Otwieram oczy,przecierając je zwiniętymi w pięści dłońmi.Spoglądam za okno,a z moich ust wychodzi jęk niezadowolenia.Pada.Wstaję z łóżka,uprzednio zsuwając ciepłą kołdrę z nóg i rozciągam się leniwie podchodząc do okna.Kładę dłoń na szybie,przejeżdżam opuszkami palców po jego chłodnej powierzchni,rokoszuję się chłodem,rozkoszuję się śniegiem.Uwielbiałam śnieg.Większość ludzi go nienawidziło,nie wiedziałam dlaczego.Był piękny był zimny i przypominał słodki puszek.To jak spadał z nieba,jak przykrywał ziemię,trawę,chodniki,drogi.Drzewa.Wszystko wydawało się bajkowe,dopóki go nie dotknąłeś.I nie poczułeś jak brudny jest.Stawiam krok w kierunku drzwi,odrywając wzrok od obrazu za oknem.W łazience myję twarz zimną wodą i patrzę na swoje odbicie w lustrze,które nie powala na kolana.Nie wiedziałam,że będzie aż tak źle.Cienie pod oczami krzyczą,że nie spałam całą noc.Na wardze jest strupek z zeschniętej krwi.Oblizuję ją i schodzę na dół,gdzie spotyka mnie niemałe rozczarowanie.Jestem sama,znowu.Co prawda Lil mówiła,że nocuje u koleżanki,ale samotność daje mi się we znaki,kiedy przeżuwam spalonego tosta i nie mam do kogo otworzyć buzi.Czuję okropny smak spalonego chleba i krzywię się lekko.Moje życie naprawdę nie jest cudowne.Musze zapalić.
Spóźnianie na autobus jest dla mnie na porządku dziennym.Niemal codziennie przytrafia mi się coś takiego i może nawet nieświadomie wlekę się niczym ślimak.Wypuszczam dym ze skręta i zagryzam mocno wargę.Nie wiem,czy iść na choćby dwadzieścia minut lekcji.Prycham pod nosem.Kompletnie się nie opłaca.Siadam na ławce i rozkoszuję się ciszą z mocnym papierosem w ręku.Tak bardzo uwielbiam takie momenty.Tylko ja skręt i kompletnie nic prócz ciszy. Przeklinam pod nosem,wyjmując komórkę z kieszeni.
-Czego?-Warczę do aparatu.Patrzę jak śnieg pruszy na moje dżinsy,na włosy,wysuwam język żeby go posmakować.
-Taa, mi też miło cię słyszeć Nathalie.
Przymykam na moment powieki,jakbym chciała się uspokoić.
Przymykam na moment powieki,jakbym chciała się uspokoić.
-Czemu do cholery , nie jesteś na lekcji Kira?
-Y..o to samo mogła bym zapytać ciebie? – Na jej słowa
jęczę głucho.
-Spóźniłam się na autobus.-Wstaję z ławki i kopię z całej siły kamyka
leżącego na drodze.
- Palisz.-Śmieje się.
- Kira, kurwa jesteś pijana czy co? Won na lekcje!
- No co ty! – Podnosi głos,przez co jestem zmuszona odsunąć komórkę od ucha.Naprawdę.Naprawdę nie jestem głucha.- Gdzie jesteś?
- Obecnie idę przez park. – Oświadczam obojętnie,biorąc kolejnego
bucha .
- To świetnie.Nie ruszaj się.Zaraz do ciebie przyjdziemy.-Chichocze cicho.
- Przyjdziemy? Jakie ,,my” Kira! – Krzyczę do telefonu,jednak
odpowiada mi cisza.Cholerna Kira.Siadam na mokrej ławce,kończąc papierosa po
czym wyrzucam filter,gdzieś
przed
siebie.Już po chwili brunetka pojawia się przede mną,miętosząc rękaw nieznanego mi chłopaka.Ach,myślę,taksując go uważnym wzrokiem.To jest ,,my".
