piątek, 31 października 2014

Maybe I love you ? Rozdział 4


Przygotowania na imprezę trwają dłużej,niż przedtem mogłabym pomyśleć.Same malowanie nie jest aż tak wkurzające,jak beznadzieje komentarze Kiry na temat moich ciuchów.
-Masz coś w ogóle oprócz czarnych szmat?
Cały czas przewracam oczami,by później wybuchnąć śmiechem kiedy powie coś śmiesznego.Jest dośc specyficzną osoba,ale chyba za to tak naprawdę ją lubię.Nie lubiłam normalności.To było nudne i głupie.Wolałam żyć chwilą.Lubiłam adrenalinę.
Patrząc na to jak wyglądam,mam ochotę zwymiotować.Nie wiem jakim cudem wcisnęłam się w jedną  z badziewnych kiecek Clar,która wyglądem bardziej przypominała dłuższą bluzkę.
-Nigdy w życiu.
-Nie ubierzesz niczego innego.-Jej ton jest stanowczy,a ja nie mam ochoty dłużej się kłócić,więc po prostu wzruszam ramionami,jakbym mówiłam,,mam to gdzieś" i wychodzę z pokoju. Na dole widzę Lil,która patrzy na mnie jak na tę najgorszą,ale wcale mnie to nie obchodzi.
-Jak możesz Nathalie?-Wydaje się smutna,ale bardziej zła,jakbym zrobiła coś naprawdę strasznego,chociaż może tak było? -Mama umarła,a ty imprezujesz?
-Wrzuć na luz,Lil.-Nie stać mnie na nic lepszego,jak tylko pokazanie jej tego jak bardzo mnie to nie rusza,chociaż obie wiemy że jest inaczej.Chociaż może tylko ja to wiem? Sama nie wiem.Patrzę w jej jasne oczy,tak inne od moich.Jesteśmy różne.Zawsze byłam tą gorszą,ale teraz chyba przekroczyłam wszystkie granice.-Można powiedzieć,że właśnie wybieram się na stypę.
Wychodzę nie przejmując się jej okrzykami oburzenia.Mam gdzieś ją i matkę,chociaż ta już nie żyje.Mam gdzieś to,że jestem suką.Mam gdzieś dosłownie wszystko.Wszystko w czarnej jebanej dziurze,która nie ma końca.Z resztą ja nie chcę się z tego wydostać.To do mnie przemawia.Jakby to był mój świat.   
****

