-Kiedy Liliane
przyjeżdża?-Poprawiam się na kolanach chłopaka i zakładam ręce za jego
szyje rozkoszując się ciepłymi promieniami ogrzewającymi moją twarz.Nie
byłam przyzwyczajona do słońca.W Londynie ciągle padało,albo było po
prostu zimno.Cieszyłam się każdą minutą uczucia ciepła.To była dobra
pogoda na spacer.Na piknik.Na siedzenie z Niall'em w parku.
-Za trzy dni.
-Czyli cały weekend bajle bajle?-Porusza
dwuznacznie brwiami na co tylko wybucham głośnym śmiechem.Lubiłam
spędzać z nim czas.Chyba on jako jedyny nie krytykował mojego
zachowanie.Nie czepiał się,że palę,piję czasem ćpam.Lubiłam go.Lubiłam
jego niebieskie oczy,które zawsze kojarzyły mi się z wodą lub niebem i
to,że zawsze mógł mnie rozśmieszyć.Jego gładkie dłonie.Jego całego,a
najbardziej to,że ze mną był.Nawet w najmniejszym stopniu nie
przypominał moich pozostałych znajomych.Oni byli puści,byli ćpunami
albo pijakami i mieli czarną listę nałogów.Byli niegrzeczni i chorzy i
pewnie dlatego tak bardzo ich lubiłam,ale lubiłam też Niall'a.Był moim
aniołem,jasnością,promykiem nadziei wśród mroku.Przejeżdżam szorstką
dłonią po jego białym policzku.
-No pewnie.-Zsuwam się z
jego kolan i odpalam papierosa czarną zapalniczką,którą ukradłam
Zayn'owi.Jego najdłużej wytrzymywały,a w moich jak na złość zawsze
kończył się gaz.Spojrzałam na nią.To było jakieś fatum dotyczące
zapalniczek.
-Co z Clar?
Zaciągam się mocno i
wypuszczam dym przez nos.Nie chciałam o niej gadać,nawet o niej
myśleć,chociaż tego nie dało się powstrzymać.Robiłam to ciągle,ciągle
mała czarna Clar mieszkała w mojej głowie.
To mogło stać się obsesją.
-Nic.Wczoraj u niej byłam.
-I jak?-Krzywię się,jakby jego pytania sprawiały mi ból.
Wiem,że mogę mu
powiedzieć,że się zjarałyśmy i nie można było z nią normalnie
porozmawiać,ale nie chcę mu tego mówić.To było głupie z mojej strony,że w
ogóle dzieliłam się z nią trawką. Nakręciła się jeszcze bardziej.
Przymykam powieki.
Byłam naprawdę złą przyjaciółką.
-Sam wiesz Niall.-Spuszczam głowę,kiedy słyszę jak wzdycha zrezygnowany.Martwi się o nią,chodź nie zna jej za dobrze.Jest dobry.
-A może pomógłby jakiś psycholog?
-No co ty.-Parskam,rzucając niedopałek na chodnik.Zgniatam go vansem.-Ona nigdy się na to nie zgodzi.
-Chociaż z nią pogadaj.
Unoszę głowę do góry patrząc w słońce.
Może to nie był taki najgorszy pomysł.
*
-Nie jestem żadną
pieprzoną psycholką!-Widzę jak wazon roztrzaskuje sie o
ścianę.Wiedziałam,że będzie źle,byłam na to gotowa,ale postanowiłam
zaryzykować.-Nie spodziewałam się tego po tobie.Myślałam,że jesteś wobec
mnie najbardziej lojalna.Po wszystkich,tylko kurwa nie po tobie.
Siadam na sofie i
śmieję się głośno.Bawi mnie to jak bardzo wybucha,i z jakiegoś powodu
jestem zadowolona,że pokazała jakiekolwiek emocje poza pustką.Nie
mówiła prawie nic,a kiedy wspomniałam o psychologu...no,z resztą co tu
mówić,chyba sami widzicie.
-Nie bądź
głupia.Przecież wiesz,że sobie nie poradzisz.-Mówię w końcu,zakładając
nogę na nogę.Jej usta zaciśnięte są w wąską linię,jakby sama siebie
powstrzymywała przed powiedzeniem czegoś nieprzyjemnego w moim
kierunku.
-Zamknij się.
Zaciskam mocno
zęby,kiedy na mnie krzyczy.Wielkie dzięki Niall za wysłanie mnie
tutaj.Nie wiem,jak mogłam się zgodzić na coś takiego.Ach no tak.W końcu
ta pieprzona psycholka jest moją najlepszą przyjaciółką.Kto jak nie ja
ma ją wyciągnąć z tego bagna? Taka już dola przyjaciół psychopatów.
