czwartek, 28 maja 2015

Maybe I love You? Rozdział 27.



-Nie dobrze.-To nie był nawet bełkot.Nawet szept.Właściwie sama nie wiedziałam co to było.To co mówiłam.Nawet nie próbowałam zrozumieć.-Bardzo niedobrze.
Moje nogi wcale nie chciały stać,a usta nie chciały powtarzać słów.Nawet ręce nie chciały szukać paczki papierosów.I nie wiedziałam co zrobić,bo moje ciało wcale ze mną nie współpracowało.Jedno było pewne.Nawaliłam się,tak porządnie.Cholernie porządnie.I nawet nie wiedziałam jak bardzo tęskniłam za tym szumem w głowie i obojętnością na wszystko.Świat teraz był o wiele piękniejszy.Zamiast fajek z kieszeni wyciągam telefon i nawet się nie zastanawiam do kogo chcę zadzwonić.

-To 47 wiadomość jaką ci nagrywam i chyba będę musiała ostro się wysilić żeby powiedzieć coś ciekawego.-Moja dłoń przekłada aparat do drugiej dłoni.Niedbale przykładam go do ucha i uśmiecham się lekko.-Wszystkie ciekawe tematy skończyły się na rozmowie nr.38.Teraz..chyba powiem o czymś innym.-Zaczynam rozglądać się po ciemnym parku.Nawet nie widzę ławek.Jest tak ciemno,że pewnie gdyby nie procenty w mojej krwi odeszłabym stąd jak najszybciej się da.-Mogłabym powiedzieć o wszystkich kolorach jakie widzę,lub policzyć listki na jebanym drzewie.-Wypuszczam powietrze z płuc z głośnym świtem,a rękę jeszcze bardziej zaciskam na telefonie.-ale ja naprawdę nic nie widzę.Więc..cóż chyba pomilczę i poczekam aż ty się odezwiesz.Ale się nie odezwiesz,bo się do mnie nie odzywasz.
Przestępuje z nogi na nogę.I nie jest mi chłodno.Nawet cieplej niż bym chciała.
-Ale pewnie głównym powodem tego,że się do mnie nie odezwiesz jest nagrywanie na sekretarkę.-Mój śmiech jest gardłowy.-Trzymaj się.
Nie rozłączam się.Chcę żeby on to zrobił,chodź wiem że to niemożliwe.Nie chcę się z tym pogodzić.Że już nie słyszę jego głosu.Że on nie chce słyszeć mojego.
Macam dłońmi ławkę i siadam na niej ostrożnie,nie mając ochoty upaść.Gdybym to zrobiła zapewne bym nie wstała.Opieram plecy o oparcie ławki z cichym sapnięciem.Chyba skończyły mi się fajki (ale pewności nie mam ,bo nie znalazłam pustej paczki) i głupie pomysły,a myślałam że taka postać rzeczy nigdy nie będzie miała miejsca w moim życiu.Ta myśl wcale nie wydaje się być aż tak pocieszająca.Ściągam kurtkę po raz kolejny zabierając się za znalezienie paczki papierosów.Mógł być nawet jeden.Nawet pół.Po prostu go potrzebowałam.
Nawet nie spodziewałam się jak bardzo będę szczeliwa gdy je znajdę.Ściskam w dłoni śliskie opakowanie ulubionych fajek i w pośpiechu wyjmuję jedną. Niemrawo wkładam ją do buzi,a moja radość gaśnie niczym świeczka.Fajki są.Zapalniczki brak.I nagle pojawia się nieprawdopodobnie nieprawdopodobne objawienie.
-Idziemy do mnie czy do ciebie?-Podnoszę gwałtownie głowę,a szlug wypada mi z buzi.Widzę jego oświetloną przez telefon twarz.Tak piękna jak zawsze.I cholernie pociągająca.I blondi.Uwieszona na jego szyi,całuje mu skórę brudząc ją swoją ohydną jaskraworóżową szminką.
-Do ciebie skarbie.-Mlaskanie i mlaskanie.Przeplatane z cichym pomrukiwaniem lali.Krzywię się,nie chcąc już więcej tego słyszeć.Kto by pomyślał,że ciężko przebywać w samotności nawet o 3 w nocy.Nawet w parku,nawet w środku cholernego tygodnia.No kto? Nie wiem kto,ale wiem kto nie.
Ja.
-Nie mogę się doczekać,by porządnie cie przelecieć.
-Gdzie chciałbyś to zrobić?
-Na podłodze.-Jego zachrypnięty głos odbija się o moje uszy.
-Tylko?
-Na ścianie.Wszędzie gdzie tylko się da.
-Och błagam.-Jęk wydostający się z moich ust zdradza moją obecność,ale nie mogę go powstrzymać,bo czuję że wszystko podchodzi mi do gardła przez ich sprośną rozmowę.Brzmi jak okropnie obleśny seks telefon.Bleh.Czuję ich wzrok na sobie,później słyszę kroki,a potem chłopak świeci mi telefonem prosto po oczach.
-Do cholery.-Warczę pod nosem,zakrywając twarz dłońmi w akcie zdecydowanego protestu.Pięknie.Po prostu cudownie.
-Nathalie?
-…po prostu.Weź to wyłącz,bo zginiesz-Patrzę przez palce,czy dalej oświetla moją twarz,ale kiedy widzę jak opuszcza telefon,ja opuszczam moje dłonie.-To cholera, wcale nie jest fajne mieć papierosy a zapalniczkę już zgubić.-Rozkładam ręce w geście bezradności,na co oboje posyłają mi zdezorientowane spojrzenie.-Czaicie?
Zerkam w ich stronę,doskonale widząc ich twarze przez latarnię która właśnie się włączyła.Ta latarnia nie była potrzebna,wolałam siedzieć w ciemności.
-Masz może ognia?-Cedzę przez zęby,wiedząc że sami nie domyślą się że potrzebuje w trybie natychmiastowym zapalniczki,zapałek-czegokolwiek.No i potrzebowałam zapalić,czy to aż tak wiele?
-Co tu robisz o tej godzinie,Green?-Casian śmieje się cicho pod nosem,ignorując moją prośbę i na chwilę zapominając o blond piękności,która teraz patrzy na mnie jak na bezdomną.No,pewnie tak wyglądam.I co z tego? Też lustruję ją wzrokiem.zaczynając od czubka tlenionych włosów aż po czerwone szpilki od Louboutin’a.I ta sukienka.Tak krótka.Odsłania nogi,które wydają się nie mieć końca.Jak drabina.Trochę jej zazdrościłam tych nóg,moje były krótkie i posiniaczone.Nic nie mogłam poradzić na to,że tak często się przewracałam.Po pijaku,na trzeźwo rzecz jasna też,ale po pijaku częściej.
-Mogłabym o to samo spytać ciebie Casianie,ale chyba odpowiedź stoi tuż przede mną.-Parskam kpiąco,widząc oburzoną minę jego towarzyszki,która czekała na ostry numer z Malikiem nr.2-Spokojnie laluniu.Chcę od twojego chłoptasia tylko jednego.
Wstaję i podchodzę do niego na chwiejnych nogach.Nie odzywają się.Kładę dłonie na jego klatce piersiowej i sunę nimi do kieszeni  czarnej kurtki z prawdziwej skóry,która jest miękka w dotyku. Ciekawe gdzie moja kurtka.Brunet wydaje się nie wzruszony tym,że właśnie go obmacuję,jedynie obserwuje w spokoju moje ruchy.Wkładam  ręce w kieszenie kurtki szukając upragnionej rzeczy.Kiedy w końcu znajduję zapalniczkę,uśmiecham się i przybliżam usta do jego ucha.
-Miłego ruchania.-Nie porusza się,jedynie uśmiecha na moje słowa,a ja jestem prawie pewna,że jego laska to usłyszała.Idę do ławki i odpalam fajkę,zaciągając się z prawdziwym spokojem i ulgą zarazem.Casian patrzy na mnie,uśmiechając się kpiąco,za to blondyna jest czerwona ze złości.
-Przykro mi Jasmin,ale chyba przełożymy to na kiedy indziej.
-Co?!
Zamykam oczy,słysząc jej pisk,a moja fajka znowu ląduje między wargami.Dym nieprzyjemnie drapie moje gardło.
-Dlaczego?-Teraz jest już spokojniejsza,a przynajmniej tak mi się zdaje.Staram się nie przewrócić oczami,kiedy widzę jak do niego podchodzi.I wcale nie zauważam jej dłoni,która maca dolną partię ciała chłopaka.  Nie słyszę również jej sprośnych słów,które zdają się ogłuszyć bruneta,ale tylko w jej wyobraźni bo tak naprawdę stoi niewzruszony.Widocznie nie aż tak bardzo chciał ją dzisiaj mieć.W przeciwnym wypadku chyba nie zrezygnowałby z niej tak szybko.Blond włosa odchodzi powoli ,zapewne mając nadzieję że ktokolwiek ją zatrzyma.Kiedy widzi,że nie ma tu już czego szukać biegnie,prawie zabijając się na kilkunastu centymetrowych szpilkach.Zabawna kobitka.
Miło było cię poznać Jasmin.Dzisiaj będziesz musiała się zabawić swoim przyjacielem na baterie.
Aż mi jej szkoda. 
-Popełniłeś błąd Casianie.-Uśmiecham się do niego kpiąco,by po chwili ściągnąć ostatni buch z papierosa.Siada obok mnie,patrząc w ciemność.Też tam patrzę,ale nie widzę nic ciekawego,dlatego przenoszę wzrok na jego spokojną twarz.Tak piękną i podobną do Zayn’a,że to aż straszne.-Ona dałaby ci to,czego ode mnie nie dostaniesz.
Nie odpowiedział.I myślałam,że nie ma zamiaru tego zrobić.
-Cierpliwości.
Krew zaczyna żywiej płynąć w moich żyłach,wszystko przez jedno słowo,wypowiedziane z jego ust.Nie byłam tak bardzo pijana jakbym chciała,ani też trzeźwa.Miałam po prostu fazę.
-Coś było pomiędzy tobą i Zaynem.
Wyciągam papierosa z paczki,również częstując go jednym.Nie odmawia.Zapalamy nasze szlugi.
-Tak.
Obracam czarną zapalniczkę w palcach,co chwilę na nowo ją odpalając.Czyżby Zayn mu powiedział? A podobno dziewczyny to plotkary.
Dobre sobie.Zayn.
-Mój brat zawsze miał tendencję do wybierania tych trudnych.-Uśmiecha się w moją stronę,strzepując popiół z czubka szluga.-Najwyraźniej postanowił upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.
Zaciągam się papierosem,nie komentując przez chwilę tego co powiedział.Dwie pieczenie na jednym ogniu? Możliwe.Ale zbyt mało oryginalne jak na Zayn’a.On lubił bawić się ludźmi.
-Mylisz się.
-Nie.-Ciemność przebija błysk jego białych zębów.Patrzę w skupieniu na niedopałek w jego palcach,który już po chwili ląduje na ziemi,przygnieciony ciężkim adidasem chłopaka.-Po prostu ty nie chcesz się do tego przyznać.
-Tu jest coś innego.-Wzruszam beztrosko ramionami,również wyrzucając skończonego papierosa.-Byliśmy razem.Jemu chodzi o coś innego.
-Nie.Jemu chodzi o to,co myślę.
Opieram się o niego plecami,zagryzając wargę.Malikowie to naprawdę skomplikowani ludzie. Nigdy nie wiesz,co przyjdzie im do tych podstępnych głów.
-O czym myślisz Casianie?
Chłopak ściąga kurtkę i kładzie ją na moje ramiona,a ja ukradkiem zaciągam się jej pięknym zapachem.Pachnie inaczej niż Zayn.To jest coś innego.Piżm,ale nie cynamon.Raczej cytrusy.I coś jeszcze,czego nie mogę określić.Chodź i tak pięknie.
-Nic nie powiem Nathalie.-Uśmiecha się do mnie niczym rekin.Łapię dolną wargę w zęby szarpiąc jej skórę.
Nie powie.Bo gra się jeszcze nie skończyła.
-Chcesz iść do domu?-Patrzę na niego spod rzęs,a czarna kurtka zsuwa się z moich ramion.