Mik'e słynął z dość sporych imprez.Z resztą sama chodziłam na nie dość często.Był moim dobrym kumplem i zawsze życzył sobie mojej obecności.Nie mogłam być przecież niegrzeczna i odmawiać.Poza tym musiał być chyba mega bogaty skoro fundował wszystkim alkohol i żarcie.Narkotyki trzeba było skombinować,ale byłam pewna,że również brał.To byłoby gówniane gdyby ktokolwiek z gości puścił z dymem jego zamek podczas gdy on byłby zjarany,ale skoro miał to gdzieś,to jego sprawa.Clar przynosi mi i sobie po drinku i siadamy na jednej z wolnych kanap z czerwonej skóry.Czuję się jak w dobrym klubie,a tak duża ilość ludzi sprawia,że klimat jest jeszcze lepszy.Wszyscy tańczą,jarają i piją.Każdy wydaje się teraz mieć wszystko gdzieś.Niektórzy są tak naćpani,że ledwo stoją,co mnie śmieszy.To musi być naprawdę fajne uczucie.Mieć taki odlot,że nie wiesz co się z tobą dzieje.Piję swojego drinka co chwilę wymieniając zdanie z Clar,która rozgląda się za chłopakami.Jest ich tutaj sporo,ale większość w delikatnym stanie niedyspozycji.Może gdyby mniej brali dałoby się z nimi pogadać.Później przysiada się do nas Niall i razem pijemy wódkę,a później przynosi kolejną.Dosiadają się do nas nieznajomi ludzie,którzy uśmiechają się aż za bardzo.Widać,że brali jak chyba każdy tutaj.Krzywię twarz w grymasie.Lubię bawić u Mike'a,ale to cholernie do dupy,że każdy jest tutaj chodzącym zombie.
-Boże Nath,nie śpij.-Czuję ciepłą dłoń Niall'a na dole moich pleców.Śmieję się mu w twarz,chuchając w niego dymem.Wszystko jest teraz tak bardzo śmieszne.
-Chodź na pole.-Mówi,a ja kiwam energicznie głową.Wychodzimy na zewnątrz,czuję jak zimny wiatr muska skórę mojej szyji.
-Zimno ci?-Nie czeka na moją odpowiedź.Okrywa mnie swoją sportową bluzą,która pachnie piżmem i proszkiem do prania.I nim samym.To tak dobry zapach,że co chwilę zaciągam się z nim jak najlepszym skrętem.
-Jak się czujesz?
-Dobrze.-To prawda.Wcale nie jest tak źle jak  mogłoby się wydawać,ale wcześniej zapalone zioło daje mi się we znaki.Blondynek,owija swoje ramiona wokół mojej talii.Patrzę na niego błyszczącymi oczami,opierając głowę o jego klatkę piersiową.
- Widzę,że szybko się po mnie pocieszyłaś.-Przed nami stoi Zayn,a jego obecność tutaj wcale mnie tak nie dziwi.Mik'e też jest jego kumplem,z pewnością został zaproszony.
- Co tu robisz?- Mój głos jest niewyraźny i bełkotliwy.Zayn od razu to zauważa i uśmiecha się do mnie kpiąco.
- I na dodatek pijana-Chcę wrzasnąć,by się zamknął,albo chociaż go uderzyć.Cokolwiek żeby tylko poczuć sie lepiej.Nie robię tego.- Brawo. Dała ci już?
- Rozumiem ,że jesteś zazdrosny,ale mógłbyś się trochę pohamować kolego-Czarne brwi Zayn'a marszczą się w dezorientacji.
- Nie przypominam sobie,żebym był twoim kolegą szczeniaku.
- Szczeniaku. Dosyć ambitnie. Można wiedzieć ile ty masz lat,że tak się wymądrzasz?
- Raczej nie twój zasrany interes.-Wiem,że Zayn jest już na krawędzi.Bardzo łatwo go rozzłościć,zwłaszcza,jeżeli chodzi o podważanie jego zdania.To aż za banalne i i tak pewnie zdarzy się coś złego,ale kładę rękę na ramieniu Niall'a,próbując o uspokoić.
- Dobrze.
- Brawo, szczeniaku. Właśnie  pokazałeś,że jesteś prawdziwym mężczyzną.-Brunet uśmiecha się figlarnie.- Nieźle się dobraliście.Suka i szczeniak.
To nie boli aż tak bardzo.Może dlatego,że jestem na haju i mam wszystko gdzieś,a może dlatego,że już się przyzwyczaiłam.Sama tego nie wiem.Później zostaję popchnięta na ścianę przez Zayn'a,który wyzywa mnie od suk.Nie uderza mnie czy cokolwiek innego,tylko poprostu krzyczy,jakby chciał dojść do mojej duszy.Niall odciąga go ode mnie co potęguje jego złość.Zaczynają się szarpać,a ja patrzę a nich tak obojętnie i sama nie wiem co zrobić.Raczej nie obchodzi mnie to czy się pobijają.Marihuana pożarła cały mój umy  i chyba kompletnie straciłam jakąkolwiek chęć do życia.
-Zawsze byłaś suką Nath!-Zayn jest wściekły,za to ja pokazuję mu jedynie środkowy palec.Mam gdzieś co o mnie myśli.To jest chore,ale mógłby mnie teraz zabić i nic bym nie czuła.Później odchodzi.Niall tuli mnie do siebie mocno,chodź i tak nic nie czuję obejmuję go.
To zdecydowanie jedna z najdziwniejszych imprez.
   
Kiedy wchodze do domu,ledwo staję na nogach.Pokój wiruje,a ja podśmiewam sie pod nosem.Wiem,że gdyby Lil teraz mnie zobaczyła znienawidziłaby mnie jeszcze bardziej.Moja matka zmarła,a ja trochę czasu po,po prostu się upijam,ale nic nie mogę z tym zrobić.Stawiam pierwszej kroki na giętkich nogach,które co chwile się uginają,a ja śmieję sie coraz głośniej.kocham uczucie jakie towarzyszy mi po narkotykach,ale to mnie czasem przerasta.Raczej nie jest to to,co uwielbiam,ale od czasu do czasu lubię popalić.Kiedy widzę Lil śpiącą na kanapie w salonie,zatykam usta dłonią,jakbym chciała sama siebie powstrzymać przed czymś głupim.
-Przepraszam.-Szepczę tylko i odchodzę.

wtorek, 28 października 2014

Maybe I love you? Rozdział 3.

