wtorek, 5 stycznia 2016

Maybe I love You.Rozdział 31.

Powodów dla których w nocy nie mogłam usnąć był mnóstwo.Wlewałam w siebie kawę i energetyki kilka razy dziennie.Czemu? Sama nie znałam powodu.Piłam kawę,nie spałam całą noc,a potem znowu piłam kawę.To wydawało się nie mieć końca.Jeżeli nie wypiłam kawy zdarzało mi się zdrzemnąć w szkole,a kiedy ją piłam nie mogłam spać w nocy.
Bądź tu mądrym.
Przekręciłam się na plecy i otworzyłam oczy.Było ciemno,3 w nocy a ja nadal nie miałam ochoty na sen.Najgorsze było to,że jak człowiek nie może spać to myśli i myśli i nie może przestać nawet jeżeli bardzo tego chce.Ze mną było podobnie.Myślałam o wszystkim o Zaynie,co teraz robi i gdzie jest.O Liliane i o jej poczuciu winy.Pewnie teraz siedzi i płacze w swoim pokoju przytulając się do jednej ze skórzanych kurtek Zayn'a i wdychając jej zapach.Skrzywiłam się.Gdyby wiedziała...gdyby wiedziała co on robił.ile razy ją zdradził i nie miał przy tym skrupułów.Bez jakiegokolwiek żalu dla ich związku.Pewnie teraz pieprzy jakąś blondynkę w jednej z kabin klubowych,podczas gdy ona tak bardzo cierpi.Pewnie jest pijany.Naćpany.Pewnie wda się w jakąś bójkę.Narobi sobie problemów.Pewnie nie będzie tego żałował,będzie miał to gdzieś,będzie zadowolony,że znowu kogoś wkurzył,że znowu ktoś przez niego cierpi.Będzie pobity i szczęśliwy bo to idiota Zayn.Nikt go nie zrozumie.Jestem ciekawa czy sam siebie rozumie.Będzie chodził po Londynie,zahaczając o inne kluby i pieprząc każdą marionetkę.Będzie palił.Będzie sobą.
Będzie Zaynem.
Myślę o Kirze i o tym czy jeszcze nie zwymiotowała na dywan w moim salonie.Wiem,że powinnam do niej zejść i zobaczyć jak się czuje,ale nie mam na to siły. Zasłużyła na to,wiedziała,że nie może pić,wiedziała że jest w ciąży,że to może zaszkodzić dziecku.Oddycham ciężko przez nos.Jest bardziej nieodpowiedzialna niż ja.
Chociaż może trochę przesadziłam.
Zamykam oczy starając się usnąć,ale nie mogę.Przez głowę przewija mi się tysiące myśli,o szkole,o nauce,o Kirze,Harrym,Zaynie,Liliane,matce,ojcu,babci o pogodzie,o słońcu,deszczu,o dziecku,które Kira może zabić,o alkoholu który chciałabym mieć w swoich ustach,o Gabrielu.O przyszłości,przeszłości,teraźniejszości.O Casianie,jego czarnych oczach,o marionetkach Zayn'a, o jego ojcu.
Wstaję gwałtownie z łóżka i krzyczę nie mogąc już tego znieść,ale tylko w głowie.Tak naprawdę jedynie przyciskam twarz do poduszki i piszczę w nią,a potem płaczę chcąc,żeby był już ranek.

Otwieram szeroko oczy,słysząc dźwięk dzwonka mojego telefonu i przeklinam głośno mój lekki sen i osobę,która ośmieliła się do mnie dzwonić,akurat kiedy zdołałam zasnąć.Dlaczego nie wyciszyłam cholernego telefonu?
-Czego?-Chrypię,nie otwierając oczu do mojego rozmówcy.
-Hej Nathalie,tu ja Harry.-Unoszę brwi.-Masz dziwny głos,coś się stało?
Prycham,siadając na łóżku.
-Tak jakby.Tylko spałam,nie przejmuj się.-Ironizuję,ale on o tym nie wiem,bo oddycha z ulgą.
-Wybacz,nie chciałem cię obudzić,ale nie miałem pojęcia że o 13 godzinie w poniedziałek jeszcze możesz spać.
Marszczę brwi.13 godzinie? Nie miałam pojęcia..Liliane,powinna mnie obudzić,a tym czasem pewnie sama śpi wyczerpana całonocnym płaczem.
Wzdycham.
-Dzwonisz z jakiegoś powodu Harry?-Wstaje z łóżka kierując swoje kroki w stronę kuchni.Strasznie chce mi się pić.