- No cześć.- Obdarza mnie przelotnym całusem w usta, po
czym zwraca wzrok na tego obok niej. Także
na niego patrzę.Na głowie kręcone włosy,a błękitna
koszula,znajdująca się pod rozsuniętą kurtką, opina mięśnie jego klatki piersiowej.Jest naprawdę przystojny.Zastanawiam się czy nie jest mu zimno.Ale kiedy patrzę na to jak jego skóra jest ciemna,wiem że nie jest z tych stron.Choćby nie wiem co,nie opaliłby się tutaj.Chyba,że to jego naturalna karnacja,w co szczerzę wątpię.
- Jestem Harry.- Wyciąga rękę w moim kierunku uśmiechając
się słodko, przez co w policzkach
pojawiają się dwa małe wgłębienia.
- Nathalie.- Chwytam ją ,ściskając lekko.Jest miła w dotyku i słodko ciepła.- Miło mi.
- Uwierz,mi bardziej.-Chichocze lekko,a ja czuję jak
pieką moje policzki.Jak zwykle muszę się zarumienić. Nienawidziłam tego.
- Harry,jest moim kuzynem i przyjechał mnie odwiedzić. –Tłumaczy Kira lekkim tonem,ignorując naszą wymianę zdań.Wiedział,po prostu byłam pewna na stówę,że nie jest stąd.
- Tak.Bardzo stęskniłem się za moją kuzyneczką!
- Rozumiem,że dzisiaj nie masz zamiaru odwiedzić szkoły.-
Zgaduję zwracając się bezpośrednio do brunetki.
- Nie ,, ja” tylko ,,my” nie mamy zamiaru odwiedzić dzisiaj
szkoły.-Patrzę na nią przez chwilę,a potem zerkam na jej kuzyna,który cały czas się we mnie wpatruje,jakby czekał na moją reakcję,która jest nijaka.I tak nie miałam ochoty iść dzisiaj do szkoły.Ani dzisiaj,ani jutro,ani nigdy.
Przenosimy nasze małe spotkanie do miejsca,gdzie sprzedają najlepszą czekoladę w całym Londynie.
- Tu jest zdecydowanie sto razy lepiej.- Stwierdza lokowaty
upijając trochę czekolady z brązowego kubka.Zerkam za okno,zaciskając palce na moim gorącym kubku i zastanawiam się,czy śnieg przestanie padać.Zwykle nie bywa tutaj aż takiej mroźnej zimy,jest po prostu śnieg,który przypomina bardziej błoto,jest go mało,popruszy na choinki a potem się roztopi.Najwyraźniej matka natura postanowiła zaszaleć.
- Zgadzam się. – Kiwam głową biorąc w rękę
łyżeczkę.Zerkam na kubek mojej przyjaciółki . Jej czekoladę jeszcze
pokrywa bita śmietana z brązowym cukrem i polewą. Niestety ja swoją już wypiłam.
Obracając łyżeczkę w palcach zwinnie zgarniam nią trochę śmietany z kubka
przyjaciółki. Ta odrywa wzrok od telefonu po czym z jej ust ucieka jęk
niezadowolenia.
- To niesprawiedliwe.- Fuka wyginając usta w podkuwkę. –
Zaskarżę cię.
- Powodzenia.-Salutuję łyżką śmiejąc się,jak wariatka. Po
chwili dziewczyna wraz z Harrym dołączają do mnie i cała cukiernia jest wypełniona naszymi śmiechami.
- Ja. – Harry wypina dumnie pierś.- Ja będę świadkiem.
- Po której stronie będziesz?
- No jak to po której? – Przewraca oczami,jak by to była
najbardziej oczywista rzecz na świecie.- Po stronie bitej śmietany! –
Wykrzykuje.
- Zdrajca! –Wołamy i parskamy śmiechem.
***
Opieram się o zagłowię kanapy,marszcząc brwi,kiedy mój wzrok ponownie spotyka się z ekranem telewizora.Dalej nie mogę uwierzyć,że wybrałam tak badziewny film. Uśmiecham się ironicznie,gdy chłopak naiwnej laski właśnie obraca jej przyjaciółkę.Zaraz..a ona w tej chwili,nie uprawia seksu ze swoim przyjacielem? Łapię się za czoło.Pogubiłam się.Nigdy nie byłam dobra w rozkminianiu zawiłych fabuł.Wiem jedynie,że każdy tutaj zdradza każdego.To chyba powinno mi wystarczyć,no nie?
Rozglądam się po pusty,ciemnym mieszkaniu ze smutkiem stwierdzając,że jestem sama.Liliane...chyba nie wiem gdzie jest,a nawet gdybym wiedziała,to nie miałoby najmniejszego znaczenia.Wolałam się do niej nie odzywać,niż znowu kłócić.Nie wiedziałam,w którym momencie tak się od siebie oddaliłyśmy.Chyba przesadziłam z tą imprezą tuż po pogrzebie matki.Tak.Trochę tak.
Trochę bardzo nawet.
Zastanawiałam się jak długo będzie się za to na mnie gniewać.Ile można wybaczać takie rzeczy?
Podskakuję,słysząc głośne dobijanie sie do drzwi domu.Łapie mój telefon w dłonie i unoszę brwi.Jest trzecia godzina w nocy? Kto do cholery teraz nie śpi. Jest środa na Boga!
Rozglądam się po pusty,ciemnym mieszkaniu ze smutkiem stwierdzając,że jestem sama.Liliane...chyba nie wiem gdzie jest,a nawet gdybym wiedziała,to nie miałoby najmniejszego znaczenia.Wolałam się do niej nie odzywać,niż znowu kłócić.Nie wiedziałam,w którym momencie tak się od siebie oddaliłyśmy.Chyba przesadziłam z tą imprezą tuż po pogrzebie matki.Tak.Trochę tak.
Trochę bardzo nawet.
Zastanawiałam się jak długo będzie się za to na mnie gniewać.Ile można wybaczać takie rzeczy?
Podskakuję,słysząc głośne dobijanie sie do drzwi domu.Łapie mój telefon w dłonie i unoszę brwi.Jest trzecia godzina w nocy? Kto do cholery teraz nie śpi. Jest środa na Boga!
- Nathalie ,do cholery
otwórz te jebane drzwi! –Słyszę odpowiedź na moje pytanie i nagle wszystko staje się jasne.Podskakuję na kanapie,słysząc jak głośno bije pięściami o drzwi.– Otwieraj. – Wzdrygam się,słysząc jak groźny jest jego głos,a potem przewracam oczami i próbuje wygramolić się spod ciepłego koca.Człapię chwilę do drzwi,a potem je otwieram zastając w progu wyszczerzonego Zayn'a.Unoszę brwi.Wydawał się bardziej wściekły przed kilkoma sekundami,kiedy chciał podziurawić drzwi frontowe.Teraz wyglądał...tak jak zawsze.Jak pieprzony lekkoduch.
- Mogłam się tego spodziewać.-mruczę do siebie,opierając dłoń na biodrze.
- Och...- Sapie,grając zawiedzionego moim zachowaniem.– Przychodzę w odwiedziny,a jedyne co dostaje w podziękowaniu,to twoje wykrzywione w grymasie usteczka..- Cmoka parę razy w powietrzu. Biorę głęboki oddech ,żeby się uspokoić. Od bruneta śmierdzi alkoholem.Wódką i wiem,że to nie jest dobry znak.Nie lubiłam kiedy pił.Trzeźwy Zayn jest nieobliczalny,a o pijanym nie będę wspominać.
- Jesteś zalany Zayn-Stwierdzam obojętnie,przecierając twarz dłonią.
- Oj tam–Macha lekceważąco ręką.-Przesadzasz- Nie
mogę się powstrzymać i kolejny raz wywracam oczami.Przechodzi obok mnie,trącając przy tym ramieniem,a ja nie mogę dowierzać w to co się właśnie dzieje.Mój ex właśnie jest u mnie w domu,w stanie nietrzeźwości,a ja jestem kompletnie sama,środek nocy,ciemność,alkohol w jego organizmie i mózgu,który prawdopodobnie nie istnieje.Patrzę tępo w ciemność.