Leżę na łóżku spokojnie oddychając i patrząc na biały sufit w moim pokoju. Wiem, to nie  zbyt ambitne,ale w tamtej chwili nie stać mnie na nic lepszego.Śmieję  się gorzko w duchu. Od dziecka ojciec nas bił. Matce też się to zdarzyło , ale nie aż tak często jak jemu. Pamiętam,jak raz matka leżała nieprzytomna w sypialni, bo jeden z jej klientów zażyczył sobie seksu do nieprzytomności. Nie miałam pojęcia jak ludzie mogą mieć taką wybujałą wyobraźnie erotyczną.No , w każdym razie siedziałam sama w pokoju malując moimi połamanymi gliniankami na zżółkniętej kartce papieru, szczęśliwą rodzinę jaką zawsze chciałam mieć i nigdy nie mogłam jej dostać.Miałam może 8 lat.Wtedy Lil podeszła do mnie, objęła mnie  i obiecała ,że kiedyś wyciągnie nas z tego piekła, które inni, normalni ludzie, nazywają domem.Wtedy uśmiechnęłam się szeroko ukazując mleczaki i przytuliłam się do niej śmiejąc się radośnie.Wierzyłam jej jak nikomu innemu.Ufałam, jak nikomu innemu.A ona? Co zrobiła? Spieprzyła to wszystko. Tylko dlatego,że powiedziałam jej prawdę, z która ona nie mogła się pogodzić.Żałosne.Spoglądam na zegarek w moim telefonie.Jest dawno po północy. Niesamowite,że czas tak szybko zleciał,podczas gdy ja leżałam. i użalałam się nad sobą i swoim życiem.
Myślę też o Zaynie. Zayn. Pamiętam,kiedy pierwszy raz go spotkałam był niesamowicie słodki i uroczy.Dokładnie rok temu.Pamiętam,jak łaziłam po parku z kubkiem taniej kawy,kiedy na kogoś wpadłam.Kawa wylądowała na moim rozciągniętym,szarym swetrze. Wtedy podniosłam głowę napotykając przed sobą parę kakaowych tęczówek,w których zakochałam się od pierwszego wejrzenia.Przepraszał z takim poczuciem winy w głosie,jak by co najmniej wbił mi nóż w nogę.W nagrodę zaprosił do baru i kupił nam po kubku pysznej kawy z bitą śmietaną.
Kiedy siedzieliśmy przy stoliku ,otarł moje usta serwetką,tłumacząc tym,że ubrudziłam się. Zarumieniona podziękowałam mu patrząc prosto w jego oczy. Piękne,duże oczy.Każda dziewczyna mi go zazdrościła. Każda chciała go mieć.A teraz on może mieć każdą z nich.I pieprzy każdą z nich,by później po prostu wyrwać serce.
Wzdycham pozwalając moim powiekom opaść.Zasypiam,śniąc o złotych oczach i długich rzęsach.


Nie widzę Liliane kiedy schodzę na dół.Zabieram ze stolika małe jabłko i wymykam się cicho,chcąc zostać niezauważoną.Nie chciałam jej widzieć.Patrzę na to jak zmęczona i smutna jest i jak wytyka sobie poczucie winy,podczas gdy to my obie zawiniłyśmy.
Patrzę na autobus,który ma zamiar już odjechać z przystanku,a moje stopy mocno odbijają się od podłoża kiedy biegnę w jego kierunku.Kiedy jedzie,wskakuję szybko przez otwarte drzwi,które zamykają się za mną natychmiastowo.Opadam  z westchnieniem na jeden z foteli.Zdążyłam.Naprawdę zdążyłam.
-To się nazywa efektowne wejście.-Słysze obok siebie przyjemny chichot i czuję ciepły oddech  na nagiej skórze szyi.Obracam lekko głowę topiąc się w słodkim oceanie błękitu.
Jest piękny.Nie,nie przystojny.Piękny.
Ale nie w ten Zaynopodobny sposób.Bo Zayn nie jest piękny w sposób grzeczny tak jak blondyn obok mnie.
Raczej w ten...Zaraz zaraz,mała chwila!
Właśnie opowiadam o blondynie,czemu do cholery zeszłam na temat Zayn'a?
Whatever.
-Siemka.-Jego głos jest równie przyjemny co barwa oczu i ciepły uśmiech.Przełykam gorycz i kiwam głową.
-Hej.
-Jestem Niall.-Chwyta moją zimną dłoń i otula ciepłem i gładkością,jak u jakiegoś niemowlęcia,co mnie niesamowicie zadziwia.-Niall Horan.
-Okey.-Obnażam zęby w szczerym uśmiechu,który odwzajemnia z ochotą.
-A może ty zdradzisz mi swoje imię,stokrotko?
-Błagam,bez zbędnych gównianych przezwisk które wcale do mnie nie pasują.-Prycham posyłając nowopoznanemu chłopakowi cierpkie spojrzenie.-Po prostu Nathalie.Nathalie Green.
-Miło mi.
-Jesteś tu nowy no nie? Znaczy,nigdy nie widziałam żebyś jechał tym gruchotem.-Przewracam oczami,uderzając fotel przede mną.Na moje nieszczęście siedzi na nim nieprzyjemna staruszka,która przeklina pod nosem ,,głupotę dzisiejszej młodzieży" Żałuję,że nie walnęłam mocniej,ale kiedy słysze znajomy chichot obok mojego ucha również się śmieję.
-Tak.Przeprowadziłem się tu z mamą tydzień temu.Dzisiaj złakniony wiedzy jadę do szkoły.
W głowie odtwarzam szczebiot mojej małej Clarissy i już wiem,że jest tym ,,nowym ciachem" które miało pojawić się w szkole.Uśmiecham się szeroko w jego stronę.
-To świetnie się składa,że się poznaliśmy.-Mówię,posyłając mu tajemnicze spojrzenie,na które mruży kocio oczy.
-Och..
-No tak.-Kiwam.-Bo będziesz chodził ze mną do szkoły.