-Tak,tak.-Wyjmuję wodę z lodówki i odkręcam ją upijając kilka łyków.Jest tak lodowata,że gardło boli mnie jakby było poranione,kiedy ją przełykam.-Chciałbym sie z tobą spotkać.
Krztuszę się wodą.Boże..pewnie chodzi o Kirę,Spoglądam na kanapę w salonie i z ulgą stwierdzam,że śpi jeszcze.Gdyby Harry wiedział co ona wyprawia,zabiłby ją.
-Aha.-Odpowiadam tępo,opierając się o szafkę i upijając jeszcze trochę wody z butelki.
-Chyba,że nie masz czasu..
-Mam.-Przerywam mu szybko.-O piątej,tam gdzie zawsze?
-Jesteśmy umówieni.-I rozłącza się,a ja odkładam telefon na blat.Zerkam  w stronę czarnowłosej.Cholerna Kira,zawsze musi narobić sobie problemów.
Jest gorsza ode mnie.
Dobra,może trochę przesadziłam.Jest tylko odrobinę lepsza ode mnie.
Większą odrobinę.
Połowę?
Nieważne.Podchodzę do śpiącej królewny i podrzucam butelkę wody w mojej ręce a potem nachylam się nad jej ciałem,ustami prawie dotykając jej ucha.
-Wstajemy!-Mój wrzask jest na tyle głośny,że jestem niemal pewna,że  nawet Liliane się obudziła.A ona ma serio twardy sen.Krztuszę się ze śmiechu,a potem wybucham jeszcze głośniejszym,kiedy widzę jak Clar spada z kanapy przestraszona i zdezorientowana.Gdyby ktoś zrobił mi coś takiego na kacu,pewnie bym go zabiła.Opieram się o framugę drzwi,uśmiechając ironicznie.
-No hej.-Widząc mord w jej oczach,chichoczę.
-Jesteś pojebaną suką.-Syczy,pomału podnosząc się z podłogi na łokciach. Parskam śmiechem i rzucam jej butelkę wody,którą łapie.Upija kilka  łyków i dodaje.-Centralnie pojebaną.
-Mam nadzieję,że czujesz się dwa razy gorzej niż wyglądasz,a wiesz mi kochanie.-Podchodzę do niej i pstrykam ją palcem w noc.-Wyglądasz jak gówno.
Upija jeszcze trochę wody i z ulgą opada na kanapę.
-Wielkie dzięki,przyjaciółko.
-Ta przyjaciółka wczoraj wlekła cię dobre trzy kilometry do własnego domu,pozwoliła ci spać we własnym domu,na własnej kanapie,kryła cię przez twoim kochasiem-Moje palce zaczynają kolejno wyliczać.-Dała ci wodę na kaca i...
-Wrzasnęła prosto do ucha,pokazując tym samym jak bardzo mądra jest.-Przerywa mi,znowu odkręcając butelkę wody.Patrzę na to jak pije,a potem idę do kuchni,gdzie nastawiam wodę na dwie kawy.
-To drobiazg.-Przewracam oczami.
-Moja głowa.-Łapie się za skronie.-Pęka,dosłownie pęka.
-Jesteś tak głupiutka.A myślałam,że tylko ja opiłabym się nawet w ciąży.
Unosi brew,podnosząc się z kanapy.
-Wiesz.-Odwracam się w jej stronę z figlarnym uśmieszkiem.-Harry dzisiaj zaprosił mnie na jakąś gównianą pogadankę.Za pewne o tobie.
Prawie wypluwa wodę na podłogę,siadając z wrażenia na krześle barowym,tuż przy wyspie na środku kuchni.Oblizuję suche usta,poprawiając grzywkę.
-Daj spokój,stara.Nie będzie aż tak źle.Dobrze wiesz,że wolałabym umrzeć,niż na ciebie nakablować.
 Kręci pomału głową,a potem zamyka oczy.Jest tak blada,a sińce pod jej oczami są bardziej widoczne niż mogłabym się spodziewać.Krzywię się.To nie jest zwyczajny kac.To kac kobiety w ciąży.Przekichana sprawa.
-Niczego nie rozumiesz.-Odwracam się do niej plecami i wyjmuje kubki z szafki a potem wsypuję do nich kawę.-To jego test.Chce mnie sprawdzić.Nie ufa mi.
Zalewam kawy wrzątkiem i cukruję je,zasysając metaliczne powietrze ustami.