Jakie jest prawdopodobieństwo,że przeżyję dzisiejszą noc?
Jakie jest prawdopodobieństwo,że przeżyję dzisiejszą noc?
- Co za badziewie–Śmieje się patrząc w ekran
telewizora.Zerkam w tamtą stronę,a potem znowu na niego i sapię cicho.-Dlaczego ja zawsze wybierałem filmy-DOWÓD.- Wykonuje dziwny
ruch ręką kolejny raz chichocząc pod nosem.Kręcę głową,nie dowierzając w jego słowa.Wynocha koleś,bo nie ręczę za siebie.
- Zayn.– Zaczynam wchodząc do pomieszczenia.Nawet na mnie
nie patrzy! Mocno zirytowana jego zachowaniem wyłączam telewizor.
- Ej! – Krzyczy udając oburzenie,jednak po chwil wybucha śmiechem.Boże.Boże.Boże.Czy to dzieje się naprawdę? Nie,na pewno nie,to jeden z moich głupich snów.
- Po co tu
przyszedłeś? –Zadaję pytanie krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej.Zerka
na mnie przelotnie,nie wykazując minimalnego zainteresowania tym co do niego mówię.
- Nie udawaj ,że tak bardzo irytuje cię moja obecność Cukiereczku.
–Macha ręką. Zaciskam mocno zęby starając się nie krzyknąć, po czym liczę w myślach do dziesięciu.
-Pieprzysz Zayn.Jak zawsze pieprzysz.-Sycze prze zęby,wcale nie uspokojona.
- No dobra,Matko Tereso.-
Parska śmiechem. Wstaje z kanapy
zdejmując skórzaną kurtkę ,którą ma na sobie.Przez chwilę jestem zdezorientowana tym co robi,ale tylko przez chwilę.Potem wszystko staje się jaśniejsze niż słońce.Jego biały t-shirt jest splamiony szkarłatną cieczą.Zagryzam wargę.To chyba nie krew.No nie?
Chyba jednak tak.
Chyba jednak tak.
- Kto ci to zrobił? –Dukam zszokowana.
- Ostatnio często się tnę.-Wlepia we mnie spojrzenie,widocznie usatysfakcjonowany tym jak bardzo jestem przerażona,dlatego od razu zmieniam swój wyraz twarzy na bardziej obojętny.Wcale się o niego nie martwię.Bardzo się o niego martwię.WCALE.
- Nie ważne.–Burczę wiedząc,że i tak mi nie powie.Chcę mu powiedzieć,że nie ma tu czego szukać,chcę mu powiedzieć,żeby poszedł do jednej z jego marionetek i to ją poprosił o pomoc,chcę zaśmiać się mu w twarz,uderzyć go dobijając jeszcze bardziej,chcę,tak bardzo tego chcę.
Ale nie mogę.Brakuje mi odwagi,by postąpić tak jak on by postąpił.
Zaciskam palce na udach,a potem zerkam na niego.–Chodź ze mną.- Kiwam na niego wchodząc schodami na górę i kierując się do łazienki.Kręcę głową na swoją głupotę.
Głupia,naiwna ,zakochana dziewczynka.
Słyszę kroki chłopaka tuż za sobą.Czuję jego wzrok śledzący każdy mój ruch, jednak staram sie go ignorować i od razu po wejściu do łazienki, zaczynam grzebać po szafkach szukając apteczki.
Ale nie mogę.Brakuje mi odwagi,by postąpić tak jak on by postąpił.
Zaciskam palce na udach,a potem zerkam na niego.–Chodź ze mną.- Kiwam na niego wchodząc schodami na górę i kierując się do łazienki.Kręcę głową na swoją głupotę.
Głupia,naiwna ,zakochana dziewczynka.
Słyszę kroki chłopaka tuż za sobą.Czuję jego wzrok śledzący każdy mój ruch, jednak staram sie go ignorować i od razu po wejściu do łazienki, zaczynam grzebać po szafkach szukając apteczki.
- Cholera.- Mruczę do siebie,nie mogąc znaleźć zguby.Nie rób tego,nie rób tego,nie rób tego.–Jest.- Uśmiecham się
lekko, wyjmując plastikowe pudełko.
Będziesz tego żałować.
Podchodzę do bruneta patrzącego na mnie z rozbawieniem.Nie wiem co go tak bawi,ale to chyba wina alkoholu w jego krwi,niżeli czymkolwiek innym.Uchylam lekko usta,orientując się w obecnej sytuacji.
Jestem sama (samiuteńka) z pijanych (narąbanym) chłopakiem (moim ex) w łazience.On jest pokaleczony,a ja jestem zdenerwowana i głupia,bo mu pomagam chcoiaż nie zasłużył na to nawet przez chwilę.
Podchodzę do bruneta patrzącego na mnie z rozbawieniem.Nie wiem co go tak bawi,ale to chyba wina alkoholu w jego krwi,niżeli czymkolwiek innym.Uchylam lekko usta,orientując się w obecnej sytuacji.
Jestem sama (samiuteńka) z pijanych (narąbanym) chłopakiem (moim ex) w łazience.On jest pokaleczony,a ja jestem zdenerwowana i głupia,bo mu pomagam chcoiaż nie zasłużył na to nawet przez chwilę.
-Zdejmij koszulkę.- Wydaję polecenie, przygotowując bandaż,wodę utlenioną i maść.
-Cukiereczku..Tyle razy chciałem uprawiać z tobą seks i mi
odmawiałaś, a teraz kiedy jestem ranny tak nagle ci się zachciało?–Rechocze.-No cóż.Kobiety.- Pozwala sobie na komentarz po czym ściąga koszulkę
przez głowę.Odwracam się,mając nadzieje,że moja mina nie wyraża tego jak jego naga klatka piersiowa zrobiła na mnie wrażenie.Jest jeszcze bardziej muskularny niż go zapamiętałam.Chcę dotknąć opuszkami palców,każdego z jego mięśni i zobaczyć czy naprawdę są prawdziwe.Ma twarde ciało :bez grama zbędnego tłuszczu z mięśniami
wyraźnie rysującymi się pod skórą.I tatuaże.Czarny tusz,sprawiający że był jeszcze piękniejszy.Patrzę też na głębokie rany,zastanawiając się co musiał zrobić,by ktoś tak go oszpecił.Nie pytam o to jednak,bo wiem,że i tak nic mi nie powie..
- Zrób zdjęcie. Będzie na dłużej.- Mruczy rozbawiony ten tandetny komentarz.To działa na mnie jak kubeł zimnej wody.Podchodzę do niego starając się patrzeć wszędzie,tylko nie
na jego nagą skórę.Namaczam ściereczkę wodą utlenioną po czym przykładam ostrożnie
do jednej z ran chłopaka. Przygryza wargę,ale nie wydaje z siebie żadnego
dźwięku. Zaczynam powoli obmywać rany z zeschniętej krwi. Jest to bardzo
męczące,zważywszy na to,że natura nie obdarzyła mnie wysokim wzrostem. Muszę
stawać na palcach,żeby do niego dosięgnąć.Chłopak sapie z dezaprobatą widząc moje poczynania,po czym oplata ręce wokół moich ud i jak bym ważyła 20 kilo przenosi mnie, sadząc na
umywalce. Z przygryzioną wargę patrzy mi głęboko w oczy, po czym rozszerza nogi i staje pomiędzy nimi. Jesteśmy zbyt blisko,dlatego lekko go
odpycham, jednak ten opiera obie ręce po obu stronach umywalki stwarzając tym
samym pułapkę.Próbuję nie okazywać oburzenia i przykładam szmatkę do rany przy pępku.Jęczy cicho,a ja patrzę na niego przepraszająco.Czuję jego natarczywe spojrzenie,ale
staram się nie okazywać zakłopotania. Kiedy kończę,sięgam po maść i
rozsmarowuję ją w każdym potrzebnym miejscu. Wodzę palcami wzdłuż jego
brzucha ,a w pewnym momencie słyszę jak cicho dyszy. Podnoszę zdezorientowany wzrok na
jego oczy.Topię się w ich kakaowym odcieniu.Światło sprawia,że wyglądają bardziej jak złote.Gdzieniegdzie znajdują się czarne plamki.Rzęsy rzucają cienie na jego policzki.Zastanawiam się czy bardzo go boli.
- Podaj mi bandaż. -Krztuszę z trudem.Wykonuje moje
polecenie,wciąż patrząc mi w oczy.I ich nie odrywa i nie wydaje się pijany.Dziwnie cichy.Rozkoszuję się ciszą.Chcę zejść,kiedy już kończę,ale on ani myśli przystopować z głupimi gierkami.Próbuję jeszcze raz.Nie udaje się.Nie chcę na niego patrzeć,bo boję się że nie będę mogła się powstrzymać.Że zrobię cos głupiego.Nie odpuszcza. Chcę na niego spojrzeć.Nie patrzę na niego.
- W co ty grasz Zayn? – Warczę smutna zirytowana.– Puść mnie.-Przytul mnie.Kochaj mnie.Kocham cię.
- Wiesz co? –Ignoruje moją prośbę,oblizując dolną wargę.Taak,to było pociągające,teraz możesz mnie puścić Zayn.- Jesteś całkiem w
porządku.
Nie wiem czemu to mówi i czy to jego kolejna gra,ale mnie to wcale nie bawi.
Nie wiem czemu to mówi i czy to jego kolejna gra,ale mnie to wcale nie bawi.
- Dziękuje.- Rzucam z sarkazmem.
- Jesteś trochę inna,niż wszystkie.Trochę mniej irytująca,chociaż za często udajesz taką buntowniczkę.- Przekrzywia głowę
w prawą stronę, jak by chciał dokładniej mi się przyjrzeć.
- I po co mi to mówisz?-Pytam zaciekawiona,mrużąc oczy.- Nie
obchodzi mnie co o mnie sądzisz.
- Chrzanisz.– Zaśmiał się nieszczerze.Ma piękny śmiech.-Kochasz mnie.Tak.Ale nie nienawidzisz.
- Przestań.– Warczę–Nie kocham cię.Wiem,że nigdy tego
nie usłyszałeś od żadnej dziewczyny , ale ja cię nie kocham.-Kocham cię.Bardzo.
- Pocałuj mnie.–Mówi nagle,a ja patrzę na niego jak na wariata.Po co to robił? Bawiło go to? Czy już nie dość mnie skrzywdził? Jest tak okrutny,to aż niewytłumaczalne.-Pocałuj mnie i powiedz ,że mnie nie kochasz.
- To jakiś chory test?-Mruczę,bardziej do siebie niż do niego.Po co mu to?-Przestań.- Powtarzam.Słyszę w swoim głosie nutkę
błagania.To nie miało tak być.
- Nathalie. –Mruczy niewinnie.- Jeden niewinny
pocałunek.Kiedyś to uwielbiałaś.
-To było kiedyś,idioto.-Warczę.-Nie chcę cię całować.-Pragnę cię całować.
-Zrób o co cię proszę , a uwierzę. – Mówi przybliżając
swoją twarz do mojej.Jego oczy są ciemniejsze.Widzę w nich własne odbicie.Mała,głupia dziewczynka.Tak samotna i smutna.- Pokaż ,że mnie nie kochasz.–
Szepcze ,a ja czuję jego poruszające się wargi na moim policzku gdy mówi.To odrażające.To najprzyjemniejsza rzecz. Odsuwa się ode mnie o centymetr,
tylko po to ,żeby spojrzeć mi w oczy. Oblizuje wargę,a ja mimowolnie na nią
spojrzałam. Wiem,że nie będę w stanie się powstrzymać. Pokaż że mnie nie kochasz.
Tego było za wiele.Wpijam się w jego usta jak wygłodniałe zwierzę. Czuję jak
się uśmiecha.Pocałunek przeradza się w coś czego nie mogę określić. Zayn
wkłada chłodne ręce pod moją bokserkę ,kreśląc na moich biodrach wzorki. Napiera na mnie przyszpilając do lustra , które jest za mną i przejeżdża językiem po
dolnej wardze. Lustro jest zimne,ale kiedy całuje moje nagie ramie, robi
mi się gorąco. Ściska jedno z moich bioder,a ja głośno jęczę mu w usta. Wykorzystując
to wpycha język do mojej buzi. Nie pamiętam kiedy ostatni raz czułam jego
smak.Nikotyna,cola,mięta.Cynamon.Cynamon jest moim bogiem,jest wszędzie gdzie on.Kiedy brakuje nam powietrza
odsuwamy się od siebie dysząc.Mierzę go ostrym spojrzeniem.Właśnie,
dotarło do mnie co zrobiłam. Złapałam się w jego pułapkę. Uśmiecha się
zadziornie zarzucając na swoje ciało poplamioną krwią koszulkę i cmokając mnie
na odchodne w usta,po prostu wychodzi z pomieszczenia. Zsuwam się oszołomiona
z białej umywalki i patrzę w lustro. Moje wargi lekko podpuchnięte od
namiętnych pocałunków. Blade policzki zaróżowione a wzrok dziki.Zayn.Czemu tak bardzo cię pragnę?
***
- Masz dobre oceny?-
Nieruchomieję z ostrzem noża przyłożonym do piersi kurczaka na moim talerzu.
Zaciskam rękę na widelcu,aż bieleją mi kostki i wiem,że tym nożem chętnie pokroiłabym kogoś innego... Ta stara wiedźma naprawdę nie ma
innych pytań ?
- Zależy z jakiego przedmiotu.- Odpowiadam wymijająco.
Patrzę w jej ciemne , jak u matki oczy i przykładam widelec do malinowych
ust , zsuwając z niego kawałek mięsa prosto do buzi. Staram się grać,jak
najbardziej pewną siebie przed moją...babcią jeżeli tak można ją nazwać.Zmierzam bez skrępowania jej
twarz wzrokiem. Ma czarne włosy mieszające się z odcieniem siwizny. Wargi, idealnie wykrojone, w tamtej chwili wykrzywione w zimnym uśmiechu. Oczy
czarne niczym węgiel. Bezduszne , jak u szatana.Jak u...matki.
- Ja zawsze miałam problemy z matematyką.-Śmieszy mnie to,że chce nawiązać ze mną jakąkolwiek rozmowę.Ona cała mnie śmieszy.
- Tak.Nathalie,też ma z nią problemy.- Lil zabiera głos
patrząc na mnie uważnie.Boi się,że za chwilę palnę jakieś głupstwo. Pewien
komentarz nasuwa mi się na język,jednak w odpowiednim monecie się w niego gryzę. Nie chcę się kłócić. Nie jest mi to do niczego potrzebne.
- Nathalie.- Powtarza kobieta skupiając na mnie swój
wzrok. –Masz niesamowicie piękne imię.
- Pozwalam go używać,tylko bliskim osobom.Więc proszę, mów
mi Nate.- Mruczę, uśmiechając się niewinnie.
- No tak. – Odkłada sztućce, biorąc kieliszek w prawą dłoń.Jest
koścista a niebieskie żyły ,wyraziste pod bladą skórą. Uchyla naczynie,tak ,że
szkarłatne wino, wlewa się prosto w jej
rozchylone wargi..Są podkreślone czerwoną szminką.Matka też takiej używała.- Najwyraźniej nie jestem dla ciebie nikim
bliskim.
