wtorek, 24 marca 2015

Maybe I love You ? Rozdział 22


Zamieram w bezruchu i niemal czuję,jak moje serce na chwile zaprzestaje swojego rytmu.Patrzę na nią,przez dłuższą chwilę,by po chwili parsknąć krótkim śmiechem.Dziewczyna marszczy czarne brwi.
-Zabawne Clar.-Wypuszczam głośno powietrze z płuc.-naprawdę zabawne.Prawie się nabrałam.
-C..co?-Bierze drżący oddech do płuc.-Co do cholery Nat?
-Nieźle.-Kręcę głową,po czym śmieję się dźwięcznie.-Naprawdę.
-Nathalie.-Odstawia kubek z napojem na stolik i wstaje,pozwalając kocu zsunąć się z jej ciała.Znalazł się pod jej nogami,ale ona się tym nie przejmuje.Ma wzrok utkwiony we mnie.Najgorsze jest to,że on wcale nie mówił mi: masz rację,to żart.
Mówił: nie masz racji,to totalna prawda.
-Pieprzysz Kira.-Pokręciłam głową.-pieprzysz..to.To nie może być..
-To prawda Nat.-Wytrzeszcza oczy.Zagryzam dolną wargę,uświadamiając się w obecnej sytuacji.
Kira jest w ciąży.
Będzie miała dziecko.
Za kilka miesięcy.
-Co?-Dukam wreszcie ,spuszczając głowę.Pozwalam by za długa grzywka dostała się do moich oczu i mimo,że mocno je podrażniła,nie odgarniam jej na bok.Niemożliwe.Przesłyszałam się.Przesłyszałam.
-Nat..
-Kpisz?-Warczę,podnosząc głowę.Podchodzę do niej,tak,że prawie stykamy się klatkami piersiowymi.Teraz to ona opuszcza głowę,nie mogąc patrzeć mi w oczy.-Kpisz ze mnie Kira?
-Nie Nathalie.-Szepcze.Jej policzki pokryły rumieńce upokorzenia.-Nie.
Najdziwniejsze było to,że zamiast płakać,lub wrzeszczeć,ja mam ochotę się śmiać.Głośno.I klaskać.Tak.Klaszczmy.Panie i panowie,aplauz dla Clarissy Fray i Zayn'a-sukinsyna-Malika.Aplauz dla dziecka,które za niedługo się urodzi i dla Lil,która wszystkich nas pozabija.Klaszczmy.Śmiejmy się.Nie płaczmy.
Nie ma jebanego powodu do płaczu.
-Wiesz.-Wzdycham i przeczesuję włosy palcami.-Po co mi to mówisz?
-Nathalie.-Mówi pewnie,wypuszczając powietrze z płuc.Podnosi ręke jakby chciała mnie dotknąć,ale ja się odsuwam.-Jesteś moją przyjaciółką.
-Właśnie.-Śmieję się głośno,klepiąc ją po ramieniu.Podskakuje na mój gwałtowny przypływ radości.-A wiesz kto powinien dowiedzieć się pierwszy?
-N..nie-Jąka się niepewnie,obdarzając mnie chwiejnym spojrzeniem,jakby się mnie bała.
Może słusznie.
-Ojciec dziecka!-Wykrzykuję radośnie,wciąż głupkowato się uśmiechając.
Wyciągam telefon z przedniej kieszeni spodni i wystukuje numer na dotykowej klawiaturze.
-Powiedzmy mu!-Krzyczę z przesadnym entuzjazmem,naciskając zieloną słuchawkę.Przed oczami staje mi przerażona mina Zayn’a i wprost nie mogę do czekać się,aż wreszcie oboje dostaną za swoje.Karma.To się chyba tak nazywa.
-Nathalie.-Przybiera oburzony wyraz twarzy podchodząc do mnie.-Nie rób tego!
Nie zważając na jej słowa,czekam na sygnał połączenia.Mogła mi naskoczyć.
-Nathalie!-Wrzeszczy,zakładając ręce na biodrach.Jaka waleczna.Nie ma co!
-Shh.-Przykładam,teatralnym gestem palec do ust.-Rozmawiam.
-Nathalie?-Słyszę jego głos pod drugiej stronie aparatu.
-Się masz Zayn-Uśmiecham się ironicznie,widząc zbolałą minę ciemnowłosej.Tylko poczekaj.Dostaniesz za swoje ty podły zdrajco.
-I znowu piłaś cukiereczku.-Chichocze cicho.Oj,śmiej się śmiej.Bo później nie będzie ci już do śmiechu cwaniaczku.-I co ja mam z tobą zrobić? Tyle razy ci mówiłem,byś ograniczyła alkohol.Zajmę się tobą kiedy przyjadę.Narka.
-Chwila!-Krzyczę,chyba za głośno niżeli chciałam,odruchowo unosząc dłoń do góry jakbym chciała go powstrzymać co jest bardziej niż niedorzeczne.Biorę głęboki oddech,zaciskając usta w cienką linię.-Gdzie jesteś?
-Stęskniłaś się cukiereczku?-Śmieje się.Krzywię usta,gdy ponownie słyszę te zbyt słodkie przezwisko.Cukiereczku? Co skłoniło go do tak absurdalnego słowa,skierowanego do mnie? Nie byłam ani słodka,ani kolorowa.Więc? Dlaczego cholerny cukiereczek.
Zapytaj Gabriela,który nazywa cię Aniołem.
-Można tak powiedzieć.-Mrugam do Clar,której twarz przybrała kolor dojrzałego pomidora.
-Załatwiam pewne sprawy poza miastem.-Objaśnia krótko.
-Kiedy zamierzasz przyjechać?-Pytam zniecierpliwiona,unosząc brwi do góry.
-Raczej pod wieczór.-Mruczy.Słyszę szelest,później cisze.Znów szelest.
-Wspaniale.-Wykrzywiam kącik ust w uśmiechu.-Więc do zobaczenia.
-Cokolwiek-Mamrocze,a potem rozłącza się,a ja rzucam telefon na kanapę,na której sama później się lokuję.
-Coś ty narobiła?-Pyta roztrzęsiona Clar,a potem wybucha głośnym płaczem i wybiega z domu jak oparzona.Odprowadzam ją spokojnym wzrokiem,który później ląduje na drzwiach,którymi ostentacyjnie trzasnęła,jakby chciała mi powiedzieć ,,nienawidzę cię dziwko" Jej pytanie obija mi się o uszy,a ja podchodzę do barku z alkoholem i nalewam sobie trochę do szklanki.Kiedy czuję na języku palący,gorzki smak whisky,przymykam oczy.Co zrobiłam?
Nie mam pojęcia Clar.Ale z pewnością nic dobrego.
****
 -Czekaj,czekaj.-Niall,mruga jasnymi oczami,gwałtownie wstając z białej puchy-poduchy,na której właśnie siedzieliśmy.Zaczyna chodzić,po swoim pokoju i ciągnąć za blond włosy,co było normalne kiedy nad czymś intensywnie myślał,bądź się denerwował.Zawsze się zastanawiałam,jakim cudem wciąż tyle ich miał skoro wyrywał je garściami.Obserwuję go z pozornym spokojem wymalowanym na twarzy.On za to jest zdenerwowany..-Kilkanaście dni nie dawałaś znaku życia pogrążona w cholernej depresji,a teraz tak przychodzisz i po prostu oznajmiasz mi,że Kira jest w ciąży?
-Nie nazwałabym tego depresją.Raczej lekkim załamaniem.-Mówię,wzruszając przy tym leniwie ramionami.-Ale coś ja to.
-Jezus.-Mruczy,bardziej do siebie i zagryza dolną wargę najwyraźniej bardzo intensywnie nad czymś rozmyślając.Tak.Cały Niall.
-Jesteś głupia Nat.-Warczy w moją stronę,groźnie marszcząc brwi.Na tyle groźne na le pozwala mu jego uroczy i niewinny wygląd..Posyłam w jego kierunku szeroki uśmiech ,nic nie mówiąc.-Myślisz,że to on…?
-Hm..?-Unoszę brwi,nie bardzo wiedząc co chłopak ma na myśli.Sapie zirytowany z powrotem siadając na swoim poprzednim miejscu.Pociera dłońmi swoje jasne dżinsy.Patrzę na każdym jego ruch i wyciągam się na całą długość pufy, ziewając.
-Myślisz,że Zayn jest ojcem? –Drapie się po karku zakłopotany.-No…tego dziecka.
-Och..-Patrzę na ścianę,na której zawieszony był plakat z..Justinem Bieberem? Przez chwilę po prostu wpatruję się w grzywkę piosenkarza a potem wzdycham cicho-Ja...nie wiem.Myślisz,że pieprzyła by kogoś innego?
-Nie wiem.-Wzrusza ramionami,wykrzywiając twarz w widocznym grymasie.Zerka na mnie niepewnie-Nie mogę uwierzyć,że ona..Zayn.Zayn i ona.-Kręci gwałtownie głową,jakby chciał wyrzucić z niej niechciane myśli.Też nie mogłam w to uwierzyć.Jeszcze po Zayn'ie mogłam się tego spodziewać,ale Clar? Moja przyjaciółka.Znałyśmy się kilkanaście dobrych lat,a tu takie coś.Co prawda mówiła o tym chorym układzie,który zawarła z moim pożal się Boże,ex,ale nadal nie byłam co do tego przekonana.Niby dlaczego miałabym wierzyć w jakiekolwiek słowo,wychodzące z jej ust?
-Tak.-Mówię,przeczesując włosy w zdenerwowaniu.-Ja..też nie mogę.
-No cóż.-Spuszcza głowę zasmucony.-Może tak naprawdę nigdy nie była naszą przyjaciółką.-Zerkam na niego i wyciągam papierosa z paczki,również podsuwając ją pod nos blondyna,choć wiem,że nie przyjmie.
A potem z moich ust wychodzi kłąb dymu,i zamykam oczy nie chcąc myśleć o tym,że chyba ma rację.
Chyba nigdy nie była naszą przyjaciółką.  
****
Kroję pomału pomidora,nawet nie patrząc na warzywo.Postanowiłam zrobić jakąś sałatkę,żeby Lil miała co zjeść,kiedy przyjedzie od babci.Może sałatka z kurczakiem nie była daniem wysokich lotów,ale to zawsze coś. Cokolwiek,żeby jakoś wynagrodzić jej wszystkie moje przewinienia.Drugim z powodów  mojego dobrodziejstwa,jest to,że po prostu chciałam zająć czymś myśli.Gdybym ciągle myślała o Clar,Zaynie i Liliane,no cóż,prawdopodobnie zwariowałabym albo popadła w depresję,lub inne gówno.A tego chciałam uniknąć,Bądź co bądź to nie było czymś potrzebnym.Syczę,przez przypadek przecinając skórę palca, ostrzem noża.Patrzę jak krew,skapuje z rany i oblizuje zeschnięte usta.Wstaje leniwie z krzesła barowego,które stało tuż przy wysepce na środku kuchni i podchodzę do jednej szafeczek,wiszących na górze.Rozcinam plaster,by po chwili odkleić i nalepić na rozcięcie,na którym krew zdążyła wyschnąć.Tak właśnie kończy się moje gotowanie.Krzywię się,wracając na moje poprzednie miejsce,z opuszczoną  niczym smutny psiak,głową.Podskakuje,kiedy słyszę przekręcanie zamku w drzwi  wejściowych.Po chwili w progu pojawia się szczupła sylwetka mojej starszej siostry.Ma na sobie jasny płaszczyk,czarne legginsy z szarymi paskami po bokach i ciemne  botki do kostek.Włosy,opadają kaskadami na drobne ramiona,a policzki są zaróżowione od chłodu.
-Cześć Nat.-Mruga do mnie,rzucając czarną torebkę w kąt.Podchodzi do mnie i lekko muska w sam środek ust.Do moich nozdrzy dociera słodki,różany zapach jej perfum.