-Czemu Zayn chodzi z twoją siostrą?
-Nie wiem.-Moje ramiona unoszą się i opadają.Już wiem,że alkohol całkowicie wyparował z mojego organizmu,ale nie czuję chłodu przez jego ogromną kurtkę. Po chwili uzmysławiam sobie,że chyba zostawiłam swoją w parku.–To dla niego zabawa.
-Długo chodziliście?
-Rok.-Mój głos jest cichy.
-Zdradzał cię,no  nie?
-Co?-Udaję,że nie słyszę.Naciągam kurtkę na moje ramiona jeszcze bardziej.Nie widzę jego twarzy,ale jestem niemal pewna że się uśmiecha,chodź nie znam powodu.
-No wiesz.-Wzrusza beztrosko ramionami i śmieje się cicho.Zerkam na niego kątem oka.-Nigdy nie był za specjalnie wierny.
-Och…
Nie chcę komentować jego słów.Byłam dla niego nikim.Byłam tylko kolejną,którą zdradzał.Byłam kolejną,której nie był wierny.
Tak głupio zakochana w draniu.
-A co z tobą?-Chrząkam głośno,kiedy słyszę chrypę w moim głosie.Chłopak w odpowiedzi jedynie chichocze.
-Mnie jakoś za specjalnie nie jarają związki.-Kolejne wzruszenie ramionami.-Zayn lubi się wami chwalić,pokazywać publicznie.Czuje się dobrze,kiedy przy jego boku stoi piękna dziewczyna.
Wami.Byłam tylko nią.
Przymykam powieki,kiedy zdaję sobie sprawę że mówi o nas jak o eksponatach muzealnych,albo o innym gównie.
-Mi to nie potrzebne.Po co ich dodatkowo ranić.
-A myślisz,że nie ranisz ich kiedy po prostu z nimi sypiasz,a później porzucasz?
Zerka na mnie i parska głośno.
-Daję im wyraźnie do zrozumienia,że chcę tylko jednego.Nie wyznaję im miłości,nie proszę o nie telefonu.Uważam,że życie jest za krótkie na pieprzenie jednaj laski,a przynajmniej ja jestem na to za młody.Poza tym.-Unosi kąciki ust w górę.-To tylko uzupełnienie wolnego czasu.Sprawiam im i mi przyjemność.Czysty zysk.
-A później papa?
Te słowa brzmią dużo ostrzej,niżeli bym chciała.Chłopak przystaje i patrzy na mnie przez chwilę się nie odzywając.
-Nienawidzisz Zayn’a,nie mnie.Więc daruj sobie te wszystkie gówna,bo obydwoje dobrze wiemy,że to nie o mnie w tym wszystkim chodzi.I nawet nie o te puste laski.
Wbijam ręce do kieszeni kurtki i jedynie prycham kpiąco.
-Czemu Zayn tak bardzo cię nienawidzi?
Odwraca się na pięcie i idzie przed siebie,a ja go doganiam.Czemu wszyscy tak zwlekają z odpowiedzią na pytanie? Jak w jakimś pieprzonym teleturnieju.
-To aż tak widać?
-Raczej.
Nic nie mówi.Idziemy,słuchając śpiewu świerszczy.
-To nie ja powinienem być tym,który ci o tym powie.Ale nie wierz w każde słowo Zayna, Green.-Zatrzymujemy się pod domem i patrzymy na siebie.-To jak cholerna klątwa.
Podchodzi bliżej,a mnie ogłusza dudnienie własnej krwi w uszach.
-My po prostu nie potrafimy kochać.-Składa na mojej szyj mokry pocałunek i odchodzi,a wciąż czuję jego zapach.Piżm i cytrusy.Nie cynamon.

