-Nie wierzę.Po prostu kurewsko nie wierzę.-Zerknęłam na Casiana,który chodził w tę i z powrotem co chwilę unosząc do ust dłoń z papierosem.Chyba jeszcze nie widziałam by był tak wkurzony,zwykle wydawał się być spokojny i opanowany.Złość i przesadne okazywania emocji nie brzmiały jak on.Gruba żyła na jego szyi zdawała się być coraz bardziej wyraźna kiedy warczał pod nosem różnorodne przekleństwa.Nie próbowałam go uspokoić,podkuliłam tylko kolana pod klatkę i zaciągnęłam się mocno swoją fajką patrząc przed siebie.-Jak śmiał? Matka specjalnie dla niego przyprowadziła się tutaj,żeby jakoś się dogadać,a on zwiał.Znów zwiał.Pieprzony tchórz.-Wyrzucił papierosa przed siebie i mocno pociągnął za swoje krucze włosy.Jakby chciał się ich wszystkich pozbyć jednym ruchem.Zdziwiłam się lekko jego reakcją,nie sądziłam że zależało mu na zjednoczeniu rodziny.Kiedy powiedziałam o Bradford dostał jakiegoś szału.Czy to znaczy,że gdyby Zayn uciekł do Francji,albo Belgii zareagowałby obojętnością?
-Cass,nie bardzo czaję,Bradford jest niedaleko stąd.Zayn w końcu się tu pojawi.
-Niczego nie rozumiesz Green.-Podszedł do mnie i uniósł z ławki tak gwałtownym ruchem, że prawie zadławiłam się dymem zaskoczona tym co zrobił.Przybliżył swoją twarz a kciukiem przejechał po mojej pooranej zębami wardze,patrząc w to miejsce.Drgnęłam nerwowo.Po co w ogóle się odzywałam? To był brat Malika,jego rodzina,jego krew.Igranie z którymkolwiek z nich,było jak igranie z ogniem,a ja nie chciałam, cholera spłonąć.-Jeżeli on tam pojechał,to znaczy że szybko nie wróci.A matka znowu dostanie jakiegoś pieprzonego załamania nerwowego.-Każde słowo syczał mi prosto w twarz tak jadowicie jak sam wąż.Wciągnęłam zapach papierosów i cytrusów-jego zapach- kiedy stykaliśmy się nosami.-To wszystko twoja wina Green.
Przez chwilę patrzyłam na niego w osłupieniu a potem przeniosłam wzrok na jego usta,które teraz tak mocno przygryzał.
Miałam ochotę parsknął mu śmiechem prosto w tę jego piękną twarz,ale zamiast tego wysyczałam wściekle.
-Jasne,masz rację,wszystko jest moją winą.Podobnie jak to,że dzieci w Afryce głodują a wasza cała rodzinka jest pieprzoną patologią.Więcej.Grzechów.Nie.Pamiętam.
Usta drgnęły mu w uśmiechu,kiedy znowu spojrzał mi w oczy.
-Wiesz? W sumie to wcale się mu nie dziwie czemu wybrał akurat ciebie.Jesteś ostra jak żyletka.Miał z tobą na pewno wiele zabawy w łóżku.
Miał talent do przeskakiwania z jednego tematu na drugi w bardzo krótkim czasie.Urodzony manipulator.Tak samo jak Zayn.
-Pierdol się.
-Och,taki mam zamiar.-Stwierdził sarkastycznie,robiąc dziwny ruch głową a grzywka opadła mu na czarne oczy.-ktoś w końcu musi zastąpić mojego braciszka w łóżku.
Spięłam się kiedy jego usta zaczęły muskać płatek mojego ucha.Zastanawiałam się czy czuje jak drżą mi ręce,jak moje włoski na karku stają dęba,jak mój oddech przyspiesza.Czy słyszy moje szybko bijące serce,które chciało wyrwać się z mej piersi.
Ja słyszałam.
-Jak myślisz słodka N,kto jest w tym lepszy? Zayn czy ja?-Zaśmiał się gardłowo.-Będziesz miała okazję sprawdzić.
Wzdrygam się przypominając sobie seks z jego bratem w zimnej łazience.Zachowałam się jak nic nie warta zdzira,chyba nigdy nie pozbędę się uczucia tego jak bardzo brudna się stałam przez to co zrobiłam.Ale to było dobre.Wyrzuty sumienia,karma która mnie dopadła za wszystkie kłamstwa jakimi karmiłam ludzi i za to jak ich oszukiwałam.Zasługiwałam na to co się działo.Lil nie.
-Możesz się pieprzyć.Ty i twój braciszek.To wasz taniec,ja nie znam do niego układu.-Mój uśmiech był nieszczery,kiedy ponownie skierowałam swoje spojrzenie na jego usta.-Właśnie wypadam z gry.
-Czy ty niczego nie rozumiesz,głupia dziewczynko?-Odsuną się ode mnie gwałtownie.-Całe moje życie opiekowałem się siostrami i matką i nienawidziłem mojego brata.-Jego długie,smukłe palce co chwile zagłębiały się w mahoniowych włosach lekko pociągając za ich końce.-Chyba tylko wiara w to,że nie jest tak zły jak się wszystkim się wydaje,pozwoliła mi go nie zabić..Mam na myśli-każdy człowiek gdzieś choćby w środku jest dobry.Przynajmniej tak mi się wydawało.Chciałem tylko żeby przestał myśleć jedynie o sobie.Sądzę,że matka oddałaby za to duszę.I może to hipokryzja,ale chciałem być taki jak on,Wiesz,móc się nie przejmować pijanym ojcem,który włazi do domu jak burza,mając w czarnej dupie, że jest środek nocy,że ma dzieci,które przestraszone płaczą bojąc się,że znów ich zbije.
Parska sztucznym śmiechem.I brzmi jakby chciał płakać,zamiast tego,ale się przed tym powstrzymywał.Obserwowałam jego twarz,chcąc zajrzeć mu głęboko w oczy,aby dojrzeć w nich coś,czego nigdy nie zobaczyłam w tych jego brata.Człowieczeństwo.Jednak on uparcie wpatrywał się w jeden martwy punkt,jak w amoku wypowiadając historię swojego życia,której chyba nikt nigdy nie usłyszał.
-Czasami chciałem pójść w cholerę,tak jak on zawsze to robił.Podziwiałem jego kamienną twarz,jego brak empatii.Uwielbiałem go.Był moim starszym,fajniejszym bratem,którego wszyscy tak bardzo kochali i których on tak od siebie odpychał.Ale potem zobaczyłem w oczach moich zapłakanych,pobitych sióstr coś co pozwoliło mi rozwiązać zagadkę życia.I wreszcie to zrozumiałem.-Spojrzał na mnie,na moją twarz na moje usta a na końcu prosto w moje oczy a ja poczułam jak tracę rozum przez to głębokie zaszklone spojrzenie.Nie sądziłam,że można mieć tak piękne oczy.
Płacząc.
-Nie chcę być taki jak on.-Otworzył usta a pojedyncza łza popłynęła po jego policzku.-Nie chcę być potworem.
Zgryzłam wargę do krwi,kręcąc lekko głową jakbym nie mogła uwierzyć w to co widzę.A potem on tak po prostu wyciągnął papierosa z paczki i podsunął ją pod mój nos,a ja bez wahania się poczęstowałam.Po chwili oboje wypuszczaliśmy dym z ust.
I nikt nic nie mówił.
****
-Nawet nie wiesz jak ci do cholery za zazdroszczę-Patrzę w czarne oczy różowego królika w trampkach ,który siedzi na jednej z półek sklepu dziecięcego i uśmiecha się do mnie wesoło w jednej łapce trzymając marchewkę.
-Niby czego?
-Jak to kurde czego?-Clar bierze w ręce body w małe słonie i przyciąga je do swojego ciała,jakby chciała zmierzyć czy będą na nią dobre,a potem wyciąga małe ubranko przed siebie i składa je później układając na swoim ramieniu.-Masz przy swoim boku dwóch czarnowłosych bogów seksu,którzy bardzo chętnie by się tobą zajęli i nawet nie potrafisz tego dobrze wykorzystać.Ja za niedługo będę po łokcie upaprana w dziecięcym gównie-to co los mi zgotował.
Mam ochotę powiedzieć jej,że sama sobie to zgotowała ale w ostatniej chwili się wycofuję nie chcąc rozpoczynać niepotrzebnej kłótni.
-Ty chyba czegoś nie rozumiesz idiotko.-Marszczę brwi zirytowana jej tokiem myślenia-Co z tego,że ci pseudo Bogowie mają fiuty,którymi umieją się posługiwać,skoro są diabłami w czystej postaci,którzy nie używają swoich mózgów do niczego innego jak knucia podłych intryg,które rujnują życie każdej osobie znajdującej się w przeciągu kilkunastu metrów w ich otoczeniu?
Wydała z siebie coś na kształt fuknięcia a ja jedynie wywróciłam oczami biorąc opakowanie ze smoczkiem w ręce.
-Przesadzasz.Może i Zayn nie jest najlepszym kandydatem,ale Casian wydaje się całkiem w porządku.
-Nigdy z nim nie rozmawiałaś.-Stwierdziłam marszcząc brwi w irytacji.
-No i co z tego? Z oczu mu dobrze patrzy.
Miałam ochotę ją wyśmiać.W oczach miał złośliwe iskierki,niczym mały diabełek,którego zabawą jest niszczenie świata.
Ale pomyślałam o łzie na jego gładkim policzku i przypomniałam sobie jak opowiadał o swoim życiu,o tym jak jego ojciec-tak jak mój pił i bił- i w duchu przyznałam jej rację.Lecz jedynie w duchu.
Tylko dlatego,że po raz pierwszy,patrząc na niego nie widziałam egoisty,pięknego diabła,czy odbicia Zayna.Widziałam człowieka,tak realnego i kruchego,że to było aż nazbyt przerażające.Sądzę,że to była jedyna z najstraszniejszych chwil w moim życiu.Nie chciałam widzieć go takiego słabego i zrozpaczonego.To był żałosny pozbawiający umiejętności nienawidzenia go obraz.Wolałam jego pewny siebie uśmieszek,jego wyzwiska,jego nonszalancje.Wolałam go nienawidzić,niż mu współczuć.Wiedziałam,że zniosę wszystko,tylko nie łzy w jego oczach.Takich jak ma Zayn.
-Nie patrz w jego oczy,bo ostrzegam że możesz się zakochać słonko.Zacznij lepiej patrzeć w oczy swojego przyszłego męża bo on w porównaniu do tych dwóch młotków ma naprawdę dobre serce.Gdybyś zaciążyła z którymkolwiek z nich uciekliby na drugi koniec stanu.Albo nawet świata.
Szłyśmy dalej szukając potencjalnych produktów,które mogą się przydać po narodzinach dziecka.Wciąż nie znałam płci-to miała być wielka niespodziewana niespodzianka.Z resztą tak jak ta cała ciąże,więc to miało sens.
-Nie mówimy teraz o mnie tylko o tobie.Gdybyś się zakochała może wpłynęłoby to lepiej na twoją ciemną stronę i wreszcie ukazałaby się ta jasna,którą tak skrupulatnie chowasz.
-To,że jestem tutaj z tobą,kupuję ciuchy dla twojego dzieciaka i słucham paplaniny wychodzącej z twoich ust,czyni mnie wystarczająco świętą.
Znów fuknęła jak wściekła kotka i czmychnęła do następnego działu z zabawkami.Jak posłuszny piesek ruszyłam za swą panią.
-Ale dlaczego nie chcesz nawet spróbować się do niego zbliżyć? Zayn i ty to przeszłość,doskonale o tym wiesz.-Ścisnęła piłeczkę w ręce a ta wydała z siebie głośny pisk,na dźwięk którego niekontrolowanie podskoczyłam.
-Więc mam cię zabrać za drugiego Malika? Posłuchaj siebie Clar.Ich krew jest skażona kurewskim idiotyzmem.Nie chcę mieć już z nimi nic wspólnego.
Wywróciła jasnymi oczami w irytacji,wkładając do koszyka zabawkę.
-Poza tym.Jeżeli nawet chodziłabym z C ;myślisz,że mógłby sprawić,bym była lepsza osobą? Prędzej stałabym się jeszcze gorsza.To by załatwiło mój charakter na amen.
-Przy sobie bylibyście lepszymi ludźmi.
-Taa,jak w jakiejś chrzanionej operze mydlanej.Zrozum,że życie nie zawsze jest jak film,w którym się w sobie zakochują a potem wszystko kończy się happy endem.
-Mogłoby zakończyć się happy endem,gdybyś tylko chciała!
-Te smutne i tragiczne zakończenia są o wiele ciekawsze niż te mdłe.-Stwierdziłam hardo,a bliżej niezidentyfikowany dźwięk wydobył się z jej gardła.
-Ty jesteś smutna i tragiczna.-Odpowiedziała z przekonaniem,a dźwięk dzwonka jej telefonu rozniósł się po całym sklepie.
-Może.Ale przynajmniej nie mdła.
Dzwonił Harry z informacją,że mają dzisiaj rodzinną kolację i mamy przebierać szybciej nogami bo on nie będzie na nią czekał a potem wstydził się,za to że się spóźnili.
Oboje najwyraźniej się zmienili.Harry stał się odpowiedzialniejszy i bardziej księżniczkowaty a Clar nierozważna i beznadziejnie naiwna-nie wiem kto wyszedł na tym najlepiej.
Wiem za to kto najgorzej-ja.Nie życzyłabym nikomu by był w mojej skórze,kiedy biegałyśmy po galerii jak wariatki a potem namęczyłyśmy się żeby złapać taksówkę,obładowane ciężkimi siatkami z pampersami i innym niezbędnym do życia dziecka balastem,tak jak gadająca stonoga za pół stówy.Jak na złość wszystkie były zajęte.
Do domu przyszłam o 15;30.Wiem to,bo sprawdzałam,kiedy otworzyłam drzwi frontowe domu.Byłam padnięta i jedynie o czym marzyłam to gorąca kąpiel.
Jednak-co było oczywiście oczywiste-moje plany musiały być zrujnowane.O mało co nie oberwałam szybującą w moja stronę granatową koszulą Zayn'a..Zmarszczyłam brwi,przyglądając się ze zdziwieniem jak moja siostra wpycha ubrania do torby podróżnej.Co do cholery znowu się stało pod moją nieobecność?
-Czy nie mogę wyjść na chwilę z domu i powitać go ze spokojem,bez twoich szopek przypominających drugą wojnę światową,siostro?-Mój ton był oschły,kiedy z wyraźną dezaprobatą przyglądałam się temu co robi.
Opcje dlaczego robiła to co robiła były dwie.
Albo zwariowała.
Albo się ogarnęła i pakuje tego gnoja,który nie powinien w ogóle pojawić się w jej życiu.Gdyby się w nim nie zakochała,gdyby poznała jakiegoś dobrego chłopaka...może byłaby szczęśliwa?
Moje wątpliwości zostały rozwiane,kiedy zobaczyłam różową bluzkę na wierzchu torby,która z pewnością nie należała do Zayn'a.Ona nie pakowała jego.
Pakowała cholera siebie.
Co oznaczała,że opcja numer dwa odpada.
Odwróciła się w moją stronę i po raz pierwszy od kilku cichych dni przeplatanych jej płaczem,albo krzykiem do samej siebie-popatrzyła mi w oczy.Poczułam gulę w gardle,której nawet nie próbowałam przełknąć-wiedziałam,że nie będę w stanie tego zrobić. Tak samo jak zapomnieć tego co wdziałam w jej oczach,przekrwionych.wysuszonych od łez i napuchniętych.Pełnych bólu i nienawiści do samej siebie.To było coś tak przerażającego,coś tak smutnego,że aż odebrało mi mowę.Odebrało mi zdolność do jakiegokolwiek ruchu.Chyba nawet nie mrugałam.Otworzyłam lekko usta,jakbym miała zamiar wypowiedzieć przez nie te słowa, które sprawiłyby,że znienawidziłaby mnie na zawsze.Ale nie mogłam.Nie mogłam powiedzieć nic,przez jej wzrok na sobie.
-Nathalie.-Schrypnięty głos przebił powietrze,a ja wydałam z siebie coś na kształt szlochu,który tak bardzo chciał wydostać się z mojego gardła.Chciałam płakać nad nieznajomą stojącą przede mną.
To już nie była moja siostra.To nawet nie był jej cień.Coś w niej umarło,wiedziałam że już nigdy nie będzie taka jak kiedyś.On odebrał cząstkę jej duszy.
A ja mu w tym pomogłam.
-Co si..-Odchrząknęłam coś co było w moim gardle i nie pozwalało mi mówić,po czym uniosłam głowę,patrząc na nią.-Kim ty do cholery jesteś?
Pokręciła głową i usiadła na podłodze podkulając kolana pod klatkę piersiową.Objęła się ramionami,zaczynając nucić jakąś melodię jak w amoku kołysząc się na boki.Nie mogłam się już powstrzymać.Wybuchłam,płakałam jak dziecko,podlatując do jej ciała i biorąc ją w objęcia.Kołysałyśmy się obje.Ja-płacząc nad nią i nad tym do czego doprowadziłam.
Ona-patrząc pustym wzrokiem na ścianę naprzeciwko nas.Wydawała się tak martwa.
-Nie umieraj.-Wyszeptałam ledwo słyszalnie w jej włosy.
Nie sądziłam,że tak właśnie będzie wyglądał koniec.-Nie mogę stracić i ciebie.
Nie odezwała się,więc ponowiłam tulenie jej do siebie,chociaż ona nawet nie reagowała na moje dłonie.Nie wiem ile siedziałyśmy,ale z pewnością długo,bo gdy odsunęła mnie od siebie poczułam jak całe ciało boli mnie z odrętwienia.Spojrzała na mnie,taka blada i bezradna.Taka smutna i żałosna.Niegdyś silna,teraz słaba niczym dziecko.Niezdolna do zregenerowania się w najbliższym czasie,oznajmiła spokojnie.
-Wyjeżdżam.
A potem zabrała walizki i wyszła z domu,tak po prostu bez pożegnania,zostawiając mnie na podłodze z kamienną miną
I to było właśnie tragiczne i smutne zakończenie.I to na pewno nie było mdłym happy endem.
Pomału słowa Liam'a zaczynały do mnie docierać.
Moje życie to jedna,niekończąca się katastrofa.
O kurde, coraz bardziej życie jej się wali :/
OdpowiedzUsuńRozdział genialny <333 Czekam na next :)
to jest super <3 od wczoraj przeczytałam wszystkie rozdziały i powiem tylko że to jest genialne i nie moge się doczekać następnego :)
OdpowiedzUsuńMy aim is to bring close two loving hearts
OdpowiedzUsuńIt happens often that people can't meet each other living on different continents and speaking different languages. I still believe though that love knows no borders and speaks only one language of feelings. The more people find each other, the greater will be my faith in it My aim is to bring close two loving hearts that share same dreams thinking in different languages.
Please Sport me for benifit other
https://www.reallrishta.com/