czwartek, 19 lutego 2015

Maybe I love You? Rozdział 20.

 
 -Tak,tak Ni.-Upijam spory łyk boskiej brandy,uśmiechając się do siebie głupkowato.To była trzecia...czwarta szklanka.Nie,chyba jednak piąta.Z resztą czy to miało jakieś znaczenie?-Znalazłam ją.
-Boże…jest w domu? Tak się martwiłem..
-Nie...nie miałeś...-Głos jakby utkwił mi w gardle.Nabieram dużego oddechu do płuc.
-Co?-Słyszę jego zdezorientowany głos,po drugiej stronie słuchawki.
-Nie miałeś o co.-Krztuszę wreszcie,z niemałym trudem,przyznam szczerze.To chore.To znaczy,mam na myśli,pierwszy raz zdarzyło mi się,żebym nie mogła tak bardzo wymówić czegokolwiek po alkoholu.Czy to oznacza,że przesadziłam?
Patrzę na pokój,który dziwnie wiruje.
Czy to znaczy,że przesadziłam bardziej niż zazwyczaj? 
-Nathalie? Co z tobą...bełkoczesz.-To było pytanie czy stwierdzenie? Wypuszczam głośno powietrze z płuc,marszcząc brwi i uparcie chcąc znaleźć telefon w zasięgu mojego wzroku.Obiegam spojrzeniem cały pokój.Nic.Nie ma go.Po niecałych pięciu minutach,zdaję sobie sprawę,że mam go w ręce i właśnie rozmawiam przez niego z moim przyjacielem.Chryste.Jestem naprawdę głupia. 
Albo zbyt pijana,żeby myśleć.
-Nie mów mi,że też się opiłaś.-Bingo kochany!
-No...co ty..-Wypuszczam głośno powietrze z ust, nie mogąc już powstrzymać cichego śmiechu.Kręci mi się w głowie,przez co biorę kilka głębszych wdechów,chcąc doprowadzić się do normalniejszego stanu.To się nie udaje,mało tego,jest jeszcze gorzej.Nigdy nie czułam się tak bezradna,jakbym nie mogła panować nad własnym ciałem,głosem,słowami.Gdzieś w głębi duszy wiem,że powinnam się rozłączyć,odstawić brandy do barku,iść spać nim Lil mnie taką zobaczy,ale obojętność na konsekwencje wygrywa ze zdrowym rozsądkiem.Więc siedzę,biorę kolejny łyk alkoholu-znowu i niszczę sobie życie jeszcze bardziej-znowu.
-Jadę do ciebie..-Marszczę brwi,słysząc głośne trzaśnięcie drzwiami.Nagle,jakby z pod ziemi wyrasta  przede mną moja milusia siostrzyczka wraz ze swoim równie milusim chłopakiem.Są rozmazani,jakby dopiero co wyszli z głupiej kreskówki,a ja przecieram oczy upewniając się czy naprawdę śnię.
Doprawdy? Głupi język! WSZYSTKO PRZEZ NIEGO.
-To...nie...będzie...-Mruczę,zamykając niekontrolowanie powieki.Słabo mi.-..Liliane...-Rozłączam się,rzucając aparat na stolik obok mnie.Nie wiem co się dzieje,ale to na pewno nie jest nic co mogłoby być dobre,bo ja naprawdę, cholera,strasznie sie czuję.
-Cześć,cześć.-Mówię słabo, próbując podnieść się z kanapy,z –niestety,albo i stety- marnym skutkiem.No tak.Picie od zawsze było dla mnie dużym problemem,zważając na moją słabą głowę.Dodatkowo pół butelki brandy,to z całą pewnością nie na moje nerwy.Tak.Z całą pewnością.I głowę z resztą też.O ironio.
-Czyś ty zwariowała!?-Blondynka podchodzi do mnie,a jej szpilki odbijają się o podłogę wywołując głośny stukot obcasów.Chyba nawet za głośny.Mierzwię włosy.
-To retoryczne pytanie?
Mam ochotę zwymiotować.Słabo widzę i słyszę.Wszystko wydaje się dla mnie abstrakcyjne,jak w jakimś śnie.Nawet to,że przede mną stoi.Tak zła i zawiedziona.Mam ochotę wstać i ją przytulić.Powiedzieć,że mi przykro,ale wcale tak nie jest ;nie jest mi przykro,cholera nie znoszę tego,że udaje taką świętą i dobrą,a prawdą jest to,że zdradziła swojego chłopaka.To nie powinno mnie obchodzić.Powinnam mieć to gdzieś.Powinnam mieć gdzieś wszystko. 
Mam gdzieś wszystko.
Cholera.
-Wypiłaś prawie połowę brandy! Jesteś nienormalna?!-Zaczyna mnie szarpać,na co tylko przewracam nieprzytomnymi  oczami,a cichy chichot opuszcza moje usta.A to było pytanie retoryczne-wiem to,na bank retoryczne pytanie.Najbardziej retoryczne pytanie,jakie kiedykolwiek mi zadano. Jestem prawie nieprzytomna,ale czu się dobrze.Tylko...trochę słabo.Ktoś może otworzyć okno? Patrzę na swoje dłonie.Dlaczego nie czuję palców?
-Sh...-Przyadam palec wskazujący do ust.-Stul pysk.-Słysząc moje słowa marszczy brwi,zła,ale i też zażenowana.Pociera czoło prawą,wypielęgnowaną dłonią,spoglądając za siebie.Też bym tam spojrzała,gdybym miała na to siłę.Chyba nad czymś intensywnie myśli,jednak nie jestem do końca pewna.Nie za bardzo ją widzę.Pewnie to przez zamknięte oczy.A może i nie.
-Zayn...mógłbyś zanieść ją do jej pokoju?-Mruczy niewyraźnie.Albo to ja niewyraźnie słyszę.Prycham głośno podnosząc się ze swojego siedzenia.Lekko chwieję się na nogach,podpierając ręką o zagłowię kanapy.Dziwne,myślę.Dziwne,bo pokój wiruje właśnie w tym momencie.A ja dalej nie czuję palców.
-Luz,dam sobie radę sama.-Mówię,tak cicho,że jestem prawie pewna, iż mnie nie usłyszeli.Stawiam krok,po którym nogi się pode mną załamują.Gdyby nie silne ramiona bruneta i jego natychmiastowa reakcja,osunęłabym się na podłogę jak kłoda.
Czuje jego ładny zapach.Mięta,dym papierosowy,czekolada i cynamon.I jego chłodne dłonie.Tak przyjemne.Przymykam ciężkie powieki.
Zdradził cię chłopak? Upij się.
Twoja siostra przelizała się z przyjacielem swojego chłopaka? Upij się.
Chłopak twojej siostry chce się z tobą bzykać?  Kurwa,upij się,bo czemu nie.
Moja podświadomość kręci głowa i wyśmiewa się ze mnie,a ja mam ochotę dać jej w twarz.Nie mogę ignorować tego,jak jego dłonie zaciskają się na moich biodrach,a potem bierze mnie na ręce i idzie ze mną na górę,nawet nie zwracając uwagi na Lil.
Kładzie mnie delikatnie na łóżku i  przykrywa miękką,ale chłodną kołdrą.Uśmiecham się blado,łapiąc jego dłoń i lekko pocierając jej skórę kciukiem.Jest chłodna i szorstka,ale w porównaniu do mojej,duża.Nawet większa niż mogło by się wydawać.Zataczam małe kółeczka opuszkami palców na jego skórze,a on lekko drży.Sama nie wiem czemu to robię,to tak jakby odruch.I przyszedł mi zadziwiająco naturalnie.Pewnie dlatego,że nie miałam cholernego pojęcia co robię.
-Zgaduje...-Mamroczę patrząc na niego nieprzytomnym wzrokiem.Widzę go za to dokładnie.Jego idealna twarz jest śniada,a policzki lekko zaróżowione.Suche usta,opuchnięte,jak po namiętnych pocałunkach,ale ja wiedziałam,że wyglądają tak zawsze.Pełne,malinowe,niemo błagające żeby składać na nie mokre pocałunki,wręcz do tego stworzone.Kiedyś mogłam ich dotykać bez wyrzutów sumienia.Teraz już nie,bo Zayn nie był mój,a ja nie byłam jego.-że moja przyjaciółka...nie spełniła się w r...roli kochanki.Wyglądasz...na smutnego...Zayn.-Cisza.Tylko ona mi odpowiada.I już wydawało mi się,że nic nie powie,bo tylko na to jego zachowanie wskazywało,ale jednak mówi coś jeszcze.
-Martwiłem się.
Byłam prawie pewna,że to nie była moja halucynacja.