****
Biorę w garść włosy Clar,która klęczy przed toaletą i zwraca jedzenie.Staram się nie zwracać na nią uwagi i obserwuję płytki w jej łazience.Czarna,czerwona biała,czarna,czerwona,czarna,biała…
Koniec.Naciska na spłuczkę i opiera się o deskę klozetową ciężko dysząc.
-Nie znoszę tego,serio.-Mamrocze pod nosem,pukając usta płynem do zębów.Później dokładnie wyciera je ręcznikiem i wychodzi z łazienki.Przez chwilę patrzę przed siebie,ale później idę w jej ślady.
-Chcesz coś do picia?
-O tak.-Odpowiadam od razu i rozsiadam się na kanapie.Przyjaciółka idzie z dwoma szklaneczkami i dużym dzbanem soku pomarańczowego.Szybko nalewam sobie trochę i opróżniam do dna.
-Wow,stara.-Parska,również upijając łyk soku ze szklanki.-Nieźle cię suszy.
Przełykam gorzką ślinę i spuszczam wzrok na swoje dłonie.Wiem,że ona wie,ale nic nie mówi.
-Tak.
Odstawiam pomału szklankę na stół i patrzę na nią.Ma łagodne spojrzenie,ale jej usta są zaciśnięte w wąską kreskę.Co chwilę poprawia kaptur swojej szarej bluzy z Myszką Mick'y,a potem ogląda paznokcie.
-Tak,co,Nathalie?
Wywracam oczami zirytowana.Jakbyś nie wiedziała Clar.
-Tak,piłam.
Milczymy,czego nie znoszę.Clar,oddycha spokojnie przez nos,patrząc na bordową ścianę ozdobioną obrazem.Jest tak brzydki,że nie jestem w stanie utrzymać na nim spojrzenia zbyt długo.Zaciskam palce na szklanej powierzchni naczynia.Nigdy nie lubiłam sztuki.
-Dlaczego?
To nie było oryginalne pytanie.Nawet w najmniejszym stopniu,i chodź go oczekiwałam to również się go bałam.Chciałam ściągnąć jej różowe kapcie z głowami myszy i rzucić nimi o ścianę ,albo warknąć by wreszcie przestała poprawiać kaptur głupiej bluzy,która nawet nie była w jej stylu.Nie zrobiłam tego.
Nie zadawaj pytań,na które nie chcesz znać odpowiedzi,Nathalie.
Nawet nie jest mi źle,że porównuję sytuacje do słów Zayn’a.I chociaż może trochę,to wiem że jest jedną z najmądrzejszych osób jakie znam. 
 -Liliane.-Kiwam głową,jakby siostra właśnie stała przede mną.-Wkurzyła mnie.
Zęby przegryzają wargę,a cienka stróżka krwi pomału wypływa z rany,barwiąc usta na bordowo.A po chwili brodę.Wycieram ją rękawem bluzy.
-Czym?
Jestem bliska wybuchu złości.Nie znoszę się tak zwierzać,a szczególnie z takich bzdurnych rzeczy.
-Wylądowałam na dywaniku u dyrektorki.
Moje ramiona unoszą się i opadają,na co ona posyła mi zaniepokojone spojrzenie.
-Dlaczego?
Sapię zirytowana,i pocieram dłońmi czarne legginsy.
-Pobiłam Gabriellę.
Wciąga z sykiem powietrze,kiedy słyszy moje słowa.Nalewam soku do szklanki i znowu upijam łyka,dodając niepotrzebne:
-Do nieprzytomności.
I te słowa wcale nie powodują tego,że jej wyraz twarzy się zmienia.Może się tego spodziewała.Albo nie pozwala mi po sobie poznać,jak się naprawdę czuje.
-Dlaczego,Nath?
-Kurewsko Clar,chyba znów włączył ci się  czujnik ciągłego pytania.-Mamrocze pod nosem,ciągnąc za nitkę mojej bluzy.-Kocham to.
-Po prostu.-Przymyka powieki i bierze głęboki oddech,pewnie żeby się uspokoić.-po prostu..Cholera,Nathalie czy ty nie możesz być taka jak inne laski i nie umieć trzymać języka za zębami? Powiedz mi i już.Prawda,wcale tak bardzo nie boli.
Patrzę na nią z pod przymrużonych powiek.I nie wiem czy jej to powiedzieć.
-Zwyzywała cię od suk,to dostała za swoje.-Unoszę wysoko głowę.Moje usta wypuszczając urwany oddech.-Nie znienawidź mnie Clar.
-Nie powinnaś tego robić,Nathalie.-Jej głos jest spokojny,mimo to wydaje się zadowolona,że ją broniłam,ale nie chce tego pokazać.
-Wiem.
Jestem taka miła i posłuszna,jak nigdy.To pewnie przez kaca,albo po prostu nie chcę jej dogryzać.W końcu jest ostatnią osobą na jaką mogę liczyć.
Milczymy wciąż i wciąż,a ja z każdą chwilą czuję się coraz bardziej niezręcznie.Przestała patrzeć na paznokcie.A jej ręce nie miętoszą materiału ubrania.
-Wylądowała w szpitalu?
-Tak.
-Na ile?
-Dwa tygodnie.-Mówię niepewnie,zerkając na jej reakcję.Cisza.Niespodziewanie uśmiecha się szeroko jak nigdy i czochra moje włosy.
-Moja dziewczynka.-Przytulamy się mocno i śmiejemy w głos,chodź pewnie żadnej z nas nie jest do śmiechu.Nigdy nie będzie naprawdę okey.
****
Idę szybkim krokiem przez chłodny korytarz szkoły,przygotowując się psychicznie na konfrontacje ze spikerem od francuskiego.Jestem spóźniona ponad 15 minut,tylko dlatego,że wcześniej nie miałam jak zapalić papierosa.
-Cholerny budzik.-Mamroczę  pod nosem.-Cholerny telefon.
Zaprzestaję szybkiego marszu i gwałtownie wykręcam się na pięcie,przybierając na twarzy figlarny uśmiech.Stoi tam.Zmienia książki.Ma złamaną rękę i poranioną twarz.Wcale nie jest mi jej szkoda.Idę w jej kierunku żwawym krokiem i niewiele myśląc łapię szybko drzwiczki jej szafki zamykając je z impetem,tym samym miażdżąc palce dziewczyny.Auć.
-Boże…-Piszczy,przerażona.I jej wzrok tak śmiesznie ucieka to na przytrzaśniętą między drzwiczkami rękę to na mnie.Dyszy ciężko,prawdopodobnie umierając ze strachu.Tak.Chyba o to chodzi.
-Ogarnij się dziewczynko,jak można być tak nie odpornym na ból.-Mamroczę pod nosem zirytowana ,na co ta jedynie wypuszcza z ust cichy odgłos.Unoszę głowę,obserwując jej próby uwolnienia ręki.
-Czego chcesz?-Charczy w moją stronę,a jej ręka nadal uwięziona jest między drzwiczkami.Poległa.-Nie dosyć mi już zrobiłaś?
-Jesteś tak kurewsko śmieszna,dziewczynko.-Moje usta wykrzywia sztuczny uśmiech,ale po chwili poważnieję ,a szczęka bardzo mocno się zaciska.Tak,że aż boli.-Ale słynę z tego,że nie lubię się dużo śmiać Gabriello.
Patrzy na mnie zdezorientowana,a ja jedynie mocniej dociskam drzwiczki do jej ręki.Krzyczy,zauważam że jej oczy są większe z przerażenia,tak jak wtedy kiedy miałam zadać pierwszy cios,który doprowadził ją prosto do karetki a potem do szpitala.
-Czego ode mnie chcesz?-Śmieszy mnie to,że jest bliska płaczu.To niemożliwe,żeby była aż tak miękka.
- Prawdopodobnie zostanę zawieszona w prawach ucznia,przez gówno jakie wcisnęłaś dyrektorce na mój temat.-Syczę te słowa przez zęby,coraz bardziej zirytowana.Nie znam powodu,dlaczego jeszcze jej nie zabiłam.
-Powiedziałam tylko prawdę.-Mówi cicho.
Warczę głośno zwiększając nacisk na jej rękę.Moja,boli mnie od tego,że tak stanowczo zaciskam palce na metalowych drzwiczkach.
-Prawdę?-Śmieję się bez humoru,ale po chwili znowu poważnieję.-Mam ci przypomnieć,kto mnie sprowokował? Znajdzie się sporo świadków tego,że mnie sfaulowałaś i upokorzyłaś Kirę.Sama jesteś sobie winna.-Moje usta przy każdy słowie,muskają jej płatek ucha.
Szlocha cicho,co jeszcze bardziej mnie denerwuje.Jak można być takim mięczakiem? Miała by chociaż odrobinę godności i nie pokazywała mi tego jak bardzo słaba jest,ale ona niemo błaga o litość.To rozdrażnia mnie jeszcze bardziej.
-Ostrzegam cię Gabriello,że jeżeli nie powiesz kochanej pani dyrektor,miłośniczce pieprzonej herbaty z liptona,całej prawdy,ręka nie będzie tylko opuchnięta.
Ostatni raz patrzę na jej dłoń i wypuszczam ją na wolność gwałtownym ruchem.Dziewczyna patrzy na nią,kwiląc cicho i kiwając głową jak opętana.Mój Boże..przecież jej nie odcięłam,to tylko opuchnięcie.
-Zrozumiano?
Nie odzywa się.Podchodzę do niej i przyciskam ją do szafek,tak,że wydają z siebie charakterystyczne odgłosy.Jej ręce kurczowo zaciskają się na moich nadgarstkach,kiedy ja zaciskam palce na jej gardle.Nie była tak wystraszona,kiedy obrażała mnie i moją przyjaciółkę.I mnie prowokowała.I śmiała mi się w twarz.I kablowała na mnie przed dyrektorką udając ofiarę.Zaciskam palce mocniej,przez co blondynka krztusi się.Mój Boże,jak ja nie cierpię konfidentów.Chyba bardziej niż seryjnych morderców nie znoszę donosicieli. 
-Zapytałam o co…
-Puść ją,
Marszczę brwi,przekręcając głowę w stronę właścicielki głosu i kiedy widzę jej minę,odstępuję od Gabrielli na krok,wycierając ręce o materiał dżinsów jakby były brudne.
-Co do cholery?
    