-Hej.-Mruczę,zerkając kątem oka na szklaną misę,wypełnioną pokrojonymi warzywami.-Zrobiłam sałatkę.
-Och...-Tylko to opuszcza jej usta,pomalowane brązową szminką.Patrzy na mnie zaskoczona,jakbym dokonała niewykonalnego czynu.Tak,wieczna buntowniczka zrobiła coś dobrego,bez przymusu.To dziwne,ale prawdziwe.- Dziękuję,chętnie zjem.Ale najpierw prysznic.-Uśmiecha się szeroko,za to moja mina tężeje.Jest szczęśliwa.Naprawdę szczęśliwa.
Bo nie wie,że jej chłopak ją zdradza.                                                                                                               
Nie wie,że ma dziecko z inną dziewczyną.
Nie wie,że to moja przyjaciółka.
Nie wie,że kocham jej chłopaka.
Nie wie,że on jej nie kocha.
-Jasne.-Mruczę do siebie,chociaż nie może tego usłyszeć,bo już dawno wyszła z pomieszczenia.
Wzdycham,podpierając ciało na blacie.Nie mogę tego zrobić.Nie mogę sprawić,by była nieszczęśliwa.Nie wiele myśląc idę szybkim krokiem do korytarza,gdzie wisi moja kurtka,wciągam na nogi czarne nike i zatrzaskuje za sobą drzwi,oznajmiając,że wychodzę.
****
Biorę głęboki oddech i pukam w dębowy drzwi domu państwa Fray.Otwiera mi Kira,z czerwonymi od płaczu oczami.Na jej biodrach wiszą,szare workowate dresy,i zsuwają się coraz bardziej przy każdym ruchu.Mam ochotę je podciągnąć,ale powstrzymuję się w ostatniej chwili.Jej wygląd tak bardzo przypomina mi czasy,kiedy cierpiała po gwałcie w klubie.Jakby to wszystko znowu wróciło.Przerażająca myśl.
-Nathalie?-Unosi wyskubane brwi do góry,parząc na mnie zdziwiona.Przepycham się obok niej,wpadając nieproszona do domu.Bacznie mnie obserwuje,a ja oddycham szybko.
-Nie możemy tego zrobić.-Mówię twardo patrząc na nią.-Nie możemy powiedzieć Zaynowi,że urodzisz mu dziecko.-Nie odzywa się.Cisza jest nieznośna,ale żadna z nas jej nie przerywa.Kiwa na mnie głową idąc do salonu,a ja niepewnie idę za nią,stawiając ciężkie kroki.Siadam na kanapie,a ona przynosi butelkę burbonu i stawia ją na stole,razem z dwoma szklaneczkami.Nalewa nam alkoholu i siada naprzeciwko mnie,przejeżdżając dłonią,po oparciu fotela,na którym siedzi.
-Mam je usunąć?-Szepcze cicho,a ja marszczę brwi w pierwszej chwili nie wiedząc o czym mówi.Po chwili wypuszczam powietrze ze świstem,nie mogąc uwierzyć,że właśnie to powiedziała.Nie mogąc uwierzyć,że myślała,że mam zamiar zmusić ją do aborcji.Do zabicia drugiego człowieka,do zabicia dziecka.Jej dziecka.
Dziecka Zayn’a.
-Oczywiście,że nie.-Prycham,uzmysławiając sobie absurd tej sytuacji.Nie jestem potworem.-Po prostu..-Krzywię usta w grymasie.-Ani Zayn,ani Lil nie mogą się o tym dowiedzieć.To wszystko.-Kiedy to mówię,widzę ulgę wymalowaną na jej ładnej twarzy.Uśmiecham się do niej lekko,chcąc rozładować napiętą atmosferę.
-Czyli nie masz do mnie żalu?-Mój słaby uśmiech,gaśnie.Przełykam głośno ślinę,muskając opuszkami palców fakturę moich spierzchniętych ust.Oczywiście,że mam do niej żal,ale…
-To nie jest teraz ważne.-Mówię cicho,spuszczając głowę i łapiąc dolną wargę w zęby.-Najważniejsze jest dziecko.Mam zamiar pomóc ci się nim zajmować.-Mówię,a słowa ranią moje gardło jak ostrze.Chcę się nim zajmować.Dzieckiem Kiry.Dzieckiem Zayn’a.
-Nat..-Unosi wysoko brwi najwyraźniej bardzo zdziwiona.Parskam śmiechem,nie mogąc sobie tego darować i po raz kolejny patrzę w jej  oczy.
-Ta..-Biorę szklankę z burbonem w rękę i przyciskam brzeg do ust.-Za was.-Unoszę szklankę wysoko i wypijam alkohol.
Później wszystko dzieje się szybko.Dławię się,czując charakterystyczny,słony smak w buzi.Odstawiam pustą szklankę na stolik,nie mogąc złapać oddechu.Jakby to nie był burbon tylko jakiś cholerny kwas.Przerażona Clarissa podchodzi do mnie,nie mając pojęcia co zrobić.
-Nathalie.-Wytrzeszcza jasne oczy,drapiąc się po głowie.Kuca przy mnie,a ja kulę się z bólu.-Co ci jest?-Szepcze,a ja kaszlę,walcząc o potrzebny tlen.Krztuszę się,plamiąc biały,puchowy dywan krwią.Zaraz...krwią? Cholera,cholera,cholera.
-O mój Boże.-Duka,podnosząc się do pozycji stojącej.Prawie potyka się o własne nogi,chcąc dojść do blatu,na którym położony jest jej czarny smartphone.Upadam na podłogę.Widzę ją jak przez mgłę,oddychając ciężko, trzymając dłoń na brzuchu.Kładę się,czując jak wszelkie siły opuszczają moje ciało.Patrzę pustym wzrokiem na sufit,słysząc jak Kira duka do telefon swój adres,zawiadamiając karetkę.
To koniec? Cóż..myślałam,że umrę w jakiś bardziej efektowny sposób,ale co poradzić? 
Śmierci się nie wybiera.

****
Otwieram oczy,by po chwili je zamknąć.Światło jest oślepiające.Jestem w niebie? Liczyłam na piekło..Może nie byłam taka zła
W Boga nie wierzyłam-za dużo zła mnie spotkało w życiu,ale najwyraźniej on nie przestawał wierzyć we mnie. Trochę naiwne z jego strony.
 W końcu się przemagam i otwieram powieki,mrużąc je po dwóch sekundach.Po chwili mój wzrok przyzwyczaja się do światła.Widzę przed sobą Liliane i Kirę.Obje mają załzawione oczy,ale są uśmiechnięte.Marszczę brwi.
Czy to znaczy,że one też umarły?
-To jakiś inny rodzaj śmierci?-Chrypię,przecierając wierzchem dłoni zmęczone oczy.Obje jak na komendę śmieją się cicho.
-Śmierci?-Mówi Lil,nie przestając się uśmiechać.-Niestety.Jeszcze będziesz się musiała z nami trochę pomęczyć.
-Nie ma tak łatwo.-Kira,bierze moją rękę,drapiąc przez przypadek skórę,swoim długim,niebieskim paznokciem.Krzywię się lekko.
-Gdzie jestem?-Gryzę wnętrze mojego policzka,nie wiedząc co się tu u licha dzieje.
-W szpitalu.-Mówią chórkiem,na co po raz kolejny marszczę brwi.
-Czemu?
-Tego jeszcze nie wiemy.Ale za chwilę pójdę porozmawiać z lekarzem.-Lil,przestaje się uśmiechać.
-Plułaś krwią Nathalie.-Kira kręci głową,przymykając oczy,jakby ten obraz własnie pojawił jej się przed oczami.-To...było chore.Straszne..myślałam,że ty…
-Na szczęście nic ci nie jest.-Przerywa jej blondynka,najwyraźniej nie chcąc słyszeć dalszych słów.-Pójdę po lekarza.-Dodaje i wychodzi.Zagryzam wargę zdenerwowana i zerkam na brunetkę kątem oka.
-Nathalie.-Siada na małym krzesełku,mocniej ściskając moją dłoń.-Tak się cieszę,że nic ci nie jest.
-Tak.-Uśmiecham się blado.
-Nie wiem coś ty znowu wywinęła,ale mam nadzieje,że nie jesteś poważnie chora.-Po jej słowach zapada cisza,a mnie męczy jedna myśl.
-Gdzie Zayn?-Wypowiadam w końcu.Ona patrzy na mnie w osłupieniu nie zdolna do jakiejkolwiek odpowiedzi.
-Był tu.-Kiwa głową.-Ale powiedział,że musi coś załatwić i niedługo cię odwiedzi.
-Och..-Dukam tylko,spuszczając wzrok.Sama nie wiem na co liczyłam.Że będzie tu siedział i trzymał mnie za rączkę jak dziecko? To Zayn.On nigdy się nie zmieni.
-Nathalie..-Wypuszcza ze świstem powietrze z płuc.-Musze ci coś powiedzieć.
-Ok.-Kiwam głową,poprawiając się na łóżku szpitalnym.Naszą rozmowę przerywa Lil,która wchodzi do sali szpitalnej,razem z Zaynem.Jej mina nie jest radosna,jak wcześniej.Bardziej ponura i poważna,a jej oczy smutne.
-Ile mi zostało?-Mrugam do niej śmiesznie,pozwalając swojej głowie opaść na miękką poduszkę.
-Co?-Patrzy na mnie zdezorientowana.
-No..wiesz.Mam pewnie raka.-Formuje usta w dzióbek.-Miesiąc?
-O czym ty gadasz dziewczyno?-Jęczy,ściągając ciemne brwi.-Nie masz raka.
-Nie?-Tym razem ja ściągam brwi.-Więc?
-Możecie wyjść?-Zwraca się do Zayn’a i Kiry,którzy przysłuchiwali się naszej rozmowie w ciszy.
-Nie rób szopek.-Sapię zniecierpliwiona,poprawiając się na łóżku szpitalnym.Ależ oni mieli niewygodne łóżka!.-Co ze mną?
-Nat.-Mówi poważnym głosem,zagryzając wargę.
-Mówże.-Warczę,przewracając oczami.
-Twój organizm tak zareagował z powodu zbyt dużej ilości alkoholu.Piłaś codziennie w dużych ilościach,mam rację?-Jej głos jest pełen wyrzutu,a oczy są tak smutne,że aż mięknie mi serce.Trochę przesrane,jak ktoś tak przez ciebie cierpi.Nie wiem jak Zayn może to wytrzymać.-Ale nie przejmuj się.Osobiście dopilnuję byś nie dotknęła już nawet kropelki.
****
-No nie gadaj.-Śmieje się,przeczesując włosy palcami.Blondyn porusza zabawnie brwiami,co powoduje,że na mojej twarzy znowu widnieje uśmiech.-nie ma takiego słowa Niall.
-Jak to?-Oburza się,patrząc na planszę.Również na nią patrzę.-Dość grania w scrabble.
-Przyznaj,nie umiesz w to grać.-Szczerzę się,przez co dostaje od niego poduszką,która właśnie zwinął mi z łóżka szpitalnego.
-Doszła do szkoły taka jedna lasia.-Mówi,a ja śmieje się przez jego określenie.-Ma na imię Ella i jest bardzo ładna.
-O Niall.-Uśmiecham się w jego stronę jednym kącikiem ust.-Spodobała ci się?
-No coś ty.-Jego ton jest dość przekonujący,ale różowe policzki mówią same za siebie.
-Stary!-Wrzeszcze,uśmiechając się jeszcze szerzej.-Opowiadaj!
-Ale co?-Mruczy cicho.
-No jak co?-Prycham.-Jaka jest?
-Miła,i…ma takie białe włosy.-jeszcze bardziej się rumieni,przez co cicho chichoczę.Naprawdę słodki chłopak.
-Świetnie.-Zagryzam wargę,patrząc w jego jasne oczy.On za to unika kontaktu wzrokowego.
-Ale nic z tego nie będzie.-Mówi szybko,przez co lekko się krzywię.
-Czemu?-Pytam.
-To raczej  tym samotniczki.-Wyjaśnia,a jego twarz przybiera coś w rodzaju grymasu.
-Daj spokój.-Macham na niego lekceważąco ręką.Zagryzam wnętrze policzka intensywnie myśląc.-Jak wyjdę,to załatwię ci z nią randkę.
-Serio?-Uśmiecha się,co odwzajemniam.Cholera..naprawdę musi się mu spodobać.To fantastycznie.
-Ej,Nat.-Uśmiecha się lekko.-Jak ci tu?-Krzywię się lekko,słysząc jego pytanie.Możemy wrócić do poprzedniego tematu?
-Całkiem dobrze,zważywszy na to że dowiedziałam się,dzisiaj,że jestem alkoholiczką jak mój ojciec.-Mówię,a słowa ranią moje gardło.Spuszczam głowę,nie chcąc na niego patrzeć.
-Nie prawda.-Mówi szybko,łapiąc moją zimną dłoń,w swoją,miękką i ciepłą.-Twój ojciec był pijakiem.Ty jesteś dobrym  człowiekiem,po prostu jesteś chora.Spójrz na mnie Nathalie.-Podnoszę wzrok,tak jak o to prosił,a on przysuwa się do mnie,zamykając w uścisku.Obejmuje go w talii,starając się nie rozpłakać.Pachnie truskawkami,jest ciepły i czuje się przy nim bezpieczna.To Niall.To cały on.
-Jadłeś jogurt Ni?-Mruczę w jego szyje,przez co cicho się śmieje.
-Tak stokrotko.-Szepcze.
-Gołąbeczki.-Odskakujemy od siebie,słysząc znajomy,męski głos.Patrzę na Zayn’a z lekką niechęcią,ale wiadome jest to,że się cieszę.Bo przyszedł do mnie.
-Moja warta blondi.-Spycha silną dłonią chłopaka z krzesła,przez co ten omal nie upada.Mam ochotę coś powiedzieć,ale wzrok nastolatka mówi sam za siebie.Całuje mnie mocno w policzek i wychodzi.Patrze tęsknie na drzwi,przez które przed chwilą wychodził i modle się w myślach,żeby wrócił.
-No.-Rozciąga się leniwie,teatralnie ziewając.- Wiewiórka ostatnio zagadnęła mnie w parku,pytając gdzie jej wierna koleżanka z którą często śpi pod ławką.
-Po co przyszedłeś?-Mówię,nie zważając na jego słowa.Patrzy na mnie i parska śmiechem.
-Przestań gęgać cukiereczku.-Prycha,biorąc ze szpitalnej szafeczki jabłko które na niej leżało.Wyciera je rękawem bluzy i gryzie kawałek.-Lil mnie przysłała na kontrolę.I dobrze zrobiła.-Pochyla się nade mną tak,że mogłam czuć jego wspaniały zapach.Cynamon,papierosy i guma miętowa.-Szykował się jakiś mały anal.
-Obrzydliwe.-Przewracam oczami,opierając się o ścianę plecami.Oblizuję usta,patrząc na jabłko Adama,które porusza się za każdym razem gdy chłopak przełyka owoc.
-Było by.-Wskazuje na mnie palcem.-gdybym w porę się nie zjawił.
-Stul pysk Zayn.-Mrużę oczy,próbując wyglądać groźnie,przez co chłopak patrzy na mnie z rozbawieniem.
-A teraz zrobimy inaczej.-Siada obok mnie na łóżku i kładzie nogi,opierając się o ścianę,tak jak ja.-Czego ty chcesz?
-Ja?-Marszczę brwi.
-Tak.-Kiwa głową.-Zdaję sobie sprawę,że za mną tęskniłaś,ale masz jedną,bardzo wadliwą cechę.-Mruczy kręcąc głową,w udanej aprobacie.-Jesteś cholernie upartą istotką.
-Nie mam cholernego pojęcia o czym mówisz,Zayn.-Zaciskam zęby zła jego owijaniem w bawełnę.
Jęczy,poprawiając się na łóżku.Zerka na mnie kątem oka zirytowany.
-Daj spokój cukiereczku.Bez konkretnego powodu nie dzwoniłabyś,żeby zapytać co u mnie.
-Co?-Warczę,dodatkowo rozwścieczona beznadziejnym przezwiskiem,jakim ciągle mnie obdarza.
-Co u ciebie Zayn? Kocham cię Zayn.-Jego głos staje się wyższy,przez co można wywnioskować że właśnie..cholera,właśnie próbuje mnie naśladować!-Myślę o tobie Zayn.Kiedy do mnie przyjedziesz..
-Och..zamknij się.-Biorę poduszkę,by po chwili pacnąć go nią w głowę.-Jesteś nie do zniesienia.
-Więc?-Unosi prawą brew.-Czego chciałaś cuk..
-Nawet.-Zamykam mu buzię ręką.-nie próbuj dokończyć.Bo teraz ja wymyśle dla ciebie jakieś stuknięte przezwisko.
-Słodziak?-Porusza zabawnie brwiami,przez co patrzę na niego jak na wariata.-Seksiak?
-Zamknij się.
-Wykrztusisz to wreszcie,czy mam ci pomóc cukiereczku?-Mrożę go spojrzeniem,kiedy po raz kolejny mnie tak nazywa i wypuszczam powoli powietrze z płuc.
-To nic takiego.-Mówię.-Problem rozwiązany.-Kiwam głową,dając mu do zrozumienia,że nie chce dalej prowadzić tej rozmowy.
Problem rozwiązany.
Gówno prawda.
****
Patrzę jak krople deszczu powoli spływają po szybie.Jestem zmęczona środkami,jakie mi podali,ale nie zamierzam spać.Zagryzam wargę ,myśląc rozmowie z Zaynem.Dlaczego Kira miałaby radzić sobie z tym wszystkim sama.Powinien chociaż płacić jej alimenty,ale on nie może wiedzieć.Lil też.Nikt nie może tego wiedzieć.Zamykam oczy,czując jak po moim policzku spływa łza.Nikt.
-Nathalie?-Słyszę i szybko ścieram łzę z policzka.Odwracam się w stronę osoby,która przed chwilą wypowiedziała moje imię.
-Wszystko w porządku Clar?-Siadam na łóżku szpitalnym i patrzę na sylwetkę ciemnowłosej.Jest spięta.
-Nie Nathalie.-Kręci głową,siadając obok mnie.Łapie wargę w zęby,przymykając powieki.-Nic nie jest w porządku.
-Damy radę.-Łapie jej dłoń i ściskam lekko.
-Nie.-Po raz kolejny kręci głową,na co marszczę brwi.
-Jak to?
-Ty nic nie wiesz.-Wstaje z łóżka,przez przypadek potrącając krzesło nogą.Łapie się za włosy oddychając ciężko.
-O czym do cholery mówisz Clar?-Marszczę czoło,również wstając z miejsca.Drapię się po głowie,nie bardzo rozumiejąc co się dzieje.Układa usta w wąską linie,najwyraźniej zastanawiając się,czy coś powiedzieć.
-Nat.-Szepcze.
-Powiedz to Clar.-Mówię łagodnie,a ta podnosi na mnie wzrok.W jej oczach jak kryształy lśnią srebrne łzy.
-Nat.-Łka.-To nie jest dziecko Zayn’a.
Kiedy to mówi,odsuwam się od niej,przybierając zdekoncentrowany wyraz twarzy.
Tak.Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu,że najlepszym sposobem na problemy,jest pojawienie się innego problemu.
*********
NIESPRAWDZANY!
Przepraszam,że tak długo czekaliście i tak dalej,ale tak jakoś wyszło :) 
CZYTASZ=KOMENTUJESZ!
Nie chcesz ze mną być, nie wiesz o mnie nic, nie jestem ze snu. Przepraszam…-..- Nie wiem już nic, gubię się a moje serce kamienieje…Proszę… Pomóż mi wstać ten ostatni raz. 
Nobody xx

sobota, 14 marca 2015

Maybe I love You?Rozdział 21

****   
Drogi pamiętniku!
Coś złego dzieje się z Zaynem.Sama nie wiem jak to nazwać.Od pewnego czasu stał się bardziej agresywny,wszystko co powiem i zrobię go denerwuje i albo mam jakąś paranoje albo naprawdę mnie zdradza…Nie.To na pewno jakieś urojenie,on nie mógłby.Nie mógłby mi czegoś takiego zrobić.

Zaciskam zęby patrząc na ostatni wpis w moim notesie.
-No dobra Nathalie.-Warczę do siebie niemrawo,poprawiając notes na kolanach.Kolejne westchnienie ucieka z moich ust.-Dasz radę.
Drogi pamiętniku!
Ściskam mocno czarne pióru w mokrej od potu dłoni.
Jeszcze nigdy nie czułam się tak stracona.Pomału zaczynam się przekonywać do tego,że nie ma dla mnie ratunku.Chyba powinnam zniknąć.
Zaciskam zęby ze wściekłości,bo wiem,że ten papier jest moim jedynym przyjacielem.
****
Trzeci dzień.Trzeci dzień tej męczarni.Mam ochotę zamknąć oczy i już ich nie otwierać.Brzydzi mnie światło.Zamknęłam się w ciemności,łapię mrok,nie chcę oddychać.
-Chyba zostaliśmy sami.-Przykładam butelkę alkoholu do ust.Nawet głos mam inny,bardziej zachrypnięty.I tak odległy i obcy.Czy to ja mówię,czy to marna kopia osoby którą kiedyś byłam?
-Co z tobą Aniele?-Zerkam na Gabriela uzmysławiając sobie,że jest jedyną osobą,która mnie nie osądza,nie poucza i nie wciska nienormalnych,bezużytecznych kitów.Tylko jego mogłam znieść w tamtym momencie.
Ale siebie znieść nie mogłam.
Szkoda,że nie można przed sobą ucieknąć.
Szkoda,że nie można wyjść ze swojego ciała. 
-Co ze mną ,co ze mną.-przedrzeźniam chłopaka.Mamrocę i zamykam oczy.I jestem chora psychicznie.I to jest cholernie gówniane.-Nico.
-Wiesz.Czemu zawsze tu pijesz?-Pyta tak jakby wcale go to nie interesowało,ale z jakiegoś niewiadomego nikomu powodu,chciał wiedzieć.A czy sam wiedział?
-A ja wiem.-Wzruszam ramionami patrząc na grób mojej matki.Mam wrażenie,że stoi przede mną i kręci głową.Jakby sama była lepsza.Cholerna hipokryzja mnie przeraża.
Nie znoszę hipokrytów dużo bardziej niż kłamców.
Dużo bardziej niż kogokolwiek.
-Chce jej pokazać,jaka ze mnie fajna córeczka.
-Och...No tak.-Milczymy,a ja niemal słyszę szybsze bicie mojego serca.Za chwilę się roztrzaska jak szkło.Zamykam powieki.Widzę ciemność.Niedobrze mi.
-Przestań w końcu udawać kogoś kim nie jesteś.
-Nie mogę im pokazać kim jestem naprawdę.
-Dlaczego?-Mruży ładne oczy.-Dlaczego Nathalie?
-Bo,kiedy dowiedzą się kim jestem.-Wzdycham patrząc na pustą butelkę po alkoholu.-Zniszczą mnie.
****
Zamykam oczy,bardziej naciągając kołdrę na swoje ciało.Szósty dzień.Czuję się jak gówno.Już dawno zapomniałam jak wygląda szczotka do włosów.
-Ok.-Wzdycham do siebie,ściskając pióro w dłoni.
Drogi pamiętniku!
 Czuję,że z każdym dniem oddycham coraz mniej.Jestem gównem.Nikt nie chce mi pomóc.I wiesz co? ciesze się z tego.Umrę w tym łóżku.PIERDOLCIE SIĘ WSZYSCY.
 Bagram kilka wykrzykników na końcu zdania,dziurawiąc kartkę piórem i wstaję z łóżka oddychając przez nos.Patrzę na dłonie czarne od atramentu.
-Co się ze mną dzieje do cholery?-Podchodzę do biurka,zrzucając dłonią wszystkie rzeczy,jakie na nim leżą.Łapię się za włosy oddychając głośno.To przez nich sie taka stałam.Przez nich jestem nikim.Biorę wazon i rzucam nim o ścianę.Roztrzaskuje się wywołując huk.Zamykam oczy,wypuszczając powietrze przez nos.Coś jest ze mną nie tak.Nigdy nie byłam normalna,ale..teraz to zupełnie coś innego,jakby coś mnie opętało,jakby to co robię,to co mówię,nie zależało ode mnie i nie moge się kontrolować.Chryste...nie umiem zapanować nas samą sobą.Wdech,wydech,Spokojnie Nathalie...
-Spokojnie,spokojnie.-Mruc do siebie cicho,ale nie mogę być spokojna.Kolejne rzeczy spadają z szafek z półek,nie przejmuję się moją siostrą,która zwabiły tu hałasy ciężkich książek.
-Co się dzieje Nathalie?-Warczy podchodząc do mnie.Łapie moje ramiona,potrząsając gwałtownie,jakby chciała mnie obudzić,ale to nie jest sen.Boże...ile bym dała,by nim był.-Co się dzieje?!
-Nie dotykaj mnie!-Krzyczę,odskakując od niej.I udaję,że nie widzę tego jak bardzo jest przerażona.
-Nathalie.-Zagryzam boleśnie wargę,słysząc z jaką delikatnością siostra wypowiada moje imię.Czuję się jak czubek.-Co z tobą?
-Co ze mną?!-Krzyczę,by po chwili wybuchnąć histerycznym,głośnym śmiechem.Czuję się chora.Jestem chora.Czuję się chora.Tak.Jestem psychicznie chora.-Nic.Kompletnie nic.Wszystko jest w porządku.Nie widzisz?
A potem moje słowa zamieniają się w szloch,którego już nie potrafię opanować ani zatrzymać.Po prostu jestem cholernie słaba.
-Wszystko jest w zajebistym porządku-Czuje ciepłą łzę na moim policzku.A potem wpływa na moje wargi,które instynktownie oblizuję.Czuję sól na języku.Czuję jej wzrok na sobie.A później jej ramiona i słodki zapach perfum.Rozkoszuję się ciepłem jej ciała i myślę,że dawno jej nie przytulałam.

****
-Whisky z colą.-Mrugam do barmana,na co ten tylko figlarnie się uśmiecha.Bogu dzięki,że mnie zna inaczej mogłabym się pożegnać z jakimkolwiek alkoholem tutaj.
-Zaczynam się o ciebie poważnie niepokoić Aniele.
-Nie przesadzaj.-Łapię się za głowę,czując,że zaczynam robić się coraz bardziej pijana.
-Dlaczego dzwoniłaś?-Zerkam na niego.Jego fryzura jak zwykle jest roztrzepana we wszystkie strony i nie potrafię określić,czy to przez to czy spał,czy nie czesał ich od dłuższego czasu,albo po prostu zrobił tak specjalnie,żeby wyjść na jeszcze bardziej wyluzowanego.
-Bez konkretnego powodu.-Mówię w końcu,wykrzywiając kącik ust w uśmiechu.-Chciałam po prostu z kimś pogadać.
-Och..-Również się uśmiecha.Ma tak ładny śmiech,a jeden z przednich zębów jest lekko uszczyrbany (dam wiarę,że przez bójkę)co pokazuje,że też jest człowiekiem.Dlaczego w takim razie ten ząb sprawia,że jest jeszcze idealniejszy?-Chyba raczej się z kimś napić.
-No coś ty.-Grucham niewinnie.-Później będziesz mówił,że cię rozpijam,a to nie prawda!
Kolejny raz kręci głową i się śmieje,a ja zerkam na Taylera,który daje mi mój alkohol,kręcąc głową,jakby chciał wyrazić swoje niezadowolenie,tym że znowu piję.Chyba tylko ja jestem zadowolona z tego,że piję.
Nawet moja wątroba się buntuje.
Cholercia.   
-Obiecuje,że nigdy nic takiego nie powiem.-Kładzie rękę na sercu.Wypijam szklankę alkoholu duszkiem i proszę o więcej.Ignoruję spojrzenie Gabriela i Taylera,który krzywi usta jakby zjacoś niedobrego.
-Zatańcz ze mną.-Uśmiecham się leniwie.Wzrusza ramionami i bierze mnie za rękę prowadząc przez parkiet.Mimowolnie zatrzymuję wzrok na parze.Brunetka,o drobnej posturze z ładnymi włosami do pasa i brunet z dużymi orzechowymi oczami.Ona stoi do niego tyłem.On co chwile całuje jej szyje,niby przypadkiem zsuwa dłonie trochę za nisko,ale ona nie protestuje.Uśmiecha się do siebie,mimo,że żadne z nich o tym nie wiedziało.Kto wie? Może ona właśnie wyobraża sobie ich przyszłe życie,może dzieci,dom i  psa i ogródek i beztroskę.I wieczność z nim.I szczęście,którego on miał być przyczyną.On zapewne wyobraża sobie ich przyszłą noc.Bez niepotrzebnych problemów.Bez dzieci i psa i domu.Bez zobowiązań.Jak Zayn.Pewnie dlatego tak bardzo mi go przypomina.Łzy sta mi w oczach,kiedy przypominam sobie jego czekoladowe oczy.Podnoszę ręce nad głową,zaczynając kołysać biodrami,na których po chwili Gabriel kładzie duże dłonie.Nawet przez materiał bluzki,mogę poczuć jak chłodne są.