-Dziwisz się mu?-Podaję jej gorący kubek i sama biorę swój.
-O co chodzi?-Mruga zdezorientowana na co jedynie wywracam oczami.Nie kapuje? Nie kapuje,że mogła zabić siebie,dziecko które teraz pewnie cierpi w jej brzuchu? Jak można być tak cholernie pustym?
-Słuchaj,obje wiemy że zachowałaś się jak ostatnia kretynka,sama to przed sobą przyznaj Clar.-Szokujące jest to,że brzmię trochę jak moja siostra.Na tę myśl mam ochotę zwymiotować,ale nie zamierzam ukrywać co tak naprawdę o tym myślę.Ona nie tylko truła siebie,truła też dzieciaka.Jej dzieciaka.
-Słucham?-Mruga szybko oczami jak jaszczurka,a ja już wiem.Wiem,że jest na mnie zła.Trudno.Powiedziałam tylko prawdę.-Co właśnie,kurwa powiedziałaś? Ty? Osoba która upija się średnio kilka razy w tygodniu,kończy w szpitalu na odwyku,pali i ćpa regularnie? Chodzi na pieprzone imprezy w ciągu tygodnia...?
-Przestań Clar.-Odkładam z trzaskiem kubek na blat,a zawartość wylewa się na płytki.-Po prostu kurwa przestań.
-Przestać z czym?
-Z tym całym gównem.-Warczę podchodząc do niej.-Ja kurwa nie zrobiłam sobie dziecka w wieku 16 lat.Ja truję tylko siebie,a nie innego człowieka,które nawet jeszcze nie zaczerpnęło pierwszego oddechu.
Na jej bladych policzkach pojawiają się rumieńce wściekłości,na co oddycham szybciej.Szykuje się.Pieprzona kłótnia w naszym wykonaniu.Kolejna.
-Pieprzona święta Nathalie.-Ironizuje,również się zbliżając,na co parskam sucho.-Od kiedy stałaś się taka poukładana?
-Nie wywracaj kota ogonem,idiotko.-Syczę wściekle.
Uspokój sie.Nie chcesz się kłócić.
 -Schlałaś się wczoraj jak nienormalna i teraz postanowiłaś udawać taką wielce mądrą? Powiem ci,że w ciąży zamiast zmądrzeć stałaś się jeszcze głupsza.
Widzę jak zdenerwowana drapie się po nadgarstku,a potem obdarza mnie chłodnym spojrzeniem ciemnych oczu.
-Myślałam,że jesteśmy przyjaciółkami,że mnie zrozumiesz,a ty wytykasz mi błędy gorzej niż własna matka.
Zagryzam wnętrze policzka,biorąc gorący kubek w ręce,i moczę wargi w parzącej kawie.
-Musisz to zrozumieć,Clar.-Wzdycham odwracając się do niej.Już nie krzyczymy.Patrzymy spokojnie na swoje twarze.Może jednak obejdzie sie bez kłótni.-Nie jesteś w tym sama.Kiedy się upijesz,kiedy zaćpiesz,kiedy będzie jarać.Nie trujesz tylko siebie.Trujesz też twoje dziecko.Wasze dziecko.-Poprawiam sie,upijając kolejny łyk gorącej kawy.-Po prostu...musisz przystopować.Nie mówię to,żeby cie opieprzyć,mówię to bo już nastawiłam się na to ,że będę ćpała z twoim synem.
Kiedy usłyszałam jej głośny,szczery śmiech też nie mogłam powstrzymać nikłego uśmiechu wpływającego na moje poparzone usta.
-Albo córką.
Kręcę głową.
-Nie,nie nie.Lepiej,żeby to był syn.Drugiej Clar nie zniosłabym,na serio.
Uśmiechamy się do siebie,a potem siedzimy i pijemy kawę.
Obeszło się bez kłótni.Na szczęście.