poniedziałek, 18 maja 2015

Maybe I love You? Rozdział 26



I gdyby ktoś powiedział mi to tydzień temu,lub miesiąc.Nawet jebany dzień.Nie uwierzyłabym.
-Idę zrobić herbatkę.-Nie patrzę na Lil.Nawet wtedy kiedy podchodzi do równie zaskoczonego co ja Zayn’a, i daje mu słodkiego buziaka w usta.I on nawet nie reaguje.Casian też.Patrzę to na jednego to na drugiego,a moje długie paznokcie wbijają się w skórę nadgarstka.Jesteśmy sami w pokoju.Dwa odbicia i ja.Nadal nie mogę uwierzyć w to co właśnie się dzieje.Nie wiem czy się cieszyć,że jednak nie bez przyczyny tak bardzo przypominał mi Zayn'a (co było równoznaczne z tym,że jednak nie mam obsesji na jego punkcie) czy płakać,bo CHOLERA to tak jakby kurewski klon Zayn'a; ludzkość tego nie przeżyje.
-Chwilunia. –Zagryzam mocno wargę a moja prawa brew szybuje do góry.I udaję,że nawet nie zauważam wzroku ich czarnych oczu.-Ty..on..wy..wy..czy coś…?-Otwieram usta,z których nie wychodzi już żadne słowo.Ręce zakładam na biodra.-No słucham!
-Co chcesz usłyszeć Nathalie?-Zayn marszczy czarne brwi,co ja po chwili też robię.To chyba wszystko czego mogłam się po nim spodziewać.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś,że masz brata?-Warczę na niego,a ręce splatam na wysokości klatki piersiowej.Dlaczego Casian? Dlaczego ja?
Dlaczego.Jebany.Zayn?
-Nie zadawaj pytań,na które nie chcesz znać odpowiedzi Nathalie.-Oboje patrzą na mnie,a ja czuję się przy nich tak brzydka i głupia.Patrzę na ich niesprawiedliwie piękne twarze szukając różnic.Zayn ma mocniej zarysowaną szczękę i jest wyższy.Dodatkowo jego ramiona wydają się być bardziej szerokie niż młodszego Malika,ale i tak są niemal identyczni.Tak samo piękni.I wiem,że poszłabym za nimi do samego piekła.
-Powiedzcie mi.-Mamroczę,opuszczając głowę w dół.Zagryzam wargę do krwi.
-Biedna Nathalie.-Usta Casiana cmokają powietrze,a czarne oczy patrzą na mnie z udawanym współczuciem.Zaciskam mocno pięści.-Twój słodki chłoptaś nie wspominał ci o mnie?
Wykapany Zayn.Cudownie.
-Nie jestem jego dziewczyną.-Posyłam w jego stronę jadowite spojrzenie,na co ten tylko uśmiecha się leniwie.A ja wiem co to oznacza.Zayn też.
-Herbata!-Mam ochotę jęknąć.Jak ja nie cierpię herbaty.
Jak ja nie cierpię Malików.

