-Chyba nie chcemy,żeby twoja siostrzyczka nas usłyszała?-Jęk,wydobywa się z jego gardła.Mrużę oczy,patrząc na jego ładną twarz.Ma przymknięte powieki ,rozchylone wargi.Z jednej nawet sączy się krew.Przegryzłam mu wargę..naprawdę to zrobiłam.Agresywność jego ruchów podnieca mnie jeszcze bardziej.Nie wiem co się teraz dzieje,nie jestem pewna,ale chyba za chwile nastąpi koniec tego co zaczęliśmy.
Jego policzki pokrywa jasny róż,a rzęsy rzucają na nie cienie.I wiem,że pójdę za to do samego piekła,ale ten widok mi się podoba.
chcę więcej.
A potem to osiągamy,obydwoje,upragniony orgazm. 
************

Przy pierwszym kieliszku opowiem Ci jakie ma oczy. Po drugim, będę wtajemniczać Cię w jego niesamowite cechy. Po trzecim, będę przez łzy opowiadała Ci jak bardzo mnie ranił. Po czwartym będę skakała wykrzykując jego imię. Po piątym wejdę na dach i zacznę krzyczeć, że go kocham. Po szóstym zadzwonię i opowiem mu, jak bardzo boli jego nieobecność i jak bardzo żałuję, że nie ma go przy mnie i nie widzi,jak po wypiciu siódmego i ósmego kieliszka staję na krawędzi dachu i daję krok do przodu.


poniedziałek, 19 stycznia 2015

Maybe I love You? Rozdział 17.


-Coś tam wspominał o fotografii,ale nie miałam pojęcia,że to ten Styles.-Kira,miesza deserową łyżeczką gorącą herbatę,z której unosi się para,po czym odkłada sztuciec na spodek filiżanki.
-To już nie ma znaczenia.-Mruczę,upijając łyk słodkiej czekolady.
-Myślałam,że chociaż zostanie na moje urodziny.-Przyznaje.Jej głos jest słaby i nie kryje rozczarowania.Pomyślałam o dołkach w policzkach i kręconych włosach.I o jej.Czarnych.Nie byli do siebie podobni.Jakby wcale nie byli rodziną.Hazz był spokojniejszy i odpowiedzialny,a Clar..była po prostu Clar.
-A pro po,kiedy robisz tę całą imprezę?-Krzywię się lekko,jakby te słowo miało kwaśny smak.Przed oczami już widzę setkę pijanych ludzi,a ja wśród nich.I Zayna.I jego ręce,które pozbawiają mnie ubrań.I jego oczy,które widzą moje nagie ciało.Na samą myśl robi mi się niedobrze.
-Nie wiem,chyba za jakiś tydzień,albo za krócej.-Mruczy upijając łyk herbaty.Syczy parząc sobie język wrzątkiem i przeklina cicho.-Jeszcze o tym nie myślałam.
-Chrzanisz.-Prycham kpiąco.Nie myślała o swoich szesnastych urodziny,Clar? To równoznaczne z tym,że kosmici wbiją na naszą planetę i powystrzelają nas karabinami,jak kaczki.-Myślałaś,tylko nie wymyśliłaś nic mądrego.
-To jedno i to samo.-Dziewczyna naburmuszyła się odgarniając ciemne włosy z czoła.
-Czyli ja będę musiała myśleć.-Wzdycham zirytowana jej postawą.-Twoi rodzice będą wtedy w domu?
-Tak.-Kiwa powoli głową,mrużąc oczy,po czym wygodniej lokuje się na białej pufie.-Poza tym nawet gdyby ich nie było,nie zrobiłabym imprezy w domu.Ostatnia skończyła się na trampku w akwarium,basenie pełnym lodu,cholera,znalazłam nawet majtki w kuchni.-Fuczy,pocierając kolana.Wzdycham gładząc się prawą ręką po brodzie.
Myśl Nathalie,to urodziny twojej przyjaciółki na Boga!
-Wiem!-Krzyczę,przez co brunetka podskakuje wystraszona.Jej noga lekko kopnęła drewniany stolik przed nami,a gorąca herbata,wylała się z kubka.
-Zabije cię Nathalie.-Warczy,czerwieniąc się lekko.
-Wiem,ale będziesz musiała z tym poczekać,bo mam pomysł.

-Nie.
-Kurde.A byłam pewna,że jednak się zgodzisz.-kręcę głową.-Jestem taka niemądra.
-Nathalie,chociaż raz mogłabyś zachować się jak człowiek i uszanować moje zdanie.-Syczy Lil,pryskając płynem do mycia szyb,na żółtą ściereczkę w jej ręce.Wchodzi na parapet,zaczynając myć jedno z okien.Nie lubiłam sprzątać,a Lil robiła to rzadko,ale jednak.Z resztą kto niby miał bałaganić? Nie przebywaliśmy tu często.
-Czego się boisz?-Drapię mocno policzek krótkimi paznokciami i przenoszę ciężar jednej nogi na drugą.
-No nie wiem.Może tego,że mój dom,zostanie wysadzony w powietrze? Podpalony? Zdemolowany? Że się narąbiesz,trafisz do szpitala,może naćpiesz…
-Dość,na litość Boską,błagam.-Marszczę brwi zdekoncentrowana unosząc dłoń do góry,jakbym chciała zatrzymać jej słowotok..-Przecież mnie znasz.
-No właśnie,znam cię.-Spogląda na mnie przez ramię,na chwilę odrywając się od pracy.-Nie oszukujmy się.Do świętych nie należysz.
-Zdarzyło się raz czy dwa.-Bąkam,oglądając paznokcie i w myślach starając sobie przypomnieć,gdzie położyłam ładny,beżowy lakier,który ostatnio kupiłam w drogerii.
-Trzy,cztery,pięć.-Prycha.-Nie ma mowy.Nie zostawię mojego domu na pastwę losu.
-Cześć wam.-Kiwam tylko lekko głową w stronę Zayn'a,po czym wzrokiem wracam do Liliane.-jeżeli chcesz mogę iść najebać się do klubu.Tylko,że nie wiadomo jak wrócę do domu i czy w ogóle wrócę.-Śmieję się cicho,idąc w stronę schodów.-Jesteś straszną sztywniaczką siostrzyczko.Tak nowoczesna,jak emerytka.
Siadam na ostatnim stopniu schodów,zachowując się cicho,żeby nie wiedzieli,że tam jestem.Doskonale wiem o czym będą rozmawiać.To było całkowicie banalne.
-Mam jej już dość.-Słys,jak skacze z parapetu na podłogę.Cichy śmiech opuszcza usta Zayn’a.
-Nathalie wcale nie jest taka zła.-Wyjaśnia.Słyszę szmer.
-Może.Ale nie chodzi tylko o to,że jest pyskata,ona..Boże tak strasznie się zmieniła.-Zamykam oczy.
Nie słuchaj jej,jesteś taka jaka powinnaś być.
-Do tego ta impreza.-Głośne westchnienie,pełne aprobaty.
-Właśnie,co z nią?-yszę nutkę podekscytowania w głosie Zayn’a.
A to sukinsyn.
-Nie zostawię dzieciakom domu,na całą noc,Zayn,nie znasz Nathalie tak dobrze jak ja.Ona..nie zauważyłaby gdyby strzelali z karabinów,a co dopiero demolowali dom.Poza tym,będzie pewnie mnóstwo alkoholu.-Nie prawda! Wcale tak nie jest..no może trochę,ale tylko w małym stopniu,na pewno spostrzegłabym karabiny..
-Nie muszą być sami.-Uśmiecham się do siebie.
Nathalie,jesteś genialna.
-Sama nie wiem.-Mam ochotę prychnąć.Gdyby kazał jej skoczyć w ogień zrobiłaby to bez wahania,więc niech nie chrzani,że nie zgodzi się na taką błahostkę.
-Oj daj spokój.-Zasłaniam usta,starając się nie zaśmiać.Boże,czyż to nie było komiczne? Robił z nią co chciał,a ona po prostu dawała za wygraną.Dlaczego ja nie mam na nią takiego wpływu? Ach no tak.Nie jestem Zaynem.I nie mam jego cudownych włosów.Tak.Włosy to on miał cudowne.-Nie ufasz mi.
-Ufam,ale..-Mlaskanie..całowali się,dość namiętnie.Uśmiecham się szeroko,wstając zadowolona ze stopnia,na którym deska zaskrzypiała.


Staję przed lustrem,rozczesując długie włosy złotym grzebieniem.
-Piękna.-Silne ramiona oplatają moją talię.W odbiciu dostrzegam parę czekoladowych tęczówek intensywnie się we mnie wpatrujących.Jest tak nieprzyzwoicie piękny.
-Zayn.-Uśmiecham się lekko,odwracając do niego.Nie przeszkadza mi fakt,że jestem przed nim w samym ręczniku,który za chwile może zsunąć się z mojego ciała,ukazując mnie nagą.
-Do kogo należysz?-Pyta uśmiechając się leniwie,jakby to mogło sprawić mu wysiłek.Pachnie tak jak zwykle.Papierosy,mięta i ta dziwna woń cynamonowa.
-Do ciebie.-Odparłam bez zastanowienia,lekko zaciskając materiał ręcznika w pięść.
-Dobrze kochanie.-Uśmiecha się,ciągnąc mnie za rękę w stronę mojej sypialni.Układa moje ciało na łóżku,delikatnie,jakby nie chciał zrobić mi krzywdy.Pochyla się nade mną,składając pojedynczy pocałunek na moich małych ustach.Czuję jak napiera na mnie swoim kroczem,ale nie reaguję na to.
-Zabawimy się skarbie.-Uśmiecha się,niczym rekin,przez co lekko chichoczę.Już chce odkryć moje ciało,ale ja nie da się tak łatwo.Popycham go na plecy,siadając na nim okrakiem.Role teraz się zmieniają i to ja jestem na górze.Ręcznik,lekko zsuwa się z moich piersi,ale go nie poprawiam.Patrzy na mnie,głośny,podniecony,piękny,jak nikt inny.
-Będziemy bawić się na moich zasadach,skarbie.-Mój ton jest spokojny,ale pewny.Tym razem to ja posyłam w jego stronę uśmiech,ten podobny do jego i lekko zsuwam się z jego torsu,siadając na nogach.Zręcznie odpinam guzik od ciemnych dżinsów,zagryzając wargę.Moje dłonie nawet nie drżą,jestem wyluzowana.Pełen luzik.
-Umieram.-Jęczy,gdy przez przypadek dotykam jego przyrodzenia.Być może,to nie był przypadek.-Błagam skarbie.-Zaciskam na nim palce,śmiejąc się głośno.Jest teraz tak niewinny i bezbronny.Ma lekko rozchylone usta,a jego policzki przybierają różowy odcień
-Lubie,gdy błagasz.-Przyznapatrząc na niego wyzywająco.Oblizuję suche usta,poruszając się na nim lekko.-Błagaj dalej.
-Błagam,błagam..och-Kolejne głośne jęknięcie,opuszcza jego usta.-Taka seksowna.-Mruczy pod nosem,ale ja to słyszę.Seksowna.Zaciskam na nim rękę co spotyka sie z jego głośnym sykiem.Robię to tak naturalnie,automatycznie.Przychodzi mi to z niebywałą lekkością.Nie boję się,ufam mu.Rozbieram jego a potem siebie.Pozwala mi go zdominować.Nie robi nic,jedynie przygląda się moim ruchom w skupieniu.Moje ciało nachyla się nad jego twarzą.Jesteśmy blisko siebie,nasze oddechy się mieszają.
-Zayn.-Szepczę.Jestem tak rozpalona.Czuję jakby ktoś od środka palił każdą część mojego ciała,Policzki mi płoną.-Chcę cie dzisiaj…w sobie.
Wchodzi we mnie.
Budze się i siadam gwałtownie.Moje oczy błądzą po pokoju,który jest całkowicie pusty i ciemny,mroczniejszy niż kiedykolwiek.
Chryste.Przeczesuję włosy palcami,zerkając na okno.Jestem serio porąbana.
****


-…dobrego chłopaka i dożyj do osiemnastki.-Wręczam zamszowe pudełeczko Clar,na co ta tylko posyła mi mały uśmiech.Otwiera szkatułkę,w której znajduje się srebrna bransoletka z małym serduszkiem,na którym wygrawerowane,dwie splecione literki N i C.
-Jest cudowna.-Przyciąga mnie do siebie,całując mocno w policzek.-Dziękuje.-Odsuwamy się od siebie.Patrzy na nowych gości i posyłając mi przepraszające spojrzenie,idzie w ich kierunku.Wzdycham.Nie mam najmniejszej ochoty tu przebywać i gdyby nie urodziny Clar,pewnie wyszłabym stąd bez wahania.Ale bądź co bądź,do diabła,to była moja przyjaciółka.Ona z pewnością nie przepuściłaby mojej imprezy,pewnie dlatego,że to Clar.No i,to w końcu tak jakby mój dom.Musze go pilnować,chodź moja przyjaciółka obiecała że sama się tym zajmie.
-Widzę,że  bawisz się przednio.-Uśmiecham się szeroko,obejmując blondyna w pasie.Ten opiera brodę o mój czubek głowy.Pachnie piżmem,cukierkami i wiatrem.
-Niall,staruszku,dawno cię nie widziałam.-Mówię,klepiąc go po plecach,na co śmieje się głęboko.
-Wiem.Pewnie bardzo tęskniłaś.-Uśmiecha się,odsuwając ode mnie,by położyć mi łokieć na ramieniu.
-Pijemy?-Moje oczy zabłyszczały.W jego dostrzegam niemałe wahanie,ale w końcu posyła mi szeroki uśmiech.Splata palce naszych dłoni.
-Pijemy.

-Chwilunia.-Odsuwam przystojnego szatyna,który przed chwilą robił mi malinkę.Mrużę oczy taksując go wzrokiem.Jest naprawdę przystojny,ale na oko ma jakieś 23 lata.Może gdyby był młodszy pobawiłabym się z nim dłużej.-Znamy się?
-Nie.-Przystojniak marszczy brwi i uśmiecha się do mnie cwaniacko,zaciskając palce na moich biodrach,na co unoszę brwi.-Ale możemy się poznać laleczko.
-Ach tak?-Patrzę wymownie na jego ręce.
-Mhm.-Obnaża białe zęby w uśmiechu,na co tylko parskam.Piękniutki,ale nie mam na niego ochoty.
-Śnij dalej,laleczko.- Odchodzę od niego,specjalnie kołysząc biodrami.Czuję jego wzrok na swoim tyłku i odwracam się puszczając mu oczko.Wytrzeszcza tylko oczy,ale wie,że i tak nic z tego nie będzie.Przykładam chłodną dłoń do rany na szyi,która piecze niemiłosiernie po mocnym ugryzieniu.Sukinsyn zna się na rzeczy.Opieram dłonie na biodrach i patrzę dookoła na ludzi.Wytrzeszczam oczy kiedy widzę chłopaka.I blondynkę która przy nim klęczy.Dziwne...ma głowę idealnie na wysokości jego...
Szybko odwracam wzrok.O mój Boże,ludzie.Łazienka istnieje w tym domu! Wzdrygam się,wiedząc że jutro będę musiała wszystko sprzątać.Cudownie.Wzdycham i wchodzę schodami na górę,chcąc iść do mojego pokoju.Słysząc jęki,które z niego dochodzą uderzam się otwartą dłonią w czoło.Mogłam jednak zamknąć drzwi na klucz.Nie chcę nawet wiedzieć co będę musiała jutro przeżywać sprzątając to wszystko.Otwieram okno i wyciągam jednego papierosa z paczki.Zaciągam się mocno i patrzę na widok przez okno.Widzę grupkę ludzi,którzy otaczają dwóch chłopców i wrzeszczą jak dzikusy.No nie wierzę.Biją się.Zaciągam się mocno i już mam do nich schodzić i jakoś uspokoić towarzystwo,ale drzwi od pokoju się otwierają.Wychodzi z nich długonoga blondynka,którą widzę pierwszy raz na oczy.
Prawię krztuszę się dymem,widząc jak Zayn idzie zaraz za nią,zasuwając rozporek dżinsów.
I czuję,że przestaję oddychać.
*******
Zayn skurwysyn,haha,poprzednim razem było zbyt słodko,dlatego postanowiłam coś z nim zrobić,żeby się chłopak ogarnął! :)
-Nie odchodź.
-Nie odchodzę.
-Kochaj mnie.
-Nie potrafię.
-To ja idę.
 Pozdrawiam Nobody :*