                                                                            ****
-Jak mogłaś to zrobić? Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę...mój Boże..-Blondynka zbiera garść swoich włosów w dłoń,mocno za nie ciągnąc,jakby chciała je wyrwać.-Wypiłaś prawie pół butelki bardzo mocnego alkoholu,mogłaś się nawet zabić!-Jej twarz jest czerwona ze złości,na co dźwigam brwi.Cholera…pieprzysz stara.
 -To się zdarza.-Upijam łyk herbaty,parząc sobie końcówkę języka wrzątkiem.Syczę cicho,odstawiając na stolik.
-Serio? Kurewskie serio Nathalie?-Kręci głową.-Zdarza?-Co prawda,nikt jeszcze nie wymyślił metody na zabijanie wzrokiem,jednakowoż moja siostra chyba właśnie próbowała takową znaleźć-Ty mnie kiedyś wykończysz,kurwa mać! Miałam już dzwonić po karetkę,byłaś nieprzytomna! Ta dawka alkoholu mogła cię zabić dziewczyno!-Kurwa mać? Kurwa mać? KURWA MAĆ? Cholera,albo się przesłyszałam,albo moja idealna siostrzyczka właśnie przeklęła.
Twoja idealna siostrzyczka wczoraj zdradziła swojego chłopaka.
Dobra,dobra.
-Daj spokój.-Przewracam oczami,znowu biorąc w dłonie kubek już nie tak gorącej herbaty.-Idź do Liam’a.Pocieszy cię i wiesz.Będzie cacy.-Kiedy widzę wyraźny szok na jej twarzy śmieję się cicho.-Chyba,że wolisz puszczać się z Zaynem,hę?-Próbuję wstać z kanapy,ale z bardzo marnym skutkiem.Opadam z powrotem na siedzenia z głośnym westchnieniem,które ucieka z moich ust.-Który jest lepszy?Który lepiej się pieprzy?-Ból.Na lewym policzku.Z mojej lewej.Z jej prawej mojej lewej.
-Kurwa,siostrzyczko to już drugi raz jak mnie spoliczkowałaś.-Chichocze,końcówką języka nawilżając dolną wargę.Przykładam lodowatą dłoń do gorącego policzka i lekko go pocieram,jakbym tak mogła ukoić ból.-Zaczynam się przyzwyczajać.
-Idź do swojego pokoju.Nie chce na ciebie patrzeć.-Szepcze przerażona,zasłaniając oczy dłonią,ale ja widzę jak po jej policzku toczy się duża jak groch łza.Raniłam ją.I siebie.Ale chyba bardziej ją.
-No to.-Odchrząkuję,złośliwie się uśmiechając.-Narka.-Wykonuję dziwny gest i sap głośno.Pozostaje mi tylko wstać z tej kanapy.Podpieram się o zagłowię skórzanego siedzenia i stawiam mały krok,kołysząc się na stopach.Wzdycham głośno.Jeszcze tylko kilkadziesiąt takich pięciominutowych kroków i tylko patrzeć jak będę w moim pokoju.Kurewsko.Liliane obdarza mnie wzrokiem pełnym pogardy i sama wychodzi z salonu,a ja opadam na fotel,krzywiąc się lekko.Jestem zła i niemiła.Tak,taka właśnie jestem.
                                                                           ***
-Więc mówisz,że mnie nie zdradzasz?-Marszczę brwi wgapiając się zaciekawiona w ekran telewizora plazmowego.Akurat leci jeden z tych banalnych seriali,których nienawidzimy,ale i tak oglądamy bo chcemy wiedzieć co będzie dalej.Tak.Historia bezlitosnego playboya i słodkiej,niewinnej dziewczyny.Na początku chce się z nią tylko zabawić,ale później,mimo całkowitego braku empatii i tak się w niej zakochuje,bo czego kurwa nie! W końcu to tylko playboy,chłopak sypiający z kilkoma dziewczynami w ciągu dnia,ale i tak pokocha tą jedną,słodką,która odmieni jego życie i już zawsze będą szczęśliwi.
-Oczywiście,że cie zdradza idiotko.-Przewracam oczami sfrustrowana.Przygryzam wnętrze policzka czekając jakże niecierpliwie na rozwój wydarzeń.
-Oczywiście,że cię nie zdradzam kochanie.-Otwieram buzie zdziwiona,gdy blondyna wtula się w tors bruneta naiwnie wierząc w jego słowa.Zirytowana wyłączam plazmę jednym przyciskiem pilota,po czym rzucam przedmiotem o podłogę z całych sił jakie posiadałam.Co za...idiotka z tej Mary.Podskakuję na siedzeniu słysząc dzwonek do drzwi.Spoglądam niechętnie w ich kierunku,jakby właśnie znajdowało się na nich coś niesamowicie obrzydliwego. Kiedy nieproszony gość zaczyna bardziej dobijać się do drzwi,nie mogę powstrzymać się od przewrócenia oczami.
-Idę!-Krzyczę z goryczą,wstając niezdarnie z kanapy i o mały włos nie potykając się o trampka stojącego na samym środku salonu.Kiedy mierzę swój ubiór wzrokiem,mam ochotę parsknąć śmiechem.Stary top wisi na mnie tak,jakby za chwilę miał ochotę spaść,a spodnie zsuwa się z kościstych bioder,że nie będę wspominała o sianie na głowie,które do niedawna nazywać mogłam,lub też nie, włosami. Z niewesołą miną,podchodzę do dębowych drzwi,naciskając metalową gałkę.Unoszę brwi widząc osobę stojącą przede mną.Idealnie ułożone,ciemne włosy,układają się w delikatne fale i opadają na chude ramiona,blada skóra wydaje się bielsza niż zazwyczaj a oczy wpatrują się we mnie ze skruchą i widocznym bólem,który zadaję jej swoją obojętną postawą.Jest chudsza,niż ją zapamiętałam.
-Cześć.-Chrypie.Nawet bez podkładu,jej skóra jest nieskazitelna,ale bledsza,przez co jej oczy ciemniejsze i większe.
-Czego chcesz?-Moje słowa prawie jak szept.Słabe i bezbarwne.Tak bardzo nie chciałam na nią patrzeć.
-Ja..przyszłam porozmawiać.-Wzdycha,przecierając bladą twarz,wypielęgnowaną dłonią.Formuję dzióbek z ust,patrząc na nią posępnym wzrokiem.
-O czym?
-Dobrze wiesz Nathalie.-W jej głosie słyszę nutkę zniecierpliwienia.Zakłada ręce na biodrach,mrużąc kocio oczy.
-Nie,nie wiem.-Kręcę przecząco głową.-Ja już nie mam o czym z tobą rozmawiać.
-Nie nienawidzisz mnie.-Zagryza mocno wargę wymalowaną krwistą szminką,oddychając szybko jak po biegu.-Nie możesz.Jesteśmy przyjaciółkami.
-Byłyśmy.-Unoszę wysoko głowę ,uśmiechając się zimno.-Póki nie puściłaś się z moim byłym ukośnik obecnym chłopakiem mojej siostry,którego sama mi odradzałaś.
-Nie udawaj cnotki Nathalie.-Prycha kpiąco,krzyżując ręce na piersiach.Przestępuje zdenerwowana z nogi na nogę.-Sama kilka razy się z nim przelizałaś.Wyświadczyłam ci przysługę,teraz się od ciebie odczepi.
-Przysługę?-Marszczę brwi głęboko zdezorientowana.To nie mogła być prawda.Z całą pewnością to nie była prawda.Był dupkiem,ale nie aż takim.-Pieprzysz Clar,dobrze wiem,że pieprzysz.
-Prosty układ.-Sprostowała,patrząc mi głęboko w oczy.Jej jarzyły się posępnym blaskiem.-Ja oddam siebie,on odpuści tobie.
-Pieprzysz!-Krzyczę,a mój głos się załamuje.-Puściliście się dla zabawy!
-Pomyśl.-Kładzie dłonie na moich ramionach i potrząsa nimi,a moja głowa bezwładnie opada na dół.Unosi mój podbródek dwoma palcami,zmuszając do tego abym spojrzała w jej oczy.-Zrobiłam to dla ciebie.Dla nas,teraz się od ciebie odwali.
-Nie.-Wyszarpuję ciało z jej rąk,łapiąc za drzwi.-Nie wierze ci.-Zamykam je,przed nosem Clar z impetem.Kręcę głową,przeczesując we frustracji włosy.Niemożliwe.Posądziłabym Zayn’a o wszystko,ale...nie o to.Nie wierzyłam Clar.Kłamała.Musiała kłamać.

Łapię butelkę schłodzonego Jacka Daniels’a w dłonie,nalewając sobie trochę do szklanki.Czy to mogła być prawda? Zayn naprawdę zaproponował by to Clar? A może to ona mu to zaproponowała? Ale dlaczego on się zgodził? No dobrze,nie oszukujmy się.Moja przyjaciółka była atrakcyjna,ale...Zayn mógł mieć każdą,dlaczego właśnie ją? Dlaczego Clar,moją przyjaciółkę? Może sprawiłoby mu to jakąś chorą satysfakcję?  Podskakuję niczym wyrwana z transu,kiedy drzwi frontowe domu się otwierają.Wydymam dolną wargę wstając z kanapy i odstawiam z trzaskiem naczynie z do połowy wypitym alkoholem,na szafeczce,tuż obok kanapy,na której niedawno zagrzewałam miejsce.Mój uśmiech jest fałszywy,kiedy widzę zdradziecką  gębę dupka Malika.Tak,obiecałam sobie,że od dzisiaj tak właśnie będę go nazywać.Nie inaczej.
-Cóż za zaszczyt mnie kopną?-Mruczę,leniwie się rozciągając.Poprawiam top,gładząc jego materiał chudą dłonią,po czym znowu wracam na kanapę.
-Nathalie.To tak bardzo niespotykane spotkać cię w stanie trzeźwości.-Przewracam oczami,na jego zgryźliwą uwagę i sięgam po szklaneczkę z trunkiem.Przejeżdżam po jej brzegu,długim paznokciem,uśmiechając się lekko.Ta,to prawda,że w ostatnich dniach nie byłam najtrzeźwiejszą osobą,ale,hej!  Uważam,że miałam do tego pełne prawo,zważając na to co moja siostra jak i on sam wyprawiał,nie wspominając już o mojej przyjaciółce.
-Już niedługo.-Uśmiecham się upijając łyk ze szklanki.Poprawiam się na kanapie.-Zgadnij ,kto mnie dzisiaj odwiedził Zaynie.
-Dobra.-Siada na kapanie,łapiąc moje nogi i kładąc je sobie na kolanach.Opiera się o zagłowię siedzenia,mrużąc oczy i cicho mrucząc.Mam zamiar tupnąć nogą w geście buntu,ale nie mogę wyswobodzić jej ze stalowego uścisku Zayn'a.Prycham pod nosem.-Zgaduje,że był to Święty Mikołaj,ale nie byłaś zbyt grzeczna i pyskowałaś,dlatego nie dał ci prezentu,jednak ty oddałaś mu swoją niewinność i dodatkowy bonus.-Łapie moje stopy,masując je.Staram się nie zachichotać ,przez dokuczliwe łaskotanie,jakie powodują jego palce.-Szybki numerek.
-Doprawdy jesteś jasnowidzem.-Mruczę starając się ignorować ciepły dotyk jego dłoni.Wzdycha,kładąc jedną rękę na kanapie i delikatnie gładząc jej śliską,skórzaną powierzchnie.Jestem lekko zdenerwowana,ale z całych sił nie chcę dać tego po sobie poznać.Moja zasada numer jeden:nigdy nie pokazuj swoich prawdziwych uczuć,przed dupkiem Zaynem,ponieważ dupek Zayn to wykorzysta i obróci przeciwko tobie.
Dobrze,tak naprawdę nie było takiej zasady.W każdym bądź razie ,ja  wiedziałam,że była taka zasada i się nią nie kierowałam.
-Och...bardziej chciałbym być tym Mikołajem cukiereczku.-Próbuję wyrwać się z jego uścisku,ale otwiera na półprzymknięte powieki i delikatnie ściska moje nogi.Wzdycham ciężko, krzywiąc się i odkładam już pustą szklankę na swoje miejsce.
 -Chyba mieliście z Kirą umowę no nie? Więc raczej sobie nie ulżysz Mikołajku.-Spojrzał na mnie zdezorientowany,a ja posłałam w jego stronę sekundowy,pusty uśmiech.A mam cię imbecylu! Myślał,że jest sprytny?
-Więc suka tu była.-Mruczy,po czym kpiąco się śmieje.Marszczę brwi,nie wiedząc doprawdy z czego się tak cieszy.Przecież nie powiedziałam nic śmiesznego.-Ta...mieliśmy tą śmieszną umowę i co z tego? –Pochyla się w moją stronę,uśmiechając lekko.Mój oddech staje się płytszy,kiedy uzmysławiam sobie,że nasze nosy prawie się o siebie ocierają.
-Sukinsynie.-Uśmiecham się nieszczerze,kręcąc głową z niedowierzania.-Ty podły skurwielu.
-Och...masz bardzo ostry języczek,ale wątpię,żebyś mogła użyć go do czegoś bardziej użytecznego.
 -O to się nie martw.-Syczę zła,wstając gwałtownie z kanapy.
-Jak mogłeś wykorzystać moją przyjaciółkę?-Warczę w jego stronę,oddychając głośno jak po biegu..-Masz wokół siebie pełno kurew.Dlaczego akurat ona? Dlaczego Clar?
-Czysty układ.-Krzywię się,słysząc te słowa po raz drugi tego dnia..-Pieprze ją,twoje ciałko zostaje nietknięte cukiereczku.-Mam ochotę przywalić w beznadziejny obraz Lil,który wisi na ścianie.
-Przecież.-Zamykam oczy głośniej oddychając.-Sam powiedziałeś,że nie dotrzymasz umowy.
-Nic takiego nie powiedziałem.-Wzrusza beztrosko ramionami.Nie.Nie walnę w ten badziewny obraz.Moja pięść za to,zajmie się kimś zupełnie innym.A może...może by tak zdjąć obraz ze ściany i mu nim przywalić?  Zerkam jeszcze raz na przedmiot przede mną.Ta ramka wygląda na dość ciężką.Ciekawe na ile straciłby przytomność,gdybym rozwaliła mu ją na czaszce.
-Jesteś podły.-Szepczę,czując żołć w gardle.-Myślałam,że skoro zająłeś się  Lil,zostawisz w spokoju  inne bliskie mi osoby.-Mierzę jego sylwetkę ostrym jak nóż spojrzeniem.-Ale ty ja zwykle musiałeś spieprzyć.
-Raczej pieprzyć.-Mrużę oczy,obserwując jak niemal leniwie podnosi się z kanapy.Jego swobodne ruchy,i szelmowska postawa,sprawiają,że jeszcze bardziej chcę rzucić się na niego z pięściami..
-Jesteś podłym sukinsynem Zayn.
-I co z tego?-Jego uśmiech jest cyniczny,a moja ślina tak gorzka.Nie mam nawet jak jej przełknąć.-Nathalie.Nawet gdybym zrobił najgorszą rzecz w życiu,nawet gdybym powybijał całą twoją rodzinkę,nawet teraz,kiedy wiesz,że pieprzyłem Kirę,kochasz mnie,bo to ja.-Podchodzi do mnie powoli,jak drapieżnik,który przygotowuje się do skoku na swoją ofiarę.Czuję jego oddech na moich policzkach.Jest tak ciepły i przyjemny.
-A ty nigdy nie przestaniesz mnie kochać.
Nigdy.   
   