Przypomniałam sobie jego rzęsy.Długie,okalające oczy.
Jego smukłe palce zaczynają masować moje biodra,przyprawiając mnie o dreszcze.
Przypominam sobie atramentowe rysunki,które zdobiły skórę jego rąk,szyi,klatki piersiowej.
Ustawia się za mną,tak,że nieświadomie ocieram się pupą o jego krocze.
Jego usta.Pełne kuszące.Kochałam ich dotyk.Ich smak.Ich miękkość.
Odchylam głowę,kładąc ją na ramieniu blondyna,a ręce wczepiam w jego miękkie włosy,które niesamowicie miłe w dotyku.
Przypominam sobie jego hebanowe włosy,które lubiłam dotykać.
-I nie wiem co zrobić,bo ty mnie nienawidzisz,ale jedno jest pewne.
- Co?
-Muszę znaleźć te słowo.Musze je znaleźć,bo chce żebyś je ode mnie usłyszała.
Ciągnę za końcówki włosów chłopaka,sprawiając,że co chwile warczy mi do ucha.Nie przejmuję się tym.
Przypominam sobie jego głos.Zachrypnięty,seksowny,ponętny.Piękny.
Piosenka zostaje zmieniona na znacznie głośniejszą.Zaczynam skakać w miejscu i klaskać,śmiejąc się jak inni ludzie.Gab również się śmieje.Staje przede mną i kładzie dłonie na moich biodrach.Ja,owijam ręce wokół jego szyi,dotykając opuszkami palców skórę jego karku.Jest gładka i blada,
Przypominam sobie jego śniadą skórę,szorstką,ale miłą w dotyku.
I już wiem.Dociera to do mnie z taką siłą,że mam ochotę się przewrócić i zostać zdeptaną przez masę ludzi.
 Przed Malikiem nie uciekniesz.
****
-No nie wierzę.-Patrzę na kartkę w moim ręku.
Nie będzie nas wieczorem.Obiad w mikrofali.
-Super.Po prostu c.u.d.o.w.n.i.e.-Warczę do siebie i wywracam oczami.  Zostałam sama.Znowu.Przecieram dłonią twarz i idę szybkim krokiem do kuchni,żeby napić się wody.Nie zaglądam nawet do mikrofali,żeby sprawdzić czym jest owy obiad.Nie chciałam jeść.
Byłam ciekawa,czy Lil mnie nienawidziła.Czasem nawet zachowywała się spoko,a jej spojrzenie nie było tak pogardliwe jak te ojca i matki,ale wiedziałam że mnie nie znosi.Może nawet żałuje,że przejęła nade mną opiekę.Nie dziwiłam jej się,ale chyba nie potrafiłam się zmienić.Chyba nawet nie chciałam.Jakbym specjalnie robiła jej na złość.Krztuszę się wodą,a kiedy zatykam usta dłonią,okazuje się,że jest ubrudzona w szkarłatnej cieczy.Marszczę mocno brwi, unosząc rękę na wysokość twarzy.Krew? Oblizuję usta czując metaliczny smak na języku i z obrzydzeniem pluję czerwienią do białego zlewu.Skąd to się wzięło do cholery? Wycieram buzię ręką,opierając się ciałem o szafkę.Może dobrze,że Lil nie ma.Gdyby to zobaczyła,pewnie już byłybyśmy w drodze do szpitale.Ja nie zamierzałam się tym przejmować.Nie miałam ku temu żadnych podstaw.To tylko krew.
A krwią nie nzależy się przejmować.
No nie?

-No chwila!-Idę szybkim krokiem w stronę drzwi,słysząc jak ktoś nieudolnie próbuje zwrócić moją uwagę.Było około północy ,a ja postanowiłam pooglądać co nieco odcinków The Originals.Szkoda tylko,że nie mogłam w spokoju zacząć pierwszego sezonu.Czasem miałam ochotę po prostu zniknąć,żeby wszyscy dali mi święty,zasrany spokój.Niby nic takiego,a tak trudno spełnić te marzenie.
-Nathalie.-Czuję zapach fiołkowych perfum i zamykam oczy owijając ramionami jej talię,kiedy staram się szerzej otworzyć drzwi frontowe.Kiedy się od siebie odrywamy kiwam na nią.Idzie za mną ze spuszczoną głową i dopiero gdy siada widzę jej czerwone oczy.Nie wiem co powiedzieć,bo powinnam być wściekła za to że spała z Zaynem,ale bądź co bądź,dalej była moją przyjaciółką,a widząc ją w tym stanie nie miałam wyboru.Musiałam jej pomóc.Chociaż to w cholerę kłóciło się z moją naturą.
-Czemu płaczesz?-Mrużę oczy węsząc kłopoty.
-Nat.-Łka.
-Daj spokój.-Kucam przy niej i niepewnie kładę dłoń na jej kolanie.Gładzę je lekko  przez materiał dżinsów.Jest spięta i przestraszona,a ja staram się ukryć irytację kiedy po raz kolejny wybucha płaczem,zamiast odpowiedzieć na moje pytanie.
-Dalej.Mów.-Staram się uśmiechnąć,ale mi nie wychodzi,dlatego układam usta w wąską linię.Nie wiedzieć czemu dopada mnie to niepokojące uczucie-ból w klatce piersiowej,który zawsze zwiastuje problemy.Miałam cichą nadzieję,że teraz pojawił się bez wyraźnego powodu.
I wiecie co?
Chyba nigdy w życiu nie pomyliłam się bardziej.
-Jestem w ciąży Nathalie.
 *********
NIESPRAWDZONY!!
Przepraszam,że taj długo czekaliście,ale nie mogłam złapać weny.Ta suka chyba porusza się jakimiś podziemnymi tunelami! :) no cóż see ya ;x
Nobody xx 

Na pocieszenie Zayn bez koszulki ;x