- Najwyraźniej.- Sięgam po swój kubek. Przesuwam palcem
po jego krawędzi i zlizuję czekoladę,którą dostałam.
- Dlaczego nie przyszłaś na pogrzeb matki? –Pyta lekkim
tonem. Wiem jednak,że pod powłoką spokojnej kobiety, w środku wręcz
kipi ze złości.
- Nie widziałam takiej potrzeby.- Oblizuję usta.Czuję na
języku słodki smak czekolady.
- To twoja matka. – Przypomina, jak bym nie miała o tym
pojęcia.- Powinnaś ją szanować.
- Obdarzam szacunkiem ludzi,którzy na niego zasługują.-
Zerkam na jej reakcje z rozbawieniem.- Mamusia najwyraźniej się na niego nie
załapała.
- Jesteś bezczelna! – Wstaje pospiesznie.
- Widocznie to
genetyczne.- Również wstaję, zgarniając z krzesła czarny płaszcz.Nie widzę
potrzeby dalszego siedzenia tutaj i wymieniania z kobietą sarkastycznych uwag.-
Miło było mi cię zobaczyć babciu. – Idę w stronę drzwi,na koniec unosząc dłoń z wystawionym środkowym palcem..- Do następnego!
************
Zapraszam na ask , dla bohaterów : http://ask.fm/MaybeeIloveYouu
CZYTASZ = KOMENATUJESZ
Całuje Nobody :*
Nie widzę tutaj żadnej beznadziei! :*
OdpowiedzUsuńWidzę, że serduszko Natalii szaleje :D
weny weny ;)
:*
UsuńRozdział zresztą jak zawsze cudowny <3
OdpowiedzUsuńSzczerze nie spodziewałam się rozdziału a tu taka niespodzianka! (Takie niespodzianki , to ty możesz częściej robić ) Uwielbiam po prostu Nathalie i jej teksty ;) Ostro pocisnęła babcie ,no ale cóż należało jej się . Bardzoo dobrze ,że w tym rozdziale jest dużo Zayn'a ,bo w twoim opowiadaniu (nie wiem czemu ) wyjątkowo go lubię. Szkoda ,że nie było Niallera no ,ale trudno się mówi. Naprawdę z WIELKĄ niecierpliwością czekam na następny rozdział :)
dziękujee :*
OdpowiedzUsuńWow...
OdpowiedzUsuńNo nieźle!
Uwielbiam Natalii...
Te jej odzywki... Boskie :*
Akcja z Zayn'em była zajebista.
Miałam takie ciarki, że nie mogę...
Zgadzam się z dziewczyną która wcześniej komentowała... Gdzie Nailer?
Mam nadzieje, że nas nie opuścił.
Harry...
Ja się tak nie bawię... Wokoło Natalii kręci się tylu gorących chłopaków...
Też tak chcę...
A Harry jest boski :*
Taki uroczy i wgl.
W ogóle to cię kocham i wielbie za to opowiadanie i czekam na kolejny rozdział...
Pozdrawiam i życze weny.
P.S. Gif z Malik'em jest boski :*
dziękuuje :*
UsuńAh ta wyszczekana Natalii. Co jak co ale jej teksty powalają. Podziwiam. A ta scena z Zaynem w łazience - zajebista! Życzę weny i do następnego rozdziału ! :D
OdpowiedzUsuńBuźka :*
Wow! Nie spodziewałam się rozdziału już na drugi dzień!
OdpowiedzUsuńTa część była super!
Widzę, że pojawiają się kolejni członkowie 1D :)
Ciekawi mnie czy Nate dowie się czemu Zayn był taki zakrwawiony...
Życzę weny i czekam na nexta ^^
genialny kochana :) pisz szybko next
OdpowiedzUsuńHarry i Kira lol.Szkoda że są kuzynami... :-)
OdpowiedzUsuńW sumie ciekawe czemu Zayn jest taki okropny
Zapraszam tez do mnie before-one-direction-ff.blogspot.com