I nie było nic,pustka już od dawna.
Bo miłość mnie zbeształa,zdeptała.
Kpiła ze mnie i się śmiała.
I doszłam do wniosku,że mnie nie kochała.
I tak,jak ten chłopak ,me serce złamała.

Pozdrawiam Nobody xoxo
a i nie zapomnijcie o asku dla bohaterów,może macie do nich jakieś pytania?

niedziela, 8 lutego 2015

Maybe I love You? Rozdział 19.



Czasami,każdy z nas,ma takie chwile,kiedy czuje,że jego ciało pomału się rozpada,albo wnętrzności kruszą i nie masz już nic tylko ciemność i pustka i chłód.I nic i nic i nic.Albo ogarnia cię nicość,albo coś na kształt nicości i kompletnego opustoszenia.
-Jestem potworem Niall?-Mruczę w jego szyje,dmuchając na nią ciepłym powietrzem,przez co blondyn tylko cicho chichota.Kira,która leży z drugiej strony łóżka,obejmuje mnie w talii,jeszcze bardziej,wbijając długie,czarne paznokcie w moje kościste biodra,przez co tylko się krzywię,nie wydając z siebie żadnego dźwięku..Leżą obok mnie,jakby byli tarczą,która chroni mnie przed problemami,chociaż..może jednak nią są.A może nie i gdy wyjdą,znów będę rozbita na drobniutkie kawałeczki,jak potłuczone lustro? Powiedziałam im wszystko,nie mogłam już dusić w sobie wszystkich emocji.Spodziewałam się,że będą zdziwieni,ale tak nie było.Nie mówili nic.Kiedy już wysłuchali mnie do końca,milczeli,a ja razem z nimi.I każdy myślał zapewne o tym samym.Przynajmniej tak mi się wydawało.
-Nie jesteś potworem Nathalie.-Odpowiada przyjaciółka,po długiej chwili milczenia.Wzdrygam się lekko na jej odpowiedź,która ani trochę mnie nie zadowoliła.-Jesteś tylko człowiekiem i też popełniasz błędy.
-Co..co ja mam zrobić.-Z mojego gardła ucieka szloch i niemal czuję,jak wszystkie mięśnie Niall’a się napinają.Cisza.Nikt nic nie mówi,a w pomieszczeniu słychać tylko mój cichy szloch.Widać,że są zszokowani,chyba tak samo jak ja.Jak mogłam pozwolić sobie na płacz,przy kimkolwiek? Nigdy nikomu sie nie zwierzałam,a kiedy nadszedł ten moment,wszystkie emocje we mnie się skumulowały i wybuchły niczym wulkan i czułam się lepiej.
Byłam słaba.Czułam się pozbawiona wszystkich sił,całej energii,jakby ktoś ją ze mnie wyssał do cna.
-Powiedz jej prawdę.-Mówi chłopak,przekręcając głowę,w stronę mojej twarzy.Wierzchem chłodnej dłoni ściera kilka łez,które ośmieliły się wypłynąć z moich ciemnych oczu.Wzdrygam się jakby na mnie wrzasnął.-Lil,musi poznać prawdę.
-Ona mnie znienawidzi.-Mówię cicho,a mój głos brzmi,jakbym właśnie była w trakcie połykania żrącego kwasu.-Zayn,on..powie jej,że to ja próbuje go uwieść,a nie na odwrót.Cholera..ja wiem,jak dobrze Zayn umie manipulować ludźmi.-Podnoszę się do pozycji siedzącej,z niemałym trudem.Jest mi słabo,jestem wyczerpana.-Znienawidzi mnie.-Obejmuję swoje ciało ramionami,chcąc zasnąć i już nigdy więcej się nie obudzić.Czuję,jak dwójka przyjaciół również mnie obejmuje,po raz kolejny tworząc coś na kształt schronienia.Kocham ich.Niesamowicie bardzo,chyba nigdy nikt nie był dla mnie takim wsparciem.
-Pomożemy ci.-Szepcze Clar w moje włosy,wdychając głęboko ich zapach.Czuję ciepło ich ciał i nie mogę powstrzymać nikłego uśmiechu formującego się na mojej twarzy.
-Będziemy przy tobie.-Niall,pociera moje plecy,dłonią jakby chciał mnie ogrzać.Nie mogąc się powstrzymać,płaczę i szlocham głośno.I wiem,że to żałosne,ale to Niall i Clar.Moi przyjaciele.Moja rodzina.Moja podpora.Nic nie mówią,po raz kolejny.-Na zawsze.

****
-Jesteś idiotą-Prycham,podnosząc się z zielonej trawy i wytrzepując porządnie spodnie.-Nie chce mi się już w to bawić Ni.
-Jak to?-Mruga szybko powiekami.-Przecież to najwspanialsza zabawa pod słońcem!
-Masz racje.-Kiwam pomału głową.-Dla dzieci.
-Sugerujesz,że jestem dzieckiem?-Zakłada ręce na biodra,wpatrując się we mnie z lekkim rozbawieniem.Przybieram podobną postawę,do tej jego.
-Nie.-Śmieję się cicho.-Jesteś za to najbardziej zdziecinniałym nastolatkiem,jakiego świat widział.-Na moją wypowiedź,chłopak przewraca tylko teatralnie niebieskimi oczami,które tak bardzo mi się podobają.
-Mam hot-dogi suki!-Kira podbiega do nas,z szerokim uśmiechem na twarzy.Unoszę brew,na jej wypowiedź,ale po chwili odbieram od niej jedzenie i wgryzam się w bułkę.Co do jej terapii to zaprzestała na nie chodzić,jakieś dwa tygodnie temu.Zgodnie z panną Melanie,stwierdziły,że już nie potrzebuje porad psychologa.Na ostatnią sesję poszłyśmy razem.Melanie podsumowała wszystko od początku,włączając fragment wypowiedzi,w której oznajmiała nam, jaka dumna jest z Clar i jej siły.Wtedy ta się rozpłakała,wypominając mi,że gdybym jej nie pomogła pewnie nadal pogrążałaby się w depresji.Mimo wszystko nie czułam się komfortowo w tej sytuacji.Temat gwałtu,chciałam zamknąć raz na zawsze i już nigdy do niego nie wracać,tym bardziej,że sprawca został już sprawiedliwie ukarany.
-Wiecie,poszłabym dzisiaj do klubu.-Śmieję się cicho,widząc jak Niall,nieudolnie próbuje zetrzeć ketchup z nosa.Nie zamierzałam wnikać w kwestie tego,jakim cudem się tam znalazł.Zerkam kątem oka na przyjaciółkę,która przegładza swoje włosy dłonią.Lekko rozjaśniła ich końcówki,przez co wyglądała bardziej dorosło.Ciekawe czy ja też tak bardzo zmieniłam się,przez przemalowanie włosów na czarno.
-Daj spokój Clar.Mam dość imprez.-Zbywam ją,przeżuwając w buzi ciepłą parówkę i starając się nie pójść w ślady Niall’a,wyciągam chusteczkę higieniczną z kieszeni,na wypadek ubrudzenia się ketchupem.
-Nie gadaj stara.-Wzdycha,patrząc na mnie zdołowana,ale i też zawiedziona.
-Ja też bym poszedł.-Niall,zerka na mnie.-Nathalie,nie musisz pić.
-Naprawdę myślisz,że wchodząc do klubu wyjdę z niego trzeźwa,nawet z zamiarem wyjścia z niego trzeźwa?-Patrzę na blondyna,niczym na wariata,ale kiedy widzę jego zrezygnowane spojrzenie,uśmiecham się w duchu.Wygrałam.-Pójdźcie sami.
-Kto skopie dupę chłopakowi,który będzie chciał mnie zgwałcić?-Zażartowała Clar,ale kiedy uświadomia sobie co powiedziała robi przerażoną minę.Patrzę na nią uważnie.
-Niall skopie gostkowi dupę.-Zwijam papier,którym owinięty był zjedzony przeze mnie hot-dog,w kulkę,po czym rzucam go do kosza,stojącego metr od naszej ławki.-Ale pamiętaj Ni,musisz zrobić to jak najporządniej,przynajmniej uszkodź mu żebra i nos,ewentualnie powybijaj kilka zębów.
-Tak jest.-Uśmiecha się przebiegle.-Kilka..a może być kilkanaście?
-Ale co?-Kira robi zdezorientowaną minę.
-No zębów,helo?-Ni,patrzy  na nią jak na idiotkę,by po chwili wybuchnąć gromkim śmiechem.Dołączamy do niego po krótkiej chwili, w której Clar łączyła wątki..


Później idę na cmentarz do mamy i zapalam znicz na jej grobie.Opowiadam jej o wszystkim co się wydarzyło niedawno,a chłodny wiatr owiewa moją skórę.Patrzę na fajkę w moim ręku.Nigdy nie sądziłam,że to właśnie martwa matka będzie jedyną osobą,której będę mówić całą prawdę.

***
Wchodzę do domu niczym burza i idę szybkim krokiem w stronę salonu.Dźwigam brwi,kiedy patrzę na Lil i Liam'a,którzy piją wino na kanapie.Nie wiem po co tu przyszedł i jest ostatnią osobą,jakiej bym się spodziewała w tym domu.
-Och..Nathalie.Gdzieś ty się włóczyła?-Liliane chrząka,urywając rozmowę z Liamem i przenosząc swoje spojrzenie na moją drobną sylwetkę.Przestępuję z nogi na nogę zażenowana.
-Tu i ówdzie.-Mruczę patrząc zaciekawiona na Liam’a.Przygryza wargę wpatrując się we mnie a potem zjeżdża wzrokiem na swoją dłoń,w której trzyma kieliszek z winem.
-Cześć Nat.Miło cię znowu widzieć.-Uśmiecha się cierpko w moją stronę,upijając łyk wina.
-Cześć.-Kiwam lekko głową.-Gdzie zgubiłaś Zayn’a?-Zaczynam kierować swoje kroki w kierunku kuchni i wyjmuję z lodówki butelkę niegazowanej wody.
-Powiedział,że musi wyjechać załatwić jakieś sprawy.I prawdopodobnie nie będzie go na noc.-W mojej głowie,pojawia się czerwone światło,kiedy piję zimną wodę.Nie wróci do domu powiadasz? Sprawy powiadasz? Jakieś,powiadasz?
-Okay.-Upijam ostatni łyk wody,która orzeźwiła moje wysuszone gardło.Cholera..kiedy jest potrzebny,nigdy go nie ma.-Co ma z tym wspólnego Li?
-Wpadłem do Zeen’a,ale kiedy okazało się,że go nie ma postanowiłem już iść.-Zeen’a? To jakieś nowe przezwisko,czy słodkie zdrobnienie?Och,ten dupek nie zasługuje na słodkie zdrobnienia.Chociaż może,Nic Nie Warty Dupek,Który Zdradza Swoją Dziewczynę Na Prawo I Lewo,można nazwać zdrobnieniem.Nie za długo?
Nie za ostro?
-Ale nadal tu jesteś.-Zauważam,dobierając słowa,jakby był co najmniej niedorozwinięty.Chociaż,chyba nie był całkiem normalny,jeżeli przyjaźnił się z Zayn’em?Czy też może z Zeen’em? Ha!
 -Bo go zaprosiłam,głuptasie.-Śmieje się cicho Lil.-Po co miałby się fatygować taki kawał drogi,a potem wrócić tak po prostu.Poza tym mam dzisiaj wolne,a jeżeli Zayn nie mógł mi towarzyszyć,to poprosiłam o to Liam’a.
Uchylam usta wyglądając przy tym jak ryba.
-Okay?-Stawiam butelkę na blacie i obchodzę wysepkę kuchenną,stojącą na środku kuchni.
-Może się do nas przyłączysz?Było by miło.-Proponuje dwudziestolatek.
-Spasuję.-Posyłam mu kilkusekundowy,sztuczny uśmiech.
-Nathalie.-Wzrok Lil jest karcący.Dreszcz przeszywa moje ciało.-Rzadko rozmawiamy,chodź.-Klepie miejsce obok siebie.Lekko się krzywię,ale ostatecznie siadam na miękkiej kanapie.Wkurza mnie to,że traktuje mnie jak niedorozwiniętą,jakbym nie miała przyjaciół i na siłę każe zaprzyjaźniać się i spędzać czas z nią i jej nienormalnymi znajomymi.
Jej i Zayn'a.
-Nathalie,powiedz.-Liam wygodniej rozsiada się na siedzeniu i poprawia naczynie w dłoni.Wino uderza w ścianki kieliszka,kiedy się porusza.-Jak tam Zeen’e sprawdza się w roli chłopaka twojej siostry?-Patrzę na niego uważnie,milcząc,jakbym wcale nie usłyszała jego pytania,jednak doskonale je słyszałam.Grunt w tym,że nie przychodziła mi do głowy,żadna racjonalna odpowiedź.