Nic na to nie poradzisz.
-No i co Clar?
Zajaramy sobie i na chwile będzie dobrze,a później znowu będziesz cięła
swoje łapy.-Warczę,wstając z siedzenia,a ona naciąga rękawy w
dół,myśląc że nie widzę jej ran.Przełykam gorzką ślinę.Nie sądziłam,że
posunie się do czegoś takiego.Nie moja silna Clarissa.Każdy,ale nie
ona.-Jeżeli nie pójdziesz ze mną do psychologa to powiem twojej mamie o
kolekcji żyletek w twojej szufladzie,a ona wyśle cię do
psychiatryka.Bo tym właśnie jesteś teraz.Psycholką.
-Jak śmiesz?!
-Przestań.
To nieprawda.
Nigdy w życiu bym na nią
nie nakablowała,ale wiem,że muszę podać jakieś argumenty,bo nic z tego
nie będzie.I faktycznie już po chwili maszeruje do łazienki z wściekłą
miną,a ja podchodze do szafy żeby wyszukać jej jakieś ciuchy.Uśmiecham
się pod nosem.I wiem,że wygrałam.
-Ile znałaś się z Nickiem?-Trzydziestoletnia-jak na moje oko-blondynka,wygodniej rozsiada się na skórzanych biurowym fotelu.
-Z jakieś kilka
miesięcy.-Mruczy cicho Clar nawet na nią nie patrząc.Bawi się swoimi
palcami,wyginając je w najróżniejszy sposób.Nie chciała tu być,to było
jasne.Krępowała się,to było widać,ale sądziłam że to było jej
potrzebne.Ona pewnie gdzieś w środku też to czuła,ale rzecz jasna by
się do tego nie przyznała.
-Zmuszał cię do seksu?
Ciemnowłosa patrzy na
mnie,jakby szukała odpowiedzi na mojej twarzy, a później opowiada jej
jak Nick naciskał na seks,a kiedy się nie godziła stawał się
brutalny.Nie słucham jej,tylko co chwilę sie uśmiechałam,albo smyrałam
palcami po dłoni.Blondynka tłumaczy jej,że to nie jej wina,a ona wydaje
się jej wierzyć,ale mogę się mylić.Gadają jeszcze chwilę a potem
umawiają się na kolejne spotkanie.I to tyle.Później wychodzimy.
-Kocham cię najbardziej
na świecie.-Śmieje się wpatrując w gwiazdy.Śnieg stopniał,a my możemy
położyć na suchej trawie i pooglądać gwiazdy.
-Ja też cię kocham Clar.-Zaciągam sie papierosem,wypuszczając po chwili gęsty dym z ust.-Polubiłaś panne Melanie?
-Oj tak.-Przyznała również zapalając swojego papierosa.-Będę u niej częstym gościem.
-Myślę,że raczej nie będę ci tam potrzebna.
-Nie.-Kręci głową, wypuszczając dym.-Dam sobie radę.
-To świetnie.-Wyrzucam niedopałek papierosa gdzieś przed siebie i podnoszę się szybko z trawy.
-Czas iść do domu.
Zajmuje nam to długie kilkanaście minut,bo Clar co chwilę przystaje,żeby pooglądać niebo.
-Dziękuje Nathalie.-Jej
mama przytula mnie mocno,a ja wiem że powstrzymuje się od
płaczu-Dzięki tobie wróci do normalności.I wszystko będzie dobrze.
-Polecam się na
przyszłość.-Uśmiecham się szeroko,spokojna, odchodząc lekkim krokiem w
ciemność.Czuję jeszcze przez chwilę jej wzrok na sobie,ale później
zamyka drzwi frontowe.
Szybko wyciągam paczkę papierosów z kieszeni kurtki i natychmiast wkładam jednego do ust.Jak na razie koniec problemów.
****
-Jak wyglądał twój
pierwszy raz Zayn?-Zaciągam się jointem,czując jak narkotyk pomału
zaczyna na mnie działać.To było lepsze niż papierosy,wódka niż najlepsze
wino.Czułam,że wszystkie problemy znikają.
-Wiesz.-Chłopak również zaciąga się swoim papierosem,wypuszczając gęsty dym z ust.-Długo by opowiadać.
-Mamy czas.-Wyszczerzam się,czując jak dym wdziera się do moich płuc drażniąc drogi oddechowe.
-Dobra,więc.-Podnosi się
do pozycji siedzącej, i wkładając jointa między zęby,zawiązuje
sznurówkę białego supra.Po chwili,znowu kładzie się na łóżku,tuż obok
mnie.-Zawsze miałem powodzenie u dziewczyn.Z resztą chyba już to
zauważyłaś.-Parska zaciągając się dymem.Idę w jego ślady.-Nawet
nauczycielki zauważały moją urodę.Wystarczyło zrobić słodkie oczka,ładny
uśmiech żeby zdać.To było tak banalne,takie proste.-Kręci głową,a ja
wyczuwam w jego głosie tak wielką kpinę,jakby właśnie śmiał się z tych
wszystkich naiwnych idiotek,które zaciągnął do łóżka.Patrze na jego
tatuaże,na usta które mówią,słucham jego zachrypniętego głosu.Jest tak
niesamowicie inny od wszystkich ludzi.To tak przyjemne spędzać z nim
czas i móc go dotknąć.Wiem,że jestem od niego absolutnie
uzależniona.-Sophe,była nauczycielką języka angielskiego.Była idealna do
łóżka.Piękna i młoda.I chętna.Bardzo.Marzenie każdego młodego
chłopaka.Spodobałem się jej.Bardzo.A,że się z tym zbytnio nie
kryła,wiedziałem że mogę w każdej chwili z łatwością ją
uwieść.Boże,cukiereczku,żebyś ty wiedziała jakie ona miała usta.-Jęczy
gardłowo zerkając na mnie.Śmieję się głośno, wyrzucając spalonego
blanta.Wszystko wydaje się w tej chwili zabawniejsze niż
zwykle.-Zrobiliśmy to na długiej przerwie,w jej klasie.Nie ukrywam,że
taki obrót sprawy przypadł mi do gustu,tym bardziej,że mogłem ją
szantażować,gdyby nie chciała przepuścić mnie do następnej klasy.
-Ty potworze.-Przewracam teatralnie ciemnymi oczami.
-Taa..cały ja.-Również wyrzuca blanta,obejmując mnie mocno ręką w pasie.Kładę głowę na jego klatce,patrząc w sufit.
-Jestem szczęśliwa.-Przyznaję,nie wiem dokładnie po co.-A ty?
-Ja?-Jego lewy kącik ust delikatnie rozciąga się w uśmiechu.-Tak.Jestem szczęśliwy.
I leżeliśmy i
milczeliśmy całkowicie odprężeni po narkotyku.I byliśmy przytuleni i
szczęśliwi i uśmiechnięci.I nie mieliśmy już problemów,bo one znikały
jak bańki z mydła.I oddychaliśmy spokojnie i patrzyliśmy w sufit,jakby
było na nim coś naprawdę ciekawego.Nikt z nas nie chciał przerywać tej
ciszy,ale ktoś ją przerwać musiał.
-Wiesz dlaczego z tobą
zerwałem Nathalie?-Poruszam się niespokojnie,czując jak wbija palce w
moją skórę na biodrach.Och...czyżby Pana Skurwysyna Malika,naszła ochota na zwierzanie?
-Nie mam pojęcia.-Parskam,uśmiechając się sztucznie.-Bo ci nie dałam?
-Też.-Śmieje się
głośno,nawet nie próbując ukryć tego,że go rozbawiłam.-Ale chodzi mi o
to,że z czasem poczułem przy tobie to,czego nie odczuwałem przy
innych.Lubiłem cię,rozumiałaś mnie jak nikt i myślę,że mógłbym się z
tobą zaprzyjaźnić a ta przyjaźń byłaby bardzo ciekawe.Zależało mi na
tobie cukiereczku.Nie mogę powiedzieć,że cię kocham,bo to nieprawda.Ale
zarazem nie mogę powiedzieć,że tylko cię lubię.Bo to coś o wiele
więcej.Próbowałem ustalić co to za uczucie,ale w całym pieprzonym
słowniku nie ma takiego słowa ,którym cię darzyłem i darze dalej.I nie
wiem co zrobić,bo ty mnie nienawidzisz,ale jedno jest pewne.
Mój oddech staje się płytszy przez to co powiedział.Uchylam usta.
-Co jest pewne? –Wtulam się bardziej w jego szyje,na co tylko wzdycha.Tak pięknie pachnie.
-Że muszę znaleźć te słowo.Muszę je znaleźć,bo chce żebyś je ode mnie usłyszała.