*
-Jak długo jesteście razem?-Mam ochotę wypluć zawartość moich ust,kiedy słyszę fałszywie przyjazny głos Casiana.Zerkam na niego kątem oka,zauważając że jego uśmiech naprawdę wydaje się autentyczny. Marszczę brwi.Chyba u Malików kłamanie jest genetyczne.
-Kilka miesięcy.-Lil odwzajemnia jego uśmiech,a jej dłoń ląduje na ramieniu Zayn’a,którego obojętne spojrzenie na chwile zostaje w niej utkwione.Wydaje się wyluzowany,choć wiem że w środku cały się gotuje.W końcu musi być jakiś powód dla którego zataił istnienie Casiana.
-Więc.-Cedzę przez zęby,ze zirytowaniem spoglądając na moich towarzyszy.-Dlaczego nie powiedziałeś,że masz brata,Zayn?
Nie wydaje się poruszony moimi słowami.Jego smukły palec przejeżdża po filiżance,by później wylądować w ustach. Nie spieszy się najwyraźniej z odpowiedzią.Typowy,cholernie typowy Malik.
-Nie lubię rozmawiać o rodzinie.
I zapewne nie zdziwiłyby mnie te słowa,gdyby nie głośne parsknięcie młodszego z braci.Patrzymy na niego z siostrą,a ten nawet nie ukrywa,że cała sytuacja najzwyczajniej w świecie go bawi.Marszczę brwi.
-Co?
-Nic,nic.-Kręci głową,wciąż formując usta w tym denerwującym uśmiechu.Wzdycham,przymykając powieki.Jeden Malik na świecie to za dużo.Z dwoma zwariuję.Słowo daję.-Pójdę już.
-Już?-I tak bardzo chcę parsknąć,kiedy widzę rozczarowanie na twarzy Lil.I zadowolenie na twarzy Zayn’a.Boże,ludzie idźcie do kabaretu.
-Wpadłem tylko się przywitać.Ale dziękuję za gościnę Liliane.Herbata była pyszna.-Jestem ciekawa czy tak jak Zayn nie słodzi,ale nie mam zamiaru go o to pytać.Bardziej ciekawi mnie sposób w jaki mówi do kogoś kto go nie zna.Jak grzeczny i poukładany się wydaje.Zayn też taki jest.Dlaczego tylko przy mnie odkrywają swoje maski?
-Odprowadzę cię.-Starszy Malik wstaje gwałtownie z kanapy,zwijając przy tym biały futerkowy dywan z dużymi grochami i idzie w kierunku brata,obnażając białe zęby w uśmiechu.Najwyraźniej nie miał najmniejszej ochoty go zatrzymywać.W przeciwieństwie do milutkiej Liliane.Szkoda,że dla mnie nie jest tak słodka.
-Wiedziałaś,że Zayn ma brata?-Posyłam Lil wymowne spojrzenie,kiedy ta zamacza usta w parzącej herbacie.Upija łyk z filiżanki z białej porcelany i odstawia ją na spodeczek.Unoszę brwi.Czy ktoś chodź raz mógłby odpowiedzieć na moje pytanie,bez wcześniejszego zwlekania? Chodź.Raz.
-Nie.
-Więc czemu cię to nie zdziwiło?-Unoszę ciało z fotela,splatając ręce na piersi.Jakaż jest moja irytacja,kiedy jej dłoń po raz kolejny sięga po filiżankę herbaty.A jej usta znów się w niej zanurzają.-Nie ciekawi cię z kim mieszkasz,z kim się spotykasz? Masz naprawdę na to tak bardzo wyjebane? Zayn może być kimkolweik.Nie wiesz o nim praktycznie niczego.Co z tobą nie tak?
Śmieszą ją moje słowa.Siada prosto wygładzając flanelową koszulę,która już pomięła się na jej ciele.
-Nathalie.Czy ty mnie właśnie pouczasz?-Znowu upija łyk tej pieprzonej herbaty,jak jakaś książniczka.Zaciskam mocno szczęki.-Nie poznaje cię.
-A ja ciebie.-Odgryzam się.-Nie sądziłam,że twój kochaś aż tak bardzo cię omamił.Najwyraźniej straciłaś swoją ukochaną zdolność logicznego myślenia.
-I kto to mówi? Najbardziej nieodpowiedzialna osoba na tej planecie.-Kręci głową z niedowierzenia.-Radze ci zrobić to co wychodzi ci najlepiej-mieć wszystko w dupie.I nie wciskać nosa w nie swoje sprawy,siostro.
Obdarza mnie ostatnim jadowitym spojrzeniem i wychodzi z salonu,a ja prycham głośno pod nosem.
Wygląda na to,że teraz ja jestem tą odpowiedzialną.
****
-Czekaj,czekaj.-Clar patrzy na mnie jak na idiotkę,o mało nie plując ciastem,które ma w buzi.Zerkam kątem oka na hamburgera,którego również sobie zamówiła ,sama upijając trochę gorącej czekolady. Nigdy nie zrozumiem zachcianek kobiet w ciąży.-Ma brata? Cholernego sobowtóra?
-To nie jest jego sobowtór,do cholery.-Przeczesuję palcami czarne włosy.-No..może trochę,ale tu nie chodzi o ich wygląd.
-No wiem.-Wzrusza ramionami wciąż żując ciasto.Marszczę na nią czoło.-Stara,jak on jest taki sam jak Zayn,to może wzięłabyś się za niego.
Krztuszę się czekoladą,przez co ciemnowłosa jest zmuszona poklepać mnie po plecach.
-Cholernie.-Moja głowa opada na zagłowię fotela,a powieki niekontrolowanie się zamykają.-Tak,teraz już wiem,że naprawdę masz coś z mózgiem Clar.
-Nie?-Prycha,oblizując łyżeczkę deserową.Zostawia na niej ślady swojej czerwonej szminki,która ani trochę mi sie nie podoba.-Ja tylko mam dość twoich głupich pomysłów.Może gdybyś miała chłopaka ustawiłby twoją dupę do pionu.
I przed oczami mam tego,który mógłby mnie do niego ustawić.Albo i nie.Nie.Nie mógłby.Bardziej sprowadziłby mnie na gorszą drogę.Bo ja wolałam takich.Przynajmniej Niall tak mówił.
-Przestań pieprzyć.-Warczę przez zęby,obdarzając przyjaciółkę długim spojrzeniem.Naprawdę czasem zastanawiam się czy ma cokolwiek w tej czarnej głowie.-Chyba znasz mnie na tyle dobrze,żeby wiedzieć że żaden śmieć nie będzie mi rozkazywał.
-Ale jakiś by ci się przydał.
-Przestań.-Przewracam oczami,opierając się o zagłowię fotela.
-No co? Zamierzasz już zawsze być dziewicą?
-Wole być dziewicą,niż panną w ciąży.-Nie wbiłam w język zębów,bo było już za późno.A ja naprawdę to powiedziałam.Mam ochotę się skrzywić,gdy widzę minę Clar.
-Nie..nie to miałam..-Wypuszczam powietrze przez nos,klnąc w myślach.-cholera..
-Rozumiem Nathalie,nie jestem święta.-Jej pokrzepiający uśmiech mówi sam za siebie.
Oblizuję usta,patrząc ze spokojem jak jedna z par kłóci się przy ladzie o to kto ma płacić.Na usta wkrada mi się mały uśmiech,kiedy widzę zirytowaną minę kelnerki.Uroczo.
-Jeszcze ta kłótnia z Niallem.-Przed oczami staje mi obraz wściekłych,błękitnych oczu i niemal słyszę krzyki wychodzące z jego wąskich ust.
-Jaka kłótnia?-Jej idealnie wyskubane brwi unoszą się do góry,a ja uśmiecham się lekko widząc jej komiczną minę.
-Ostatnio trochę się no wiesz..-Łapię dolną wargę w zęby.-…poprztykaliśmy.
Zerkam na jej pusty talerz po torcie nie mając pojęcia jakim cudem tak szybko go zjadła.
-Poprztykaliście się? Cholera,dzięki wielkie,że w ogóle mi o tym mówisz.
Biorę już letni kubek czekolady w dłoń i ostrożnie przejeżdżam opuszkiem palca po jego słodkim brzegu.
-To chore.-Wzruszam ramionami.-To tak jakby mnie zabija,ale nie umiem się do tego przyznać.
-Do czego Nathalie?-Jej jasne oczy lustrując moją twarz wzrokiem.
-Sama wiesz.-Wzruszam ramionami,a ta jedynie kiwa głową.Bo wie.
Wie,że go kocham.


-Nathalie!-Zaciskam mocno szczękę,odkładając kanapkę,którą miałam ugryźć, na talerz.Najwyraźniej w tym domu nie da się zjeść w spokoju.Idę krzywiąc się przez ból w kostce, w stronę korytarza z ponurą miną i staję prosto przed wkurzoną blondynką.Jej ręce są założone na biodra a prawa noga zaczyna stukać nieznany rytm na podłożu.Jest wkurzona.Chyba.Chyba tak.Chyba wiem o co chodzi.Chyba tak.
-Co?-Moje usta wypuszczają te suche słowo.Nawet się nie wysilam.Nawet nie chcę się wysilać.
-Miałam dzisiaj bardzo ciekawą rozmowę z panią dyrektor.
-Ciebie też poczęstowała herbatką z pieprzonego liptona?-Parskam cicho z mojego głupiego żartu.Jakież to oryginalne.
-Uważaj na to co mówisz gówniaro.- Syczy w moją stronę,stawiając ciężkie kroki w kierunku salonu.Zdejmuje kremowy płaszcz i rzuca go na kanapę,a ja spokojnie przyglądam się jej ruchom. –Mogłam się spodziewać,że ta skręcona kostka to nie przypadek.-Patrzy w okno,ignorując moją obecność.Siadam na kanapie i opieram się o zagłowię kanapy.Schudła.I jest jeszcze bardziej wredna niż zwykle.I schudła.
Czyżby to moja sprawka?
-Zluzuj Lil.Sprowokowała mnie.-Prycham,kiedy gwałtownie odwraca się w moją stronę.
-To gówno.-Kiwa na moją nogę.Też na nią spoglądam,ukrywając zaciśnięte pięści.-Serio,mogłam się tego spodziewać.Może ty jesteś jebaną masochistką.
Marszczę brwi na jej wypowiedź,by po chwili wybuchnąć głośnym śmiechem.
-Że co?-Mówię przez śmiech.Kiedy się już uspokajam,drapię brodę palcem wskazującym,by po chwili znów na nią spojrzeć.-Co dokładnie powiedziała ci dyrektorka,oprócz zaproponowania herbaty?
-Nie proponowała mi żadnej pieprzonej herbaty Nathalie.-Warczy na mnie i pochodzi szybkim krokiem do fotela,by po chwili zająć na nim miejsce.–I już ty wiesz co mi powiedziała.
-Z całą pewnością jakieś gówno.-Kręcę głową.Nawet mnie nie wysłuchali.Nawet nie kazali przedstawić mojej wersji.Zawsze muszę być ta najgorsza.
-Dlaczego Nathalie?
-Zdzira wyzywała Kirę od suk!-Pochylam się w jej kierunku,ze złością w oczach.-Nie pozwolę by takie gówno jak ona,mówiło takie rzeczy.-Szepczę.
-Widocznie miała ku temu powody,Nathalie.-Mówi poważnie.
-Że co kurwa!?-Wstaję gwałtownie z kanapy,a mój oddech jest głośniejszy.Już trzeci raz słyszę taką rzecz na temat Clar.I gdyby nie to,że jest moją siostrą zapewne podzieliłaby los zdziry Gabrielli.
-Słuchaj,nie jesteś święta Nat.Pijesz,palisz,pewnie bierzesz narkotyki.Skąd mam pewność,że jesteś jeszcze dziewicą? Pewnie robisz to dla zabawy z kim popadnie.
Dławię się powietrzem.To tak jakby ktoś wbił mi nóż w brzuch.
A później go wyjął.Pomału i boleśnie.
-Kira z pewnością nią nie jest.-Uśmiecha się ironicznie i wydawać by się mogło,że już nie potrzebuję więcej.
I nie potrzebowałam. Patrzę na rękę i rozprostowuję palce,czując jak pieką od mocnego uderzenia.
-Nie będę pokazywać palcem,kto lizał się z przyjacielem swojego chłopaka.-Mój wzrok opuszcza czerwoną rękę.Rozprostowuję palce,które pieką od siły uderzenia.Patrzę na nią lodowato.I nawet nie rusza mnie jej przerażone spojrzenie.I ręka przyłożona do piekącego policzka.-Jedyną dziwką w tym pokoju jesteś ty.Siostrzyczko.
Wychodzę z domu,nie przejmując się czymś takim jak płaszcz.
I mam takie pytanie,które dzień w dzień mnie nurtuje.Czy inni oszaleli,czy to ja wariuje?

wtorek, 12 maja 2015

Maybe I love You? Rozdział 25


-Czy tobie też ten cały Casian kogoś nie przypominał? Nathalie!

-Hm?-Mrugam szybko powiekami i ostawiam shake’a na stolik.

-Czy ty mnie w ogóle słuchasz?

-Tak,Niall..po prostu trochę się zamyśliłam.-Mruczę i oblizuję spierzchniętą wargę.Czuję ciepło słońca,które ogrzewa skórę mojej twarzy,ale nie cieszy mnie to tak bardzo jak bym chciała.-Myślę o Clar i Harrym.

-Och.-To mi wystarcza.Wiem,że mi nie uwierzył i miał rację.Moją głowę zaprzątały bowiem myśli o kimś zupełnie innym.Brunet o spojrzeniu brązowych oczu.Ustach wciąż wygiętych w tym denerwującym uśmieszku.Głosie,od którego krew żywiej płynęła w moich żyłach.Casianie,kim jesteś?

-Nie jest wart twoich myśli Nathalie.

-Wcale o nim nie myślę.-Podrywam się gwałtownie z ławki i obrzucam go gniewnym spojrzeniem.-Wcale.

-Daj spokój Nathalie.Jest taki sam jak Zayn.-Kręci głową.-Ty chyba masz jakąś tendencję do wybierania takich kolesi.

-Przestań pieprzyć Niall.-Zaciskam zęby tak,że aż boli mnie szczęka.-Nie masz o niczym pojęcia.

-To mnie oświeć.-Warczy,również podnosząc się z ławki.Gdybym go nie znała,bałabym się go.-Przyznaj.Jara cię to Nathalie.

-Przestań.

-Te tatuaże? Te grzeszne słówka? To wszystko cię jara?

-Stop Niall.-Podnoszę dłoń i zaciskam mocno powieki.Jak..jak może? Widzę burze w jego spojrzeniu,niebieskim i pięknym.Zawsze spokojnym,teraz wściekłym. 

-Jarają cię tacy niegrzeczni chłopcy? I to jak później przez nich cierpisz? Kim jesteś Nathalie? Pieprzoną,uzależnioną od adrenaliny,idiotką nie doceniającą tego co ma.

-Stop!-Wrzeszczę a moja dłoń szarpie materiał jego czarnej koszuli.Chcę odgarnąć włos z jego czoła,ale wiem że nie pozwoli mi się dotknąć.

-A masz siostrę i przyjaciół,ale ty nie lubisz mieć dobrych ludzi wokół siebie.Tylko tych podobnych do siebie.Ale w końcu oni cię zostawią i zostaniesz z niczym.

-Co ty wygadujesz Niall?!-Wyrzucam ręce w powietrze.-Przestań pieprzyć od rzeczy.

-To nie ja pieprze od rzeczy!Tylko ty! Idź do tego swojego Zayna i Casiana.Nawet do Gabriela.Mam cie gdzieś.

Otwieram szeroko usta w zdziwieniu.Dlaczego wygadywał takie rzeczy?

-Że co?-Podchodzę do niego.Nawet nie wiem kiedy zaczynam głośniej oddychać.Moje dłonie są zwinięte w pięści a paznokcie przebijają skórę tworząc rany,które pieką.On też wcale nie wygląda lepiej.Jego oczy błyszczą ze wściekłości a wargi przypominają kreskę.-Ty też Niall? Kurewskie serio? Myślałam,że ty jesteś inny!

-Czyli jaki?-Kiedy mówi te słowa,uśmiecha się bezczelnie,a ja mam ochotę go uderzyć.-Wiecznie słodki Niall,jednak kiedyś się postawił.A to ci niespodzianka.

Kręcę głową,nie mając pojęcia co też w niego wstąpiło.

-Daj spokój chłopaku.Mało mamy problemów? Chcesz kolejnych?

-To nie my mamy problemy.Tylko ty i Clar.-Patrzę na jego palec którym we mnie mierzy i mam ochotę go wykręcić.Najlepiej złamać.

-Jesteś naszym przyjacielem!-Mój krzyk roznosi się po parku.Kilku ludzi odwraca się w moją stronę,ale nawet nie zwracam na nich uwagi.Moje gniewne spojrzenie spoczywa na chłopcu o blond włosach.-Kurwa,Niall.Co w ciebie wstąpiło? Wszystko na razie się układa,ale ty musisz pieprzyć swoje.

-Wiesz,mam tego dość.-Wycofuje się,a kiedy próbuję go dotknąć odpycha moją dłoń.-Ja też mam swoje problemy.Chyba zakochałem się w Elli’e,ale kogo obchodzą uczucia Niall’a?

Obdarzam go chwiejnym spojrzeniem.

-Kim?- Mamroczę,spuszczając głowę.Jest mi tak wstyd.Nie wiem nawet o kim chłopak mówi.W kim zakochał się mój najlepszy przyjaciel.

-No właśnie.-Jego śmiech jest tak fałszywy.-Nawet nie masz jebanego pojęcia co to za dziewczyna.

-Powiedz mi.-Spuszczam głowę.-Powiedz mi Ni.        

-Po co Nat? Żebyś później o tym zapomniała?

-Daj spokój.-Moja dolna warga ląduje pod zębami.-Usiądź i pogadamy.
-O czym?
-Proszę.-Moje spojrzenie jest błagalne.

-Nie chce rozmowy.Dajmy sobie z tym spokój.-Kiedy widzę puls na jego szyi i tą nienawiść w oczach,aż zamykam swoje.Nie chcę patrzeć na takiego Niall’a.

-Błagam Niall,nie zostawiaj mnie,nie..-Wyciągam dłonie,aby dotknąć jego gładkiej twarzy,ale on mnie odpycha.

-Nie Nathalie!-Patrzę na sylwetkę blondyna,która coraz bardziej się ode mnie oddala.Zaciskam mocno powieki,próbując się nie rozpłakać,ale otwieram je,wiedząc że nie mam się przed kim chować.Chłopak już odszedł,a nikogo znajomego nie ma w zasięgu wzroku.Siadam na ławce i ukrywając twarz w dłoniach szlocham cichutko.

*****

 -Hazz będzie na razie przylatywał na weekendy do Londynu,a po urodzeniu dziecka przeprowadzam się do Nowego Yorku.-Patrzę jak jej palce jeżdżą po krawędzi filiżanki,by później spocząć na spodeczku.

-Uhm…-Kiwam głową głupio,nie do końca świadoma tego co oboje mi tłumaczą.Po chwili otrząsam się i podnoszę na nich wzrok.Mają na twarzach szerokie uśmiechy,a ich ręcę są splecione.I są szczęśliwi.Przynajmniej oni.Zastanawiam się nad tym,czy gdybym ja również wybrała tego odpowiedniego.Też byłabym szczęśliwa? Też nie widziała bym problemów? Nudne życie wcale nie wydawało się kuszące.Byłam uzależniona od adrenaliny,ale co jeśli Niall miał  rację? Jeśli  wciąż będę ganiać za tymi złymi,a dobrych omijać łukiem.Zostanę sama jak palec.Nigdy nie zaznam prawdziwego szczęścia.Ciepła.-A co z twoimi rodzicami?

-Mama nieźle to przyjęła.-Kira uśmiechnęła się lekko.Ciekawa jestem czy też nie musiałabym wymuszać uśmiechu.-Tata..niezbyt,ale mama powiedziała że musi to wszystko sobie poukładać.Jesteśmy dobrej myśli.

Ja nigdy nie będę dobrej myśli.Zawsze coś będzie się burzyć,a ja to zbuduje by później runęło w gruzach.