-Myślę um...uhm...-Tym razem,ja zaczynam wiercić się na kanapie.-Jest...dobrze.
-To świetnie.-Obnaża białe zęby w uśmiechu.Zerkam na jego rękę,zauważając atramentowy rysunek.Ha! Wiedziałam,że nie jest taki święty.1:0 dla mnie.
To,że ma tatuaż,nie oznacza,że jest seryjnym mordercą.
Słuszna uwaga.1:1.
-Zayn zawsze był typem kobieciarza,dlatego cieszę się,że postanowił zabrać się za siebie.-I to był właśnie moment,w którym powinnam mieć coś w ustach i tym czymś się zakrztusić.
-Liam,zdradź nam,dużo miał dziewczyn?-Lil,uśmiecha się niewinnie,wpatrując w kieliszek,który trzymała.Chłopak patrzy na mnie uważnie,a ja nie mogę oddychać.Czyżby wiedział,że ja byłam z Zayn’em? Och..nie to na pewno nie to.
Ale  jego spojrzenie utkwione w moich oczach mówi zupełnie coś innego.
-Dużo.-Mówi w końcu,spuszczając głowę.-Ale z żadną nie był tak długo,jak z tobą.Od zawsze był buntownikiem.Kiedy miał 14 lat,zaczął obracać się w dziwnym towarzystwie.Cholera...jego najlepszy kumpel miał 20 lat,to chyba nie było normalne.-Chłopak śmieje się cicho,jakby to co właśnie mówi go śmieszyło.Chociaż,być może tak było.-Papierosy,alkohol,nawet narkotyki.To był jego świat.Później zaczął się jego sezon na tatuaże,robił je coraz częściej.To było jak jego kolejne uzależnienie.W końcu,prawie całe jego ciało było nimi pokryte.Miał w szkole status samotnika,nikt nie chciał się do niego odzywać,bali się go,ale on miał to gdzieś,bo w końcu po co mu gówniarze w jego wieku,skoro miał swoich starszych przyjaciół,którzy uczą go tak wielu rzeczy.Imprezował,zaniedbywał szkołę.Ale teraz wiem,że robił wszystko tylko po to,żeby nie pojawiać się w domu,gdzie czekał na niego pijany ojciec i zapłakana matka z małymi siostrami.W końcu do szkoły przyszliśmy my.
-Zaprzyjaźniliście się?-Zaciekawia się blondynka wlewając wino,do swojego kieliszka.
-Nie od razu.-Liam kręci głową,odrobinę rozbawiony.-Zaczęło się od bójki.
-Bójki?-Pytamy chórkiem z siostrą,na co uzyskałyśmy ponowny śmiech szatyna.    
-Tak,bójki.Zayn,oprócz przyjaciół miał tez wrogów.Był silny,ale co,jak co,czterech na jednego to trochę za dużo.Razem z Louisem bez zastanowienia,pomogliśmy się mu rozprawić z bandą tych idiotów.
-I wtedy się zaprzyjaźniliście?
-Nie.Wtedy poszliśmy najebać się do klubu,gdzie Zayn wszczął bójkę,ponieważ zaczął podrywać laskę jakiegoś pakera.Cholera,wtedy się działo.-Klaska w dłonie,po chwili pocierając jedna o drugą.-Nie wiedziałem,że Zayn potrafi się tak bić,ale kiedy zaczął biedaka kopać do nieprzytomności,postanowiłem zaradzić i odciągałem razem  z Louisem i ochroniarzem Zayn’a od gościa.Wściekł się i sprzedał mi strzała z pięści.-Kręci głową,upijając łyka wina.-Oddałem mu mocniej,a on upadł na ziemie i zaczął śmiać się jak idiota.A ja położyłem się obok niego,bo uwielbiałem takich ludzi i wiedziałem,że on jest tym którego polubię.-Jego kącik ust,wykrzywia się w uśmiechu,jakby właśnie przypomniał sobie obraz tej sytuacji..-To wtedy zaczęła się nasza przyjaźń.
-O Boże.-Liliane przewraca oczami.-Chłopaki są dziwni.
-Czy ja wiem.-Liam zagryza wargę rozmyślając.-To całkiem normalny początek znajomości,w gorszych okolicznościach poznałem Louisa.
-Naprawdę?-Li stawia naczynie na stoliku i podciąga kolana pod brodę.-Opowiadaj.


Nie sądziłam,że kładąc się na łóżku,skażę się na dwugodzinną drzemkę.Rzadko kiedy zasypiałam o tak wczesnej porze.Kiedy się budzę, otwieram laptopa włączając facebook’a.Nic ciekawego się nie działo.Tylko kilka osób zmieniło status na: w związku.Szczerze współczuje idioci.Postanowiłam obejrzeć film.Rzadko cokolwiek oglądałam.
-Ale najpierw popcorn.-Mruczę do siebie i wsta z łóżka przez co te lekko zaskrzypiało.Wolnym krokiem zaczynam schodzić po schodach i kierować kroki do kuchni.Słyszę znajome mlaskanie.Cholera...czyżby Zayn wrócił? Na myśl o tym,że właśnie pieprzą się w sypialni,wzdrygam się. Moje usta są zaciśnięte w wąską kreskę i nawet przez chwilę chcę się wycofać,ale ostatecznie postanawiam nie tchórzyć i idę przed siebie.
Jakież jest moje rozczarowanie,kiedy widzę,że to nie może być Zayn,bo  Zayn wcale nie ma brązowych osów.I nie nosi koszul.A jego ręce mają więcej niż jeden tatuaż.
Chyba musiałam jakoś zdradzić im swoją obecność,nie pamiętam jednak jak to zrobiłam,po prostu oderwali się od siebie w pewnym momencie i obdarzyli mnie zaskoczonymi spojrzeniami.
-Nathalie.-Dziewczyna wstaje z kanapy,zaczynając kierować kroki w moją stronę.-To nie tak..
-Marne teksty zachowaj sobie dla Zayn’a.To nie ja z tobą chodzę.-Wycofuje się z salonu i idę do korytarza,gdzie wisi mój płaszcz.Szybko go na siebie zarzucam i zaczynam wsuwać trampki na stopy.Niemal zapominam jak się oddycha.Podpieram się o futrynę próbując trochę uspokoić zszargane nerwy.Kiedy moja dłoń już naciska metalową klamkę frontowych drzwi,zatrzymuje mnie głos Lil.
-Nie powiesz mu?-Szepcze.Patrzę na nią nie na tyle zła,na ile rozbawiona.Mój Boże,na prawdę,tylko o to się  martwisz? Moje usta formują się w mój ulubiony uśmiech na pół twarzy,jakbym to właśnie nim miała skomentować całą sytuację.
-Sama to zrobisz.

To było chore...ten związek był chory.Zdradzali się nawzajem.Ciekawe co zrobiłaby Lil gdyby dowiedziała się,że Zayn ją zdradza.A Zayn? Byłby zły na Liam’a?Z jednej strony,wcale nie zależy mu na Lil,więc nie powinien,ale z drugiej na Boga…chyba nie był przygotowany na to,że jakaś dziewczyna ośmieli się zdradzić kogoś takiego jak on. Niekontrolowanie śmieję się w głos i przychodzi mi to tak naturalnie.Dawno nie śmiałam się tak zawzięcie.I co dziwne- nie wymusiłam tego,najzwyczajniej w świecie świetnie bawiłam się tym teatrzykiem.Zayn nie miał pojęcia,że również był marionetką.Nie wiedziałam jednak,do kogo należał.Wzdrygam się,czując wibracje w przedniej kieszeni moich spodni.Chciałam po prostu być sama.Sądziłam,że nie oczekuję tak wiele,ale chyba się pomyliłam.
-Oby to było coś ważnego.Właśnie przerywasz mi mój wewnętrzny monolog.-Warczę zła,a mój głos jest zmęczony i słaby.Opieram się o deski ławki.-Czego?
-Nathalie.-Głos Niall’a jest zirytowany,ale też lekko roztrzęsiony.I już wiem.Wiem cholera jasna,że coś się stało.Po prostu czuję to co zwykle w takich momentach.Ten niepokój i przerażenie.-Clar jest z tobą?-Wmurowało mnie.Dlaczego niby miałaby być ze mną,przecież to z nim miała dzisiaj balować. Ani chwili spokoju do jasnej Anielki.
-Jezus,Niall,nie mów mi,że ją zgubiłeś.-Jęczę wstając z ławki,i mierzwiąc włosy drugą dłonią,w geście zdenerwowania.
-Poszedłem tylko do łazienki.Was,pijanych kobiet,nie można zostawić chociaż na mała chwilkę bo..
-Czekaj.-Przerywam mu zaniepokojona,zagryzając mocno wargę.-Jest.Pijana?
-No.-Odpowiada tępo,kiedy ja rozglądam się nerwowo po parku.-Jesteśmy w klubie,chyba to normalne?
-Niall.-Wzdycham,ruszając szybko przed siebie.Moje czarne kozaki odbijają się z cichym odgłosem o chodnik.-Poszukaj ją jeszcze,ja idę zobaczyć,czy nie ma jej w domu.Gdybyś ją znalazł,zadzwoń.
-Dobra.-Rozłączam się,wkładając aparat do kieszeni płaszcza.Cholerny Ni.Cholerna Clar.

Przeklinam po raz kolejny pod nosem i znowu zaczynam dobijać się do drzwi.Musi tam być.Musi.Pukam mocniej,czując jak małe ranki tworzą się na moich kostkach.
-No otwórz.-Szepczę,zamykając oczy.Opieram czoło o drewno i pukam po raz kolejny i jeszcze jeden i jeszcze.Moje powieki się lekko zamykają,kiedy cicho dyszę.A miałam ochotę na spokojny,niczym nie zmącony,samotny wieczór w parku,ewentualnie w towarzystwie szklanej butelki z alkoholem.Niemal jęczę z niezadowolenia.Jestem tak kurewsko w dupie.W końcu słyszę kroki i staję prosto,jak na jakiś tajemniczy rozkaz.
-Nathalie?-Stoi tam.Jej policzki zaróżowione,a włosy potargane.Ma na sobie jedynie majtki i męską koszulkę.Wpycham się do środka,cmokając głośno,niczym matka zawiedziona postępowaniem swojego niegrzecznego dziecka.
-We własnej osobie.-Warczę zła.-Kiedy wychodzi się z klubu,należy poinformować o tym,przynajmniej jedną osobę,która z tobą do niego przyszła.Tą osobą jest Niall,ewentualnie ja.Cholera,martwiliśmy się!
Przypominam sobie wieczne monologi Lil i z przerażeniem uświadamiam sobie,że brzmiałam dokładnie,lub bardzo,BARDZO podobnie do niej.Ta myśl tak bardzo mnie dziwi,że muszę wypuścić głośno powietrze z płuc.Teraz wiem jak czuje się za każdym razem gdy coś przeskrobię.Łapię się za serce.To nie jest fajne uczucie.Nawet trochę.
-Niepotrzebnie.-Unos brew,widząc jak spięta jest,mimo że oczy jej się błyszczą od nadmairu alkoholu.Coś się dzieje.Do tego zaczęła bawić się kosmykiem włosów-idealny przykład jej zdenerwowania.Wygląda jakbym ją na czymś przyłapała.Rozglądam się wokół,próbując zidentyfikować ślad zbrodni,ewentualnie jakiegoś trupa.Ale po trupie ani śladu.Krwi też nie widzę,tak samo jak nie widzę niczego podejrzanego.
-Co się dzieje?-Zakładam ręce na biodra,przyjmując postawę bojową.O mój pieprzony Boże.Teraz też wyglądam jak Lil.Obiecuję sobie w myślach,że zapomnę o tym jak bardzo jestem dzisiaj odpowiedzialna...albo takie sprawiam wrażenie i jutro zrobię coś nieodpowiedzialnego.Tak.To dobry plan.
-N..nic..po prostu..możesz już iść.-Jej język plącze się,przez alkohol we krwi.
-Zająknęłaś się.-Stwierdzam,zagryzając wargę.Lustruje ją uważnym wzrokiem pod którym się kuli.Nagle dostaję olśnienia.Śladu zbrodni nie ma tutaj,co nie oznacza że nie mogą być gdzieś indziej.-Kto jest na górze?
Jak na zawołanie,słyszę kroki osoby schodzącej ze schodów,prowadzących na piętro.Patrzę w tamtym kierunku i niemal czuję jak moja szczęka z głośnym hukiem lląduje na podłodze.
Wcynamonu i papierosów dociera do moich nozdrzy i już wiem,że nie warto być odpowiedzialnym.
W żadnym razie. 

*********
NIESPRAWDZONY SĄ BŁĘDY! :) 
A i chyba go trochę zjebałam,także sorry ;x

Nie życzę ci wszystkiego najgorszego.
Życzę ci wszystkiego najlepszego
.
.
.
i utraty tego.
 Do napisania Nobody xoxo