Zaciągam się po raz ostatni a potem rzucam niedopałek papierosa na ziemie.Odchylam głowę do tyłu i uśmiecham się lekko,kiedy promienie słońca muskają moją twarz.Lato zbliża się dużymi krokami.Wakacje z resztą też.Całe szczęście, szczęśliwie udało mi się pozdawać z każdego przedmiotu,prócz francuskiego.No i oczywiście mam nie opuszczać zajęć.Ot co,moje ultimatum na zakończenie ostatniej klasy.Wiem,że dam radę.Musze się jakoś ogarnąć,żeby nie przysparzać Liliane więcej problemów.Zayn'a nie ma dopiero jeden dzień,a ona płacze jakby nie widziała go przez długie miesiące.Krzywię usta w grymasie niezadowolenia.Ona naprawdę go kocha.Uzależniła się od niego,tak jak ja kiedyś.Zayn to narkotyk.Spróbujesz raz,nigdy nie przestaniesz pragnąć..Nigdy nie przestaniesz kochać tego uczucia w tobie kiedy jest blisko.Nie wiedziałam gdzie teraz sie podziewał.W sumie,nawet mnie to nie interesowało.RESET. Udawałam,że mnie to nie interesuje.W środku rozsadzało mnie na myśl o tym,że być może już uciekł.Wiedziałam,że byłby do tego zdolny,mimo wszystko nie chciałam przyjąć tego do wiadomości.
Zaciskam mocno usta w wąską linię i naciskam klamkę kawiarni,a potem pewnym krokiem zmierzam do jednego z wolnych stolików.Podchodzi do mnie przystojny kelner i lustrując mnie wzrokiem formuje na ustach zadziorny uśmieszek.Oblizuję usta.Całkiem niezły.Chyba jest nowy,bo nigdy nie widziałam,żeby tu obsługiwał,a ja jestem częstym bywalcem tej kawiarni.Mają najlepszą czekoladę na całym świecie!
-Co dla ciebie?
-Biała kawa.-Mruczę,unosząc prawy kącik ust w górę,przez co uśmiech wydaje się zadziorny.
-To wszystko?-Czy mi się wydaje,czy jego głos jest niższy?
-To wszystko,złotko.-Puszczam do niego oczko na co jedynie śmieje się cicho i i posyłając mi ostatnie spojrzenie odchodzi.Kładę dłonie na udach i lekko je pocieram.Ciekawe co teraz robi Liliane.Wyciągam telefon z kieszeni i wybieram jej numer.Pierwszy,drugi,trzeci sygnał.Włącza się sekretarka.Próbuję po raz kolejny i jeszcze raz,ale siostra nie odbiera.
-Cholera.-Warczę,odkładając telefon z trzaskiem na stolik.Unoszę wzrok,słysząc jak drzwi kawiarni się otwierają.To Harry.Mierzę go wzrokiem.Wygląda jak zawsze,schludnie i seksownie.Zagryzam wnętrze policzka.Ta czarna idiotka,nazywa moją przyjaciółką,nie wie jakie ma szczęście,że spotkała kogoś tak dobrego.On się o nią martwi a ona urządza sobie jakieś libacje.Idiotyzm.Czysty idiotyzm.Podnoszę się z krzesła,obejmując go lekko i składając lekki pocałunek na jego policzku.Też to robi i zajmuje miejsce na przeciwko mnie.
-Wybacz,że zawracam ci głowę Nathalie.-Mówi ze swoją chrypką w głosie,na co jedynie macham na niego dłonią.Podchodzi do nas seksowny kelner z moim zamówieniem,a Harry zamawia u niego wodę.Lustruję jego bladą twarz wzrokiem,stwierdzając po dłuższej chwili że jego policzki są bardziej wystające.Schudł!
-Co jest,H?
Patrze jak oblizuję nerwowo usta i rozgląda się na wszystkie strony,jakby bał się,że ktoś może nas podsłuchiwać.Zaczynam się poważnie niepokoić.
-Dobrze wiesz Nathalie,co jest.-W jego głosie słyszę nutę żalu,na co jedynie marszczę brwi.-Nie jesteś głupia,widzisz co dzieje się z twoją przyjaciółką.
Nie odzywam się,przypominając sobie własne słowa.
Dobrze wiesz,że wolałabym umrzeć,niż na ciebie nakablować.
Wypuszczam pomału powietrze przez usta.No,niekomfortowa sytuacja.
-Clar straciła zdrowy rozsądek.kompletnie jej odbiło.Rozumiem,że hormony i tak dalej,ale żeby aż tak szaleć?
Drapię się w tył głowy.Hormony.Nie można zganiać wszystkiego na hormony.Cholerni mężczyźni nigdy niczego nie czają.Oni też mają hormony i jakoś się tego nie czepiamy.
-Słuchaj Harry.-Zamykam oczy,a potem znowu je otwieram zastanawiając się co mogłabym mu powiedzieć.-Czego ode mnie oczekujesz?
-Sam nie wiem.-Wzrusza ramionami zerkając na kelnera,który stawia przed nim wodