czwartek, 8 października 2015

Maybe I love you.Rozdział 30.

Jest 5 nad ranem kiedy idę z pijaną Clar na rękach po Baker Street.Zaskakujące jest to jak ciężka jest,ale kiedyś słyszałam,że ciężar człowieka po alkoholu jest znacznie większy.Pewnie to dlatego co chwilę rzucam ją na trawnik.Nie wiem czemu tak dużo wymiotuje.Może to przez marihuanę,którą jej dałam? A może przez ciążę? Sama nie wiem.Robi mi się niedobrze kiedy na nią patrzę,więc odwracam wzrok i wyjmuję z kieszeni paczką fajek.
-Serio Clar? Który to już raz? Szósty?
Wyciera buzie chusteczkami,które jej dałam i zerka na mnie nieprzytomnym wzrokiem.Ma zaczerwienione oczy i potargane włosy,a jej ubrania są ubłocone,ale nadal jest piękna.To dziwne.Myślę,że nawet kiedy wstaje rano,kiedy płacze nadal jest tak samo ładna.Harry to szczęściarz.
Chociaż biorąc pod uwagę jej głupotę,nie jest szczęściarzem w stu procentach.
-Piąty.-Mamrocze cicho.Próbuje wstać,ale marnie jej to wychodzi i po prostu ląduje na ziemi.Oblizuję usta a potem zaciągam się fajką patrząc w ciemność.Zostało nam dobre dwa kilometry.Nie dojdę z nią nawet kilku metrów.Nie wiedziałam,że z moją kondycją jest aż tak źle.Pewnie to przez nikotynę.Tak.Pewnie na pewno.Tak.
-To chyba jest idealny przykład karmy.-Chichoczę,przydeptując niedopałek fajki podeszwą buta.Ona też się śmieje,ale znacznie ciszej niż ja.Chyba jest wykończona.Chyba nie gorzej niż ja.
-No dalej,wstawaj Clar.-Jęczę podając jej ręce które chwyta.Później znowu obejmuje moją szyję ramieniem i idziemy śmiejąc się co chwilę.Mi wcale nie jest do śmiechu.Jestem wykończona i głodna,ale sytuacja w jakiej się znalazłam w sumie jest lekko zabawna.
-Myślę.-Mamrocze,a ja zerkam na nią przelotnie próbując utrzymać równowagę.-Myślę,że nienawidzę Harrego.
Zatrzymuję się na chwilę a potem znowu wlekę ją po ziemi.Jest tak ciężka,że prawie zsuwa się z moich ramion,ale nie pozwalam jej upaść.Jestem pewna,że ma już wystarczająco wiele siniaków,jak na tę noc.Albo ranek.Nieważne.
-Dlaczego Clar?
Długo nie odpowiada.Boję się,że zasnęła,jednak po chwili ciężko wzdycha,a ja wiem,że jednak nie śpi.
-On mnie wykończy zanim urodzę tego przeklętego bachora.
Krzywię się lekko na dobór jej słów.Może nie wyrażam tego czynami,ale jestem na nią zła,bo to dziecko nie jest niczemu winne.Tylko ona i Harry.Poza tym jestem prawie pewna,że otruje je nim zdąży się urodzić,jeżeli będzie się tak upijać.
-Ciągle marudzi,żebym nie wychodziła,nie przeciążała się,nie piła,nie paliła.A ja chcę dalej  żyć,a nie tylko udawać,że żyję.Ty mnie rozumiesz Nathalie,prawda? Prawda,że mnie rozumiesz?
Nie rozumiem jej,ale kiwam głową.Liliane zawsze powtarzała,że jak nawarzy się piwa trzeba go wypić do końca nie ważne jak bardzo gorzkie jest.Nie lubiłam piwa,szczególnie tego gorzkiego dlatego rzadko go piłam.Rzadko tez brałam odpowiedzialność za swoje czyny.Byłam tylko głupią nastolatką.Co ja mogłam wiedzieć o czymkolwiek?

Po raz kolejny rzucam ją tym razem na podłogę,a ona mamrocze pod nosem jakieś słowa i nawet nie wiem co one oznaczają.Może przeklina,albo dziękuje mi.Mam to gdzieś.Patrzę na jej śpiące ciało i wzdycham głęboko.Żeby tylko Lil się nie obudziła.Miałabym centralnie przesrane.Zbieram ostatki swojej siły i zanoszę ją na kanapę w salonie.Mam gdzieś przykrycie jej kocem,lub cokolwiek innego,jestem wykończona i marzę tylko o spaniu.Stawiam ciężkie kroki po schodach prowadzących na piętro i jedynie głęboki szloch z sypialni mojej siostry powstrzymuje mnie od pójścia do własnego pokoju i położenia się na łóżku.Zamykam oczy wzdychając przez nos.
Od kiedy stałam się tak miękka?
Zastaję ją na dużym,dwuosobowym łóżku.Wydaje się załamana,twarz ma ukrytą w dłoniach co jest równoznaczne z tym,że jest załamana,a całe ciało trzęsie się przez głęboki szloch wydobywający się gardła blondynki.Marszczę brwi,a potem siadam obok niej na miękkim łóżku.Czując moją obecność unosi głowę,a potem uśmiecha się do mnie przez łzy.
-Nathalie.-Słysząc ten żałosny jęk,zapominam o wszystkim.O tym,że nazwała mnie i Kirę dziwką i o beznadziejnych rzeczach jakie powiedziała.O wszystkim.Dosłownie.Bo mi jej żal.
-Co się dzieje Lil?-Pytam od niechcenia.Nie chcę wiedzieć.Chcę spać,ale wiem że nie zasnę póki jej nie uspokoję.Boże...jaka ze mnie pizda.
-Chodzi o Zayna,Nath.-Prostuję się momentalnie niczym struna,a potem przenoszę wzrok na nią.Zmęczenie zdaje się wyparować z mojego ciała.
-Co?-Wiedziałam,że kiedyś się o nas dowie,ale nigdy nie chciałam myśleć,że być może to się zbliża.To było dla mnie zbyt trudne.A teraz ona siedzi obok mnie,wylewa łzy przeze mnie i Zayn'a.To było tak banalne.Tak oczywiste,że Zayn przeleci mnie i zniszczy ją.Zniszczył nas obie w perfidny sposób,ale myślałam że zrobi to inaczej.Że to być może będzie bardziej skomplikowane ,w jego naturze bowiem leży tajemniczość i przebiegłość.A może on tylko chciał bym myślała,że zrobi to inaczej i właśnie to miał być element zaskoczenia.
-Och Nathalie,jestem potworem.-Znowu płacze,na co marszczę brwi w zdezorientowaniu.Potworem? Nic nie rozumiem,przecież to ja jestem potworem.Ja i Zayn,nie ona.
-Lili,obawiam się,że nie mam pieprzonego pojęcia o czym mówisz.
-Och Nathalie..-Wiedziałam,że powinnam urodzić się mężczyzną.Wszystko co kobiece mnie irytowało.Irytowały mnie plotki i użalanie się nad sobą i gadulstwo i to,że nie umieją trzymać języka za zębami.Ale najbardziej ze wszystkiego irytował mnie płacz i to,że kiedy zaczną nie wiedzą kiedy przestać..To żałosne,że można okazywać taką słabość przy kimś.
-Po prostu to powiedz Lil.-Nie ukrywałam irytacji.Chciałam się dowiedzieć o co chodzi.Teraz,zaraz.
-To..to było...dzisiaj..ja chciałam się z nim...-Kolejny szloch i kolejny przewrót moich oczu.Położyłam się na łóżku i odpaliłam papierosa nie przejmując się,że obok mnie siedzi moja nadopiekuńcza,zapłakana siostra i,że okno jest niezamknięte.Czułam się jakbym była pijana.
-On nie chciał Nathalie..nie chciał mnie.
Prawie dławię się dymem kiedy to wypowiada.Przesłyszałam się,Boże powiedz że się cholera przesłyszałam.On jej nie chciał.
Nie chciał się z nią pieprzyć.
-A najgorsze jest to,że ja wiem..wiem czemu on nie chciał...
Ja też Lil.Ja też wiem.
Bo pieprzył mnie.
Płacze a później kładzie się obok mnie i pyta o papierosa.Bez słowa podaję jej paczkę i zapalniczkę otumaniona dymem.
Otumaniona powietrzem.
Chce stąd wyjść,chce umrzeć,chce się udusić.
Kiedy zaciąga się i wypuszcza dym kontynuuje.
-On wie Nath,wie o wszystkim..po prostu..nie wiem czemu,przecież miał się nie dowiedzieć..
Kolejny buch papierosa,a potem krótki szloch z ust.Mówi chaotycznie,a ja ją słucham starając sie zrozumieć.Dziwne,bo wydaję mi się że to nie o to chodzi.To co mówi,że nie jest tym co myślałam,że wie.
-Zaczęło się od poznania Liam'a...ja..myślałam że to tylko zauroczenie jego osobą.Tłumaczyłam sobie ten  pocałunek po winie jako nadmiar alkoholu i emocji.A później..spotkałam się z nim kilka razy..Boże Nath..jak ja mogłam...
Pewnie chce wybuchnąć płaczem,ale zamiast tego zaciąga się papierosem.Też to robię.Nie mogę uwierzyć w to co właśnie mówi.Nie chcę wiedzieć co powie dalej,ale nie przerywam jej.
-Nie wiem jak,nie wiem dlaczego.Przecież tak go kocham.Zrobiłabym dla niego wszystko,wiesz przecież.
Wiem i to jest najgorsze.Bo on cię zdradził i to niejednokrotnie.A ja jestem jedną z jego zdrad.
 -Nie rozumiem samej siebie.Miałam wszystko..czemu to zrobiłam?Przezywam ciebie,a tak naprawdę ty miałaś rację Nathalie.Ja jestem jedyną dziwką w tym pokoju.
Chcę zaprzeczyć,ale nie wiadomo czemu nie robię tego.Możliwe,że Zayn mógł się jej znudzić? Nie,to niedorzeczne.Ona mogłaby się mu znudzić,on jej nigdy.Nie można znudzić się Zaynem.Jest perfekcyjny w każdym detalu.Każda chce poczuć smak jego ust.Dotyk jego ciała.Chce na niego patrzeć.Podziwiają go,kochają.Jest piękny,najlepszy we wszystkim co robi.Tylko jego charakter jest obrzydliwy,ale dla niej był dobry.Może za dobry? Może tak samo jak ja lubi tych niegrzecznych? Nie wiedziałam czemu ; Nie rozumiałam...
-Zdradziłam Zayn'a Nathalie.
Czuję jak brakuje mi powietrza w płucach.
Słodki Jezu,jeszcze tego mi brakowało.