-Okej.-Dukam głupio.Nie jestem w stanie powiedzieć nic innego.Nie potrafię się cieszyć.Moje spojrzenie utkwione jest w kubku gorącej czekolady,która nawet nie zasługuje na to miano bo już dawno wystygła.Nawet nie zjadłam jebanej bitej śmietany bez której nie mogłam żyć.Niall..coś ty ze mną zrobił?

-Co się dzieje Nat?-Słyszę troskę w jej głosie i mam ochotę się skrzywić.Unoszę głowę.

Kim jesteś Nathalie? Pieprzoną idiotką nie doceniającą tego co ma.

Chcę na nią naskoczyć.Spytać się czemu wszyscy muszą traktować mnie jak porcelanę.Chcę wytłumaczyć jej,że umiem sobie poradzić sama.Że ich nie potrzebuje.

Ale w końcu oni cię zostawią i zostaniesz z niczym.

Nie robię tego.

-Wszystko okey.-Mówię w końcu i staram się uśmiechnąć.-Cieszę się waszym szczęściem.

Zrozumiałam Niall.Szkoda,że tak późno.



****

-Jeszcze kilka przysiadów i zakończymy rozgrzewkę,szybciutko dziewczynki! Angela przestań rozmawiać z Cortney. –Słyszę głos nauczycielki i mimowolnie przewracam ciemnymi oczami.Boże..zlituj się.

Sapię robiąc kolejny przysiad i dmucham na niesforny kosmyk włosów,by strzepnąć go z nosa.Kiedy to nic nie daje postanawiam sama się pofatygować i odgarnąć go ręką.Nie chciało mi się ćwiczyć na w-fie ale bezustanne siedzenie na trybunach i rozmyślanie o wszystkim również nie brzmiało kusząco.Tylko niepotrzebnie bym się zamartwiała.



-Podaj.-Kopię piłkę w kierunku Klary i szybko biegnę na obronę,widząc dziewczyny z przeciwnej drużyny,które zbliżają się do bramki.Kiedy widzę,jak któraś z blondynek przechwyciła piłkę i chce kopnąć ją do bramki,szybko do niej podbiegam i kiedy chcę wykopać piłkę, zostaję brutalnie popchnięta na orlik. Krzywię się lekko,widząc zdartą skórę mojego kolana,ale tym co wyprowadza mnie z równowagi jest zarozumiały uśmiech winowajczyni,który mówi mi że to co się stało nie było nieszczęśliwym wypadkiem.Wstaję gwałtownie z ziemi nie przejmując się lepką krwią skapującą z mojej rany.I prawdopodobnie zwichniętą kostką,przez którą nie mogę stać na prawej nodze.

-Ty mała suko.-Syczę kuśtykając w jej stronę.-Zrobiłaś to specjalnie!

-Daj spokój.-Niebieskooka prycha kpiąco i zaczyna bawić się włosami.-Noga to brutalny sport.

-Ach tak? Więc rozumiem,że nie będziesz miała nic przeciwko,jeśli złamię ci nos.-Oblizuję szybko usta i patrzę zaciekle w jej jasne oczy.

-Zluzuj,Green.-Gabriella uśmiecha się szeroko spoglądając przelotnie na swoje idealnie wymalowane paznokcie.Zaciskam mocno szczękę.Bezczelna zdzira.A to ci jebana niespodzianka.-Wiesz,nie powinnaś być teraz przypadkiem ze swoją ciężarną przyjaciółką?

-O czym ty pieprzysz?-Syczę.Ta podła hiena naprawdę prosi się o kłopoty.

-Nie udawaj,że nie wiesz.-Śmieje się i podchodzi do mnie bliżej.Mierzę jej sylwetkę wzrokiem i wracam spojrzeniem do nienawistnej twarzy.Już nie jest tak ładna,jak przed chwilą.Teraz jest brzydka.Wręcz obrzydliwa.-Cała szkoła huczy o twojej puszczalskiej przyjaciółce.

-Uważaj sobie.-Warczę szarpiąc jej niebieski t-shirt.Nie staram się być nawet delikatna.Jestem coraz bardziej wkurzona, ona wydaje się nie chcieć przestać.

-No co? Źle mówię?-Unosi brwi i patrzy na moją rękę która zwija materiał jej ubrania.-Zwykła suka.

I to będzie na tyle jeżeli chodzi o moją cierpliwość.Popycham zdezorientowaną dziewczynę na sztuczną trawę i siadam na niej okrakiem łapiąc jej brodę w swoją dłoń.Oczy Gabrielli są większe z przerażenia,a twarz przybrała jaśniejszy odcień.Po prostu się bała.Uśmiecham się kpiąco.

-Przeproś.

-Nie.

-Nie?-Unoszę brwi puszczając jej twarz.Zadaję jeden cios w policzek,a ta piszczy cicho.-Przeproś.-Powtarzam spokojnie.

-Po co? Dziwki i tak nie przestaną się puszczać.

Zadaję ciosy na ślepo słysząc piski innych dziewczyn,które zrobiły spore koło wokół nas.Jedne nawet próbują mnie odciągać od blondynki,ale kiedy widzą mój wyraz twarzy natychmiast rezygnują.W uszach mam tylko błagania dziewczyny.Krzyki i piski.I mój głośny oddech.I i wiwaty.I śmiechy jakiś chłopców.Przytomnieję dopiero,kiedy czuję ciepłą krew na moich kostkach.Patrzę na nie ciężką dysząc i wytrzeszczam oczy.Są zdarte,a ja nie mam odwagi spojrzeć na twarz Gabrielli,która pewnie już straciła przytomność.Patrzę w osłupieniu na kosmyk wyrwanych włosów dziewczyny i w głowie analizuje kiedy jej to zrobiłam.

-Nathalie.-Unoszę głowę słysząc krzyk przerażonej nauczycielki.Patrzy oniemiała na dziewczynę pode mną a ja ze spokojem z niej schodzę i się prostuję.Syczę jedynie głośno,kiedy czuję potworny ból w kostce,która chyba naprawdę jest zwichnięta.-Mój Boże..

-Mówiłam by przeprosiła.-Mruczę do siebie,spuszczając głowę,ale nie jestem skruszona.Wolałabym umrzeć niż przeprosić.

-Idź do pielęgniarki.-Mówi tylko,podbiegając do nieprzytomnej blondynki.Oblizuję zeschniętą wargę i zerkam kątem oka na nastolatkę.

Mówiłam by przeprosiła. 

Później kuśtykam i co chwilę krzywię się,czując niemiłosierny ból.Cholera…Czuję jeszcze wzrok całej nieudanej widowni.Szepczą między sobą i chichoczą.Ich też chętnie bym załatwiła.

-Może pomóc?-Zerkam kątem oka na Casiana.Ma na głowie założonego tył do przodu Snapback’a, co wygląda uroczo,jednak pozostawiam ten komentarz samej sobie.Przez chwilę mierzę go wzrokiem,co robi i on.

Nigdy nie okazuj swojej słabości przed dupkiem Malik..Casianem,bo dupek Mal...Casian to wykorzysta.

AHA!

Mówiłam,że jest taka zasada!

-Nie,dzięki.-Mruczę cicho próbując postawić kolejny krok.Zaciskam usta w wąską linię.Tak bardzo boli.

-Daj spokój.Kostka wygląda naprawdę marnie.-Kiwa i podchodzi do mnie,gwałtownie biorąc na ręce.Trochę za dużo gwałtowności jak na jeden dzień.Czuję w nozdrzach przyjemny zapach,tak podobny do tego Za..

DOŚĆ.

Koniec z Zaynem raz na zawsze.

Nawet pali tak ja on…

-To ty daj spokój.Poradzę sobie sama.-Mówię przez zaciśnięte zęby,ale ten nie chce słuchać.Wypuszczam powietrze przez nos ostatecznie poddając się.Idziemy w ciszy,kiedy ja oglądam rany kostek,na których krew już zaschła.Nieźle się załatwiłam nie ma co.

-Czemu tak pobiłaś tę dziewczynę?-Przestaję oglądać dłonie i patrzę prosto w jego oczy.On również na mnie patrzy.Jest tak blisko,że z łatwością mogłabym go pocałować,dotknąć jego policzka.Ust.

Och…

-Należało jej się.Nazwała moją przyjaciółkę dziwką,a sama pewnie puszcza się na prawo i lewo.-Spluwam z wściekłością,a ten jedynie uśmiecha się szeroko.Przewracam oczami.Nie powiedziałam nic śmiesznego Casianie.

-A tak nie jest?

-Co?

-No,twoja przyjaciółka.-Zaciska usta w wąską linie i parska.-nie jest dziwką?

-Oczywiście,że nie!-Nie kryję oburzenia.Jak mógł zapytać o coś takiego?

-W końcu jest w ciąży,więc musiała pieprzyć.

-To,że jest w ciąży nie oznacza od razu,że…zaraz.-Mrużę na niego oczy,a moje usta mimowolnie rozchylają się w zdziwieniu.-Skąd wiesz,że Clar jest w ciąży?

-Cała szkoła o tym wie.-Mówi nonszalancko i posyła w moim kierunku uśmiech,od którego krew żywiej płynie w moich żyłach.

-Ale ty jesteś nowy.-Splatam dłonie na jego karku,przez co jest bliżej mnie.Czuję w jego oddechu papierosy i owocową gumę do żucia.-Nawet jej nie znasz,więc po co ci to?

-Znam ciebie.-To brzmi jak zakończenie tematu,dlatego już o nic więcej nie pytam.Odstawia mnie przed drzwiami do gabinetu pielęgniarki i odchodzi powolnym krokiem,a ja zerkając przelotnie na drzwi,wypuszczam z ust ciche parsknięcie.Nie ma mowy żebym tam weszła.

****

-Dobra,jeszcze tylko raz.-Powietrze ucieka z moich płuc ze świstem.Moczę po raz kolejny wacik w wodze tlenionej i przykładam go do rany.-Zachciało mi się bawić w pielęgniareczkę.-Sapię,kiedy rana potwornie piecze.Mogłam jednak skorzystać z pomocy pielęgniarki,ale nie.Nathalie zawsze musi być samowystarczalna. Wacik jest już do cna przesiąknięty krwią,dlatego wyrzucam go do kosza.Zaglądam w apteczkę i wyjmuję kilka tubek maści,wiedząc że i tak nie znam się na tym.

-Co my tu mamy.-Mruczę do siebie,oglądając opakowania leków o dziwnych nazwach.Marszczę brwi..-Cepan na blizny,chyba raczej nie będzie mi potrzebny.Albo tak.-Zamykam oczy czując przyjemny chłód na kolanie.I moje palce,które w delikatny sposób rozcierają chłodną maść po ranie.Już nawet tak nie piecze. Dom świecił pustkami.Jak zwykle nikogo w nim nie było.Może to lepiej? Gdyby Liliane zobaczyła jak wyglądam musiałabym zdać jej sprawozdanie.Mimo wszystko wolałam żeby dowiedziała się tego od dyrektorki.Podpieram podbródek palcami. Ciekawe kiedy ją wezwie.I co powie?

Nathalie brutalnie pobiła koleżankę na szkolnym boisku.Została przewieziona do szpitala w stanie ciężkim (koleżanka,nie NIE Nathalie.)

Czy też?

To nie jej wina.Tylko broniła przyjaciółki.(Nathalie,nie NIE koleżanka)

Parskam,wiedząc że ta druga wersja to moja działka.Tak to właśnie jest.Ty robisz coś dobrego,a wszechświat tak ci się odpłaca.

Nathalie.Jesteś tak głupia.

Podnoszę gwałtownie głowę,słysząc trzask zamykanych drzwi i niezdarnie wstaję z wanny odkładając żel na  kremową szafeczkę obok lustra.Sapię kiedy stawiam pierwszy krok,krzywiąc się niemiłosiernie.Jestem ciekawa kto postanowił wrócić do domu i jakież jest moje zdziwienie,kiedy widzę na kanapie samego Zayn'a.

-Cukiereczku.-Kiwa głową w geście przywitania ,co odwzajemniam,ale nie komentuję tego jak mnie nazwał.Wydaje się zmęczony.Pod jego oczami widnieją cienie,a one same zdawały się stracić swój piękny blask.Jakby wyblakł.Jakby nie spał przez kilka dni.Mam ochotę dotknąć jego policzka.Poczuć tę szorstkość pod opuszkami palców,ale wiem że nie mogę.

Zayn nie należał do mnie.

A ja nie należałam do niego.

Mam ochotę wyjść,ale moje nogi odmawiają posłuszeństwa a zęby przestają wbijać się w język nie pozwalając wymówić słowa.Teraz.

-Powiedz mi Zayn.-Zaciskam szczękę mocno i zerkam na niego.Czarne tatuaże zdobiące jego ciało wydają się teraz poruszać.Mrugam  szybko oczami.Co za pieprzone shizy.. -Fajnie było?-Blefuję.Ale ja wiem.Tak.On nie wie,że ja wiem,że to była jedynie bujda.

-Co?-Unosi czarne brwi,zamierając ze szklaneczką  szkockiej-jego ulubionej-przy ustach.

-Fajnie było ją dotykać?-Stawiam małe kroki w jego stronę,czując jak serce powoli zaczyna się rozpadać.I nie bije.A ja już nic nie czuję.Jestem za kanapą.Za nim.Mogę go dotknąć,ale tego nie robię.-Powiedz mi.Fajnie było całować jej usta tak jak usta Lil?-Przybliżam wargi do jego ucha i nachylam się.-Tak jak moje usta? 

-Przestań.-Szepcze.Jego głos lekko drży,a ja czuję jedynie zadowolenie.Chcę wiedzieć,czy w końcu pęknie.Czy w końcu nie wytrzyma i powie mi prawdę.

-Jej skóra była gładsza niż moja?

-Dość!-Krzyk roznosi się po całym mieszkaniu,wprawiając jedynie moje serce w szybsze bicie. Nie zamierzam przestać.

-Była ciasna,czy też ktoś był przed tobą? Było ci w niej dobrze?-Mój głos jest uwodzicielski.Zagryzam mocno wargę,zastanawiając się co jeszcze powiedzieć.

-Nathalie…-W głosie słychać wyraźne ostrzeżenie. Jest zły.Wściekły.Boję się,ale nie przestaje.  

-To było mocne i szybkie? –Moje usta dotykają jego zimnego ucha.-Czy też powolne i delikatne?-Uśmiecham się,widząc jak zamyka oczy.-Pieprzy się lepiej niż Lil?-Całuję skórę jego ucha i kuszę los dalej.-Chciałbyś mnie tak pieprzyć Zayn?-Czuję mocne uderzenie w czaszce,spowodowane zderzeniem ze ścianą.Czuję jego oddech na moich ustach.Przestaję oddychać i topię się w morzu czekolady.

-Jeżeli się nie zamkniesz, słowa przemienią się w czyny.Nathalie.-W jego głosie słyszę tę nutkę grzeszności.Zagryzam wargę.Och..nie..nie..

-Więc dalej Zayn.-Nie kontroluję swoich słów.Moje usta dotykają jego ust,kiedy mówię.-Pieprz mnie. 
Nasz oddechy mieszają się ze sobą,kiedy zdezorientowany przybliża się do mnie z zamiarem połączenia ust. 

A później słyszę głos Lil i jakiś inny,ale nie jestem w stanie o tym myśleć.Szybko odrywam się od bruneta,ale ten nie przestaje mi się przyglądać..Gładzę wierzchem dłoni włosy, i pomiętą kratowaną koszulę.Mam nadzieję,że wyglądam w miarę przyzwoicie.

-Patrz Zayn kogo przyprowadziłam.-Słyszę  łagodny głos i stukot szpilek.Unoszę wzrok na obie postacie przede mną i teraz jestem pewna,że głośne bicie mojego serca jest słyszalne dla uszu każdego z nich.

-Witaj braciszku.
*****
Wow,wow,wow,WOW 
DLACZEGO ONI WESZLI?
dlaczego oni weszli.
DLACZEGO.ONI.WESZLI?
A miałam tak wielką ochotę zrobić scenę +18 ech..no cóż.
chciałyście Zayn'a,to go dostałyście.Zayn'a nigdy za dużo.
 15 KOMENTARZY=KOLEJNY ROZDZIAŁ :) 
 Ps.Nie wierzę w to co widzę.
P.PS.Pozdrawiam 
Nobody :*