- No. Nie.Gadaj - Kira wrzuca piłkę do kosza i kozłuje do mnie. Robię przechwyt,skaczę i rzucam piłką o tabicę,a ta odbija się od niej lądując w koszu.
- Nie ma o czym gadać - Przewracam oczami odbijając pomarańczową piłkę o parkiet. - Jest bardzo miły ,ale dobrze wiesz ,że to nie to samo co ...
- Zayn , tak wiem - Przerywa mi gestem ręki. -  Nathalie, musisz o nim zapomnieć. Nie rozumiesz ,że on tylko cię niszczy.Nie dosyć się już w życiu wycierpiałaś ? Jeszcze tego by brakowało,żebyś cierpiała przez tego dupka. - Wyrywa mi piłkę z ręki po czym robi świetny wsad. Zirytowana jej słowami podcinam ją,przez co robi ślizg. Śmieję się głośno.
- Masz za swoje -Moje dłonie lądują na biodrach. Lekko szczypię ich skórę,chcąc w ten sposób ukarać się za własną głupotę. - A co do Zayna, to spokojnie, dałam sobie już z tym spokój-Kłamstwo smakuje gorzko,ale nie daję po sobie poznać,jak bardzo cierpię.
- No ja myślę- Obrzuca mnie złowrogim spojrzeniem,po czym wstaje z podłogi otrzepując swoje spodenki z niewidzialnego pyłku.
- Miła odmiana - Dogryzam jej chichocząc pod nosem.
- Nathalie. - Łapie mnie za ramię patrząc w oczy. Jest bardzo poważna ,co oznacza tylko jedno. Kłopoty.- Twoja mama zmarła. Ojciec jest na odwyku a siostra spoliczkowała. Możesz znieść wiele,ale czy złamane serce? Nie sądzę.
- Moje serce już dawno zostało przez niego złamane. - Burczę zła. - Nie musisz się wysilać. Dobrze wiem jakim dupkiem jest.
- Wierze , ale.. po prostu..
- Dziewczyny zbiórka!
****
Kolejny żelek ląduje w moich ustach.Przegryzam go na pół i napawam się słodkim nadzieniem,które pływa po moim języku.Mniam.Patrzę w ekran telewizora oczekując dalszego zwrotu akcji w głupiej hiszpańskiej telenoweli.Sama nie wiem czemu włączyłam to badziewie.Podskakuję,słysząc dzwonek mojego telefonu,leżącego stanowczo za daleko mnie.
-Czego chcesz?
-Co...? Ach tak Nath,to fajnie że zapytałaś, dobrze się czuję a mój dzień był wspaniały jak zawsze.Jesteś tak bardzo miła że o to zapytałaś.Kurewsko.
Wsuwam do ust kolejnego kwaśnego cukierka i przekładam telefon do drugiego ucha.
-Niektórzy ludzie nie potrzebują pieprzyć tak dużo o niczym Clar.-Zaciskam mocno usta widząc końcowe napisy na ekranie.Wyłączam plazmę i podpieram brodę na łokciu.-Mów.
-Mike  ma dzisiaj domówkę.A my na nią idziemy.
-To fajnie,że moje zdanie jest dla ciebie tak ważne.-Warczę pocierając prawe oko ręką zwiniętą w pięść.
-Będę za pięć minut u ciebie.
*******
 

sobota, 25 października 2014

Maybe I love you? Rozdział 2

Niemal czuję jak niewidzialna dłoń mocno zaciska się na moim sercu i wyciska z niego krew.
-Ona tam leżała...cała we krwi,a on...-Kolejne gorzkie łzy,pełzające niczym węże po jej policzkach.-On po prostu leżał.Pijany.
To koniec.Nie mam siły tego słuchać.Podnoszę ciało z kanapy i po prostu wybiegam z domu.

Zapalam koniec papierosa i zaciągam się mocno,czując drapanie w gardle.
Rozciągam lewy kącik w uśmiechu mając w głowie jedną,jedyną myśl.
Nie płakałam.
Nawet nie uroniłam łzy.
Jestem silniejsza.
Dalej beznadziejna i słaba,ale jednak silniejsza.
 -Nie płacz.-Słyszę obok siebie cichy głos i patrzę w zielone oczy dziewczynki przede mną.Patrzę na jej rękę,w której trzyma żółty liść i uzmysławiam sobie,że to mi ją podaje.Moje serce zaczyna bić szybciej,kiedy chwytam miękki liść.A później ona całuje mój zimy policzek i odbiega ode mnie,a ja nadal topię się w oceanie zieleni,przyglądając się liściowi.
Nigdy za specjalnie nie przepadałam za tak małymi istotami jakimy były dziećmi.Dla mnie znaczyły tyle co ja dla moich rodziców.Nic.Ale teraz.Czułam coś dziwnego,jakąś ulgę która kumulowała się we mnie.I nie wiedziałam jak to określić,ale miałam świadomość że od dzisiaj wszystko się zmieni.
Podnoszę ciężką głowę i taksuję wzrokiem wszystko wokół mnie i nagle przed oczami miga mi czerń włosów i złoto w oczach.Zaciskam szczękę.Nie znam tej obok niego.Pewnie to kolejna z jego ofiar,lub cokolwiek,co pieprzy,lub liże. Ból nie jest aż tak duży jak za każdym razem gdy widzę go z inną,ale podobny.Staję przed nimi,a ten zerka na mnie spode łba.
-Nathalie.-Warczy,przyciskając do swojego ciała blond piękność.
-Witaj Zayn.-Mój głos ocieka słodyczą.Patrzę na niego intensywnie,a ten w końcu odpuszcza i odpycha lekko od siebie dziewczynę.
-Jutro.
To jej wystarcza.Jakby to był jakiś tajemny znak lub sygnał,po prostu się oddala po tym jednym słowie.Kieruję swój wzrok na jej pośladki,które prawie wystają spod różowej spódniczki.
-Czego chcesz tym razem?-Odpala fajkę,opierając się o ławkę.Siadam obok niego,ale dalej niż bym chciała i wzdycham cicho.
-Pomyślałam,że miłoby zobaczyć,jak tracisz jedną z zabawek do pieprzenia.
Prycha kpiąco,jakby moje słowa naprawdę go rozbawiły i dmucha we mnie dymem,
-Rozczarowanie.-Mruga do mnie i obnaża zęby w uśmiechu.-Tak to się nazywa Cukiereczku,bo Livia odwiedzi mnie jutro.
Śmieję się cicho,by po chwili zmrozić go spojrzeniem.
-Gówno.Mnie.To.Obchodzi.-Mój syk,wcale na niego nie działa.Patrzy na mnie przez chwilę i przewraca oczami.
-Więc co tu jeszcze robisz?
Wstaję z ławki i stawiam kolejno krok za korkiem,mając cichą nadzieje że jednak każe mi zostać.
-Kłamałaś.-Słyszę za sobą,przez co zaprzestaję marszu.Ręce zaciskają sie w pięści a paznokcie rozcinają skórę,tworząc rany.
-Co?
-Wcale nie przyszła tu dla mnie i dla mojej zabawki.-Odwracam się po woli w jego stronę zainteresowana tym co mówi.-To coś więcej.
-Ona nie żyje.-Mówię cicho kiwając powoli głową.-Zabił ją.
To śmieszne,że nie muszę nazywać rzeczy po imieniu,a on i tak wie.
Wie.
Wie,że przegrałam.
Że się rozpadam.
Bez niego.
-Kiedyś to musiało się stać.-Zaciskam powieki,słysząc jego suche zdanie i zdaję sobię sprawę że chłopak o złotych oczach naprawdę nie ma serca.

Wspomnienia.
***
Jedenastoletnia dziewczynka patrzyła na matkę zapłakanymi oczami. 
- Mamusiu. Boli - Wyłkała łapiąc się za swój obolały policzek. Bił ją nie raz,ale dzisiaj zrobił to wyjątkowo mocno. 
- Przejdzie ci - Mruknęła obdarzając ją zimnym spojrzeniem. Mała blondynka wzdrygnęła się lekko.Matka nawet nie okazywała jej współczucia.
- Gdzie jest tata? - Zapytała cichutko.
- Nie wiem. Poszedł pewnie do sklepu. Zdenerwowałaś go. 
- Nie chciałam. Po prostu jestem głodna. Chciałam tylko bułkę - Zaszlochała. Czuła jak jej brzuch burczy. Była na prawdę głodna.
- Ja też jestem głodna , ale ojciec wszystko przechleje. 
- Mamusiu , wyprowadźmy się. - Starsza siostra Nathalie spojrzała na matkę, która spiorunowała ją wzrokiem.
- Gdzie? - Warknęła. - Gówniarze.Nie wiecie nic o życiu. Jesteście tylko małymi bachorami , które zrobiłam  przez wpadkę.Najchętniej bym was zabiła! - Krzyczała wywalając wszystko co było na półkach.- Jesteście tylko przeszkodą. Małymi szkodnikami. Darmozjadami! - Wrzeszczała,obdarzyła ich kolejnym ostrym spojrzeniem , po czym wyszła z pokoju wściekła. Nathalie  rozpłakała się , a Lil szybko podbiegła do niej obejmując ją swoimi chudymi ramionami. Siedziały w kącie pokoju , przy zgaszonym świetle przytulone do siebie i płakały cichutko , bojąc się ,że matka za chwile wejdzie do pokoju i znowu będzie krzyczeć.
Koniec wspomnienia 
****
-Oszalałaś? -Jej głos jest bardziej denerwujący niż kiedykolwiek,a ja najbardziej na świecie  pragnę zamknąć jej usta.Czymkolwiek,nawet zszywaczem.-Jest tak późno,martwiłam się.
Zaciskam mocno szczękę,zgrzytając zębami po czym wypuszczam z ust suche parsknięcie,.
 -Serio?-Uśmiecham się lekko.-A ja myślę,że byłaś zajęta opłakiwaniem naszej mamusi.
Patrzy na mnie w niedowierzaniu,a na jej czole pojawia się głęboka zmarszczka.
-Za to ty za specjalnie nie rozpaczałaś.
Śmieję się jeszcze głośniej
I wiem
-Wiesz Lil.
Że
-Nath...
Wbijam jej nóż
-Nie płaczę za dziwkami.
Prosto w serce.
-Jak śmiesz...
Czuję pieczenie na tym samym policzku,który był oznaczony przez niego.
A później słychać tylko trzask drzwi mojego pokoju i  cichy szloch z mojego gardła.Zgryzam wargę do krwi.
Zostałam zupełnie sama.

czwartek, 23 października 2014

Maybe I love you ? Rozdział 1


- Halo?-Słyszę jej zaspany głos i przymykam oczy,czując jak policzek pulsuje od uderzenia.
- Część. To ja Nathalie.-Mruczę głupio,wlepiając wzrok w chodnik,na którym stoję.
- Gdzie jesteś?
- Na 15 Sth. przyjedziesz?-Mówię,chodź znam odpowiedź na to pytanie.
- Zaraz będę.

Jedziemy do domu,a ja czuję suchość w ustach,kiedy wyobrażam sobie,co ojciec zrobi mamie dzisiejszej nocy.Pobije ją do nieprzytomności,czy zostawi w spokoju? Niepewność jest nie do wytrzymania.Wchodzimy do mieszkania,które jest ładnie i przytulnie urządzone.W środku,jak zwykle jest ciepło a z małego radia,stojącego w salonie leci klasyczna muzyka.Wchodzę do kuchnio-salonu i siadam na kanapie,podkurczając kolana pod brodę.Jestem roztrzęsiona i zła,za to,że mama kolejny raz wygoniła mnie z domu.Patrzę chwiejnym wzrokiem na Lil.Ma skupiony wyraz twarzy i zalewa wrzątkiem dwa kolorowe kubki w czarne kropki.Podchodzi do mnie, po drodze zakładając jej ulubione bambosze z uszami królików i podaje parujący kubek z herbatą.Od razu zanurzam w niej usta.Woda parzy moje spękane wargi-pieką niemiłosiernie,przynajmniej powinny ale ja tego nie wiem bo nic nie czuję.
-O co tym razem poszło?-Mówi a ja przenoszę wzrok na ścianę przede mną.Nie chcę na nią patrzeć.Nie chcę jej litości.
-O to co zawsze.
-Masz siny policzek.-Mruczy.-Pójdę po apteczkę.-Nie słucham jej.Myślę o tym,co zrobię jutro.O tym czy pójdę do domu i czy spotkam tam pobitą matkę.Czy spotkam pijanego ojca.Jak wybudzona z transu,wzdrygam się czując chłodną szmatkę przyłożoną do mojego policzka.Unoszę kubek do ust, po raz kolejny parząc ich skórę wrzątkiem.



Rano budzi mnie budzik,którego wyłączam jednym ruchem ręki.Nie przejmując się dźwiękiem  łamanego plastiku,patrzę pusto za okno,wiedząc że za niedługo płatki śniegu zaczną zasypywać ziemię.Zagryzam mocno wargi i spuszczam wzrok na panele.Nie chcę iść do szkoły.Nie chcę słyszeć pytań Kiry na temat rany na policzku i spojrzenia ciekawskich gówniarzy,którzy wciąż szepczą za moimi plecami jak to bardzo zła jestem.
 Schodzę na dół i widzę Liliane,która pakuje dwie kanapki w sreberko.Zabieram jedną.
- Dzięki.-Topię nóż w słoiku dżemu i wcieram go w jeszcze ciepłą ,maślaną bułkę.,chociaż wcale nie jestem głodna.
- Ile masz dzisiaj lekcji?-Pyta,pakując czarny termos do eleganckiej torebki.Patrzę na nią mrużąc kocio oczy.
- Uhm.-Przełykam kęs tosta.-Sześć.
- Przyjdź po szkole tutaj.-Mówi podając mi pęk kluczy z zawieszonym przy nich bryloczkiem z miniaturką wieży Eiffla.Kupiła go na jednym z francuskich bazarków w wakacje.
- Dzięki,ale muszę wracać do domu,zobaczyć co z mamą.-Mruczę nalewając soku pomarańczowego,do szklanki z ładnym wzorem.
- Nie musisz,ja tam dzisiaj pojadę. Trzeba to nareszcie skończyć.
- Chyba żartujesz!
- Nathalie,to nie jest normalne.-Mówi powoli i ostrożnie.-To patologia.
- Ale..
- Nathalie,zaufaj mi,wszystko będzie dobrze.-Uśmiecha się leniwie,ale ja wiem,że ten uśmiech jest smutny i wymuszony.
- Zobaczysz, ojciec cię pobije. Nie pozwolę ci tam jechać.-Mówię szybko,niczym nakręcona zabawka.
- Nie pobije.
- Nigdzie nie jedziesz rozumiesz?
- Nathalie.
- Pojedziemy tam razem. Ja z Tobą.Ok?
- Wykluczone.-jej ton jest stanowczy,a ja marszczę brwi nie wiedząc co powiedzieć.Oszalała.
- Lil, nie wiesz co robisz.-Podchodzę do niej.-Nie było cię w domu kilka lat.Nie wiesz do czego jest zdolny.
- Wszystko będzie dobrze.-Zerkam na nią,wbijając zęby w bułkę.Nie.Nie będzie.

****
W szkole nie jestem w stanie  skupić się na niczym.
-Przestań pieprzyć,stara!-Pisk obok mojego ucha wcale nie jest przyjemny,ale nie chcę komentować.Zerkam na Clar i przewracam czekoladowymi oczami.
-Clar,ja nie seplenię.-Obracam dojrzałe jabłko w dłoniach.-A jeżeli nawet to z grzeczności wypadałoby słuchać uważniej.
Ciemnowłosa wypuszcza nadmiar powietrza z płuc i uderza się otwartą dłonią w czoło.
-Doskonalę cię słyszałam Nathalie.-Prycha sucho i zakłada ręce na piersi.-Ale chcę sie upewnić,że nie pieprzyłaś.
Gryzę owoc zastanawiając się kogo zabić jako pierwszego.Clar,Lil czy cholernego ojczulka.Albo matkę.Tak,zdecydowanie ją jako pierwszą.
-Ja nigdy nie pieprzę Clar.-Żacham się,by po chwili parsknąć krótkim śmiechem.-Jestem grzeczną dziewicą.
-W to nikt nigdy nie wątpił Nath.-Śmieje się cicho,a ja razem z nią.
-Ona naprawdę tam pójdzie.-Czuję własną krew na języku i sztylety,które coraz mocniej wżynają się w mój brzuch.-On ją zabije,a ja wyląduje na ulicy.
-Daj spokój.-Przyjaciółka macha wypielęgnowaną dłonią w moją stronę,a jej oczy błyszczą.-Moi staży cię przygarną.
Obnażam zęby w uśmiechu,by potem po prostu się rozpłakać.
-Boję się Clar.
Wtulam nos w jej miękki sweterek o zapachu fiołków.Mam nadzieję,że się nie rozpadnę.

Zastaję Lil w domu,owiniętą jednym z najgrubszych koców jakie posiadała.Siedzi na podłodze,a twarz przykryła drobnymi dłońmi.Słysze jej szloch,przez co zaciskam mocniej szczękę.Spodziewałam się tego.Że ją skrzywdzi.Że ją pobije.Ostrzegałam,ale nie słuchała.
Podchodzę do niej i siadam na piętach tuż przed jej zgarbioną sylwetką.
-Ostrzegałam cię.-Mój ton jest ostry,ale też smutny.Obejmuje ją ramionami,kiedy z jej gardła znów ucieka głośny szloch.Nie miałam pojęcia,że aż tak bardzo to przeżyje.
-Wstawaj Lil,trzeba to opatrzyć.-Mruczę do niej,ale ona odpycha moje dłonie na co marszczę brwi.Patrzę w jej oczy.Są przekrwione i dalej wypływają z nich słone łzy.Nie widzę na jej twarzy żadnych ran,przez co zastanawiam się gdzie mógłby jeszcze położyć swoje ręce.
-Nic nie rozumiesz Nath.-Jej głowa obraca się to w lewą to w prawą stronę,a twarz znów zakrywają małe dłonie.Sapię cicho i siadam obok niej,nie rozumiejąc całej sytuacji.Czego mam niby nie rozumieć? Poszła,pobił ją,koniec.Cała filozofia.Nic,czego mogłabym nie pojąć.
-Nathalie.
-Liliane,koniec pieprzenia.-Wzdycham cicho,kiedy znowu słyszę jak bardzo słaba jest.-Po prostu to powiedz.
-On wcale mnie nie pobił.
Gryzę dolną wargę i splatam ręce przed sobą.
-Więc co?
Płacze znowu,a ja staram się nie wybuchnąć.
-Nathalie.-łka by po chwili po prostu na mnie spojrzeć.-Zabił ją.
Marszczę brwi.Jest tak bardzo roztrzęsiona,a po tych słowach słyszę jak wielka gula formuje się w moim gardle.To jakiś chory żart,tak?
-Co?-Nie chcę słyszeć.
-Zabił naszą matkę.

środa, 22 października 2014

Maybe I love you ? Prolog

- Nawet obiadu nie umiesz ugotować -Gryzę wargę do krwi.
- Ktoś musi pracować -Krew ścieka pomału,po mojej brodzie.
- Pracować? Faktycznie. Dawanie dup, można nazwać pracą-Zamykam oczy,nie chcąc więcej słyszeć.
- Ja przynajmniej zarabiam a Ty? -Czuję skurcz w dole brzucha.Boję się. - Ty tylko pijesz.
- Zrób mi coś do żarcia dziwko, bo znowu cię stłukę , tak że wylądujesz w szpitalu!
- Zamknij się! Dziecko wszystko słyszy!-Moje usta formują się w ledwo widocznym grymasie.
- Gdzie jest ten bachor?-Bachor.Ja.Ja nim jestem.
- Bachorem , nazywasz jedyną rzecz, jaka w życiu nam wyszła?
- Wyszła? Kolejny darmozjad.-Darmozjad.Ja nim jestem.
- Idź spać.
- Nie mów mi co mam robić! - Plask. Uderzył ją.Nogi same niosą mnie do kuchni.
- Nie bij jej!-Krzyczę wściekle.
- Won gnoju!-Uderza mnie,a ja nie mogę się powstrzymać i chcę mu oddać.
- Dziecko.-Czuję dużą dłoń mamy.Patrzę w jej czarne,niemal bezduszne oczy. - Masz i idź do jakiejś koleżanki -Pieniądze lądują w mojej dłoni i nie wiadomo kiedy,stoję na klatce schodowej.Wychodzę z bloku,patrząc w płaczące deszczem niebo.
*********
I jak wam się podoba prolog ?
CZYTASZ = KOMENTUJESZ