poniedziałek, 18 maja 2015

Maybe I love You? Rozdział 26



I gdyby ktoś powiedział mi to tydzień temu,lub miesiąc.Nawet jebany dzień.Nie uwierzyłabym.
-Idę zrobić herbatkę.-Nie patrzę na Lil.Nawet wtedy kiedy podchodzi do równie zaskoczonego co ja Zayn’a, i daje mu słodkiego buziaka w usta.I on nawet nie reaguje.Casian też.Patrzę to na jednego to na drugiego,a moje długie paznokcie wbijają się w skórę nadgarstka.Jesteśmy sami w pokoju.Dwa odbicia i ja.Nadal nie mogę uwierzyć w to co właśnie się dzieje.Nie wiem czy się cieszyć,że jednak nie bez przyczyny tak bardzo przypominał mi Zayn'a (co było równoznaczne z tym,że jednak nie mam obsesji na jego punkcie) czy płakać,bo CHOLERA to tak jakby kurewski klon Zayn'a; ludzkość tego nie przeżyje.
-Chwilunia. –Zagryzam mocno wargę a moja prawa brew szybuje do góry.I udaję,że nawet nie zauważam wzroku ich czarnych oczu.-Ty..on..wy..wy..czy coś…?-Otwieram usta,z których nie wychodzi już żadne słowo.Ręce zakładam na biodra.-No słucham!
-Co chcesz usłyszeć Nathalie?-Zayn marszczy czarne brwi,co ja po chwili też robię.To chyba wszystko czego mogłam się po nim spodziewać.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś,że masz brata?-Warczę na niego,a ręce splatam na wysokości klatki piersiowej.Dlaczego Casian? Dlaczego ja?
Dlaczego.Jebany.Zayn?
-Nie zadawaj pytań,na które nie chcesz znać odpowiedzi Nathalie.-Oboje patrzą na mnie,a ja czuję się przy nich tak brzydka i głupia.Patrzę na ich niesprawiedliwie piękne twarze szukając różnic.Zayn ma mocniej zarysowaną szczękę i jest wyższy.Dodatkowo jego ramiona wydają się być bardziej szerokie niż młodszego Malika,ale i tak są niemal identyczni.Tak samo piękni.I wiem,że poszłabym za nimi do samego piekła.
-Powiedzcie mi.-Mamroczę,opuszczając głowę w dół.Zagryzam wargę do krwi.
-Biedna Nathalie.-Usta Casiana cmokają powietrze,a czarne oczy patrzą na mnie z udawanym współczuciem.Zaciskam mocno pięści.-Twój słodki chłoptaś nie wspominał ci o mnie?
Wykapany Zayn.Cudownie.
-Nie jestem jego dziewczyną.-Posyłam w jego stronę jadowite spojrzenie,na co ten tylko uśmiecha się leniwie.A ja wiem co to oznacza.Zayn też.
-Herbata!-Mam ochotę jęknąć.Jak ja nie cierpię herbaty.
Jak ja nie cierpię Malików.

*
-Jak długo jesteście razem?-Mam ochotę wypluć zawartość moich ust,kiedy słyszę fałszywie przyjazny głos Casiana.Zerkam na niego kątem oka,zauważając że jego uśmiech naprawdę wydaje się autentyczny. Marszczę brwi.Chyba u Malików kłamanie jest genetyczne.
-Kilka miesięcy.-Lil odwzajemnia jego uśmiech,a jej dłoń ląduje na ramieniu Zayn’a,którego obojętne spojrzenie na chwile zostaje w niej utkwione.Wydaje się wyluzowany,choć wiem że w środku cały się gotuje.W końcu musi być jakiś powód dla którego zataił istnienie Casiana.
-Więc.-Cedzę przez zęby,ze zirytowaniem spoglądając na moich towarzyszy.-Dlaczego nie powiedziałeś,że masz brata,Zayn?
Nie wydaje się poruszony moimi słowami.Jego smukły palec przejeżdża po filiżance,by później wylądować w ustach. Nie spieszy się najwyraźniej z odpowiedzią.Typowy,cholernie typowy Malik.
-Nie lubię rozmawiać o rodzinie.
I zapewne nie zdziwiłyby mnie te słowa,gdyby nie głośne parsknięcie młodszego z braci.Patrzymy na niego z siostrą,a ten nawet nie ukrywa,że cała sytuacja najzwyczajniej w świecie go bawi.Marszczę brwi.
-Co?
-Nic,nic.-Kręci głową,wciąż formując usta w tym denerwującym uśmiechu.Wzdycham,przymykając powieki.Jeden Malik na świecie to za dużo.Z dwoma zwariuję.Słowo daję.-Pójdę już.
-Już?-I tak bardzo chcę parsknąć,kiedy widzę rozczarowanie na twarzy Lil.I zadowolenie na twarzy Zayn’a.Boże,ludzie idźcie do kabaretu.
-Wpadłem tylko się przywitać.Ale dziękuję za gościnę Liliane.Herbata była pyszna.-Jestem ciekawa czy tak jak Zayn nie słodzi,ale nie mam zamiaru go o to pytać.Bardziej ciekawi mnie sposób w jaki mówi do kogoś kto go nie zna.Jak grzeczny i poukładany się wydaje.Zayn też taki jest.Dlaczego tylko przy mnie odkrywają swoje maski?
-Odprowadzę cię.-Starszy Malik wstaje gwałtownie z kanapy,zwijając przy tym biały futerkowy dywan z dużymi grochami i idzie w kierunku brata,obnażając białe zęby w uśmiechu.Najwyraźniej nie miał najmniejszej ochoty go zatrzymywać.W przeciwieństwie do milutkiej Liliane.Szkoda,że dla mnie nie jest tak słodka.
-Wiedziałaś,że Zayn ma brata?-Posyłam Lil wymowne spojrzenie,kiedy ta zamacza usta w parzącej herbacie.Upija łyk z filiżanki z białej porcelany i odstawia ją na spodeczek.Unoszę brwi.Czy ktoś chodź raz mógłby odpowiedzieć na moje pytanie,bez wcześniejszego zwlekania? Chodź.Raz.
-Nie.
-Więc czemu cię to nie zdziwiło?-Unoszę ciało z fotela,splatając ręce na piersi.Jakaż jest moja irytacja,kiedy jej dłoń po raz kolejny sięga po filiżankę herbaty.A jej usta znów się w niej zanurzają.-Nie ciekawi cię z kim mieszkasz,z kim się spotykasz? Masz naprawdę na to tak bardzo wyjebane? Zayn może być kimkolweik.Nie wiesz o nim praktycznie niczego.Co z tobą nie tak?
Śmieszą ją moje słowa.Siada prosto wygładzając flanelową koszulę,która już pomięła się na jej ciele.
-Nathalie.Czy ty mnie właśnie pouczasz?-Znowu upija łyk tej pieprzonej herbaty,jak jakaś książniczka.Zaciskam mocno szczęki.-Nie poznaje cię.
-A ja ciebie.-Odgryzam się.-Nie sądziłam,że twój kochaś aż tak bardzo cię omamił.Najwyraźniej straciłaś swoją ukochaną zdolność logicznego myślenia.
-I kto to mówi? Najbardziej nieodpowiedzialna osoba na tej planecie.-Kręci głową z niedowierzenia.-Radze ci zrobić to co wychodzi ci najlepiej-mieć wszystko w dupie.I nie wciskać nosa w nie swoje sprawy,siostro.
Obdarza mnie ostatnim jadowitym spojrzeniem i wychodzi z salonu,a ja prycham głośno pod nosem.
Wygląda na to,że teraz ja jestem tą odpowiedzialną.
****
-Czekaj,czekaj.-Clar patrzy na mnie jak na idiotkę,o mało nie plując ciastem,które ma w buzi.Zerkam kątem oka na hamburgera,którego również sobie zamówiła ,sama upijając trochę gorącej czekolady. Nigdy nie zrozumiem zachcianek kobiet w ciąży.-Ma brata? Cholernego sobowtóra?
-To nie jest jego sobowtór,do cholery.-Przeczesuję palcami czarne włosy.-No..może trochę,ale tu nie chodzi o ich wygląd.
-No wiem.-Wzrusza ramionami wciąż żując ciasto.Marszczę na nią czoło.-Stara,jak on jest taki sam jak Zayn,to może wzięłabyś się za niego.
Krztuszę się czekoladą,przez co ciemnowłosa jest zmuszona poklepać mnie po plecach.
-Cholernie.-Moja głowa opada na zagłowię fotela,a powieki niekontrolowanie się zamykają.-Tak,teraz już wiem,że naprawdę masz coś z mózgiem Clar.
-Nie?-Prycha,oblizując łyżeczkę deserową.Zostawia na niej ślady swojej czerwonej szminki,która ani trochę mi sie nie podoba.-Ja tylko mam dość twoich głupich pomysłów.Może gdybyś miała chłopaka ustawiłby twoją dupę do pionu.
I przed oczami mam tego,który mógłby mnie do niego ustawić.Albo i nie.Nie.Nie mógłby.Bardziej sprowadziłby mnie na gorszą drogę.Bo ja wolałam takich.Przynajmniej Niall tak mówił.
-Przestań pieprzyć.-Warczę przez zęby,obdarzając przyjaciółkę długim spojrzeniem.Naprawdę czasem zastanawiam się czy ma cokolwiek w tej czarnej głowie.-Chyba znasz mnie na tyle dobrze,żeby wiedzieć że żaden śmieć nie będzie mi rozkazywał.
-Ale jakiś by ci się przydał.
-Przestań.-Przewracam oczami,opierając się o zagłowię fotela.
-No co? Zamierzasz już zawsze być dziewicą?
-Wole być dziewicą,niż panną w ciąży.-Nie wbiłam w język zębów,bo było już za późno.A ja naprawdę to powiedziałam.Mam ochotę się skrzywić,gdy widzę minę Clar.
-Nie..nie to miałam..-Wypuszczam powietrze przez nos,klnąc w myślach.-cholera..
-Rozumiem Nathalie,nie jestem święta.-Jej pokrzepiający uśmiech mówi sam za siebie.
Oblizuję usta,patrząc ze spokojem jak jedna z par kłóci się przy ladzie o to kto ma płacić.Na usta wkrada mi się mały uśmiech,kiedy widzę zirytowaną minę kelnerki.Uroczo.
-Jeszcze ta kłótnia z Niallem.-Przed oczami staje mi obraz wściekłych,błękitnych oczu i niemal słyszę krzyki wychodzące z jego wąskich ust.
-Jaka kłótnia?-Jej idealnie wyskubane brwi unoszą się do góry,a ja uśmiecham się lekko widząc jej komiczną minę.
-Ostatnio trochę się no wiesz..-Łapię dolną wargę w zęby.-…poprztykaliśmy.
Zerkam na jej pusty talerz po torcie nie mając pojęcia jakim cudem tak szybko go zjadła.
-Poprztykaliście się? Cholera,dzięki wielkie,że w ogóle mi o tym mówisz.
Biorę już letni kubek czekolady w dłoń i ostrożnie przejeżdżam opuszkiem palca po jego słodkim brzegu.
-To chore.-Wzruszam ramionami.-To tak jakby mnie zabija,ale nie umiem się do tego przyznać.
-Do czego Nathalie?-Jej jasne oczy lustrując moją twarz wzrokiem.
-Sama wiesz.-Wzruszam ramionami,a ta jedynie kiwa głową.Bo wie.
Wie,że go kocham.


-Nathalie!-Zaciskam mocno szczękę,odkładając kanapkę,którą miałam ugryźć, na talerz.Najwyraźniej w tym domu nie da się zjeść w spokoju.Idę krzywiąc się przez ból w kostce, w stronę korytarza z ponurą miną i staję prosto przed wkurzoną blondynką.Jej ręce są założone na biodra a prawa noga zaczyna stukać nieznany rytm na podłożu.Jest wkurzona.Chyba.Chyba tak.Chyba wiem o co chodzi.Chyba tak.
-Co?-Moje usta wypuszczają te suche słowo.Nawet się nie wysilam.Nawet nie chcę się wysilać.
-Miałam dzisiaj bardzo ciekawą rozmowę z panią dyrektor.
-Ciebie też poczęstowała herbatką z pieprzonego liptona?-Parskam cicho z mojego głupiego żartu.Jakież to oryginalne.
-Uważaj na to co mówisz gówniaro.- Syczy w moją stronę,stawiając ciężkie kroki w kierunku salonu.Zdejmuje kremowy płaszcz i rzuca go na kanapę,a ja spokojnie przyglądam się jej ruchom. –Mogłam się spodziewać,że ta skręcona kostka to nie przypadek.-Patrzy w okno,ignorując moją obecność.Siadam na kanapie i opieram się o zagłowię kanapy.Schudła.I jest jeszcze bardziej wredna niż zwykle.I schudła.
Czyżby to moja sprawka?
-Zluzuj Lil.Sprowokowała mnie.-Prycham,kiedy gwałtownie odwraca się w moją stronę.
-To gówno.-Kiwa na moją nogę.Też na nią spoglądam,ukrywając zaciśnięte pięści.-Serio,mogłam się tego spodziewać.Może ty jesteś jebaną masochistką.
Marszczę brwi na jej wypowiedź,by po chwili wybuchnąć głośnym śmiechem.
-Że co?-Mówię przez śmiech.Kiedy się już uspokajam,drapię brodę palcem wskazującym,by po chwili znów na nią spojrzeć.-Co dokładnie powiedziała ci dyrektorka,oprócz zaproponowania herbaty?
-Nie proponowała mi żadnej pieprzonej herbaty Nathalie.-Warczy na mnie i pochodzi szybkim krokiem do fotela,by po chwili zająć na nim miejsce.–I już ty wiesz co mi powiedziała.
-Z całą pewnością jakieś gówno.-Kręcę głową.Nawet mnie nie wysłuchali.Nawet nie kazali przedstawić mojej wersji.Zawsze muszę być ta najgorsza.
-Dlaczego Nathalie?
-Zdzira wyzywała Kirę od suk!-Pochylam się w jej kierunku,ze złością w oczach.-Nie pozwolę by takie gówno jak ona,mówiło takie rzeczy.-Szepczę.
-Widocznie miała ku temu powody,Nathalie.-Mówi poważnie.
-Że co kurwa!?-Wstaję gwałtownie z kanapy,a mój oddech jest głośniejszy.Już trzeci raz słyszę taką rzecz na temat Clar.I gdyby nie to,że jest moją siostrą zapewne podzieliłaby los zdziry Gabrielli.
-Słuchaj,nie jesteś święta Nat.Pijesz,palisz,pewnie bierzesz narkotyki.Skąd mam pewność,że jesteś jeszcze dziewicą? Pewnie robisz to dla zabawy z kim popadnie.
Dławię się powietrzem.To tak jakby ktoś wbił mi nóż w brzuch.
A później go wyjął.Pomału i boleśnie.
-Kira z pewnością nią nie jest.-Uśmiecha się ironicznie i wydawać by się mogło,że już nie potrzebuję więcej.
I nie potrzebowałam. Patrzę na rękę i rozprostowuję palce,czując jak pieką od mocnego uderzenia.
-Nie będę pokazywać palcem,kto lizał się z przyjacielem swojego chłopaka.-Mój wzrok opuszcza czerwoną rękę.Rozprostowuję palce,które pieką od siły uderzenia.Patrzę na nią lodowato.I nawet nie rusza mnie jej przerażone spojrzenie.I ręka przyłożona do piekącego policzka.-Jedyną dziwką w tym pokoju jesteś ty.Siostrzyczko.
Wychodzę z domu,nie przejmując się czymś takim jak płaszcz.
I mam takie pytanie,które dzień w dzień mnie nurtuje.Czy inni oszaleli,czy to ja wariuje?

15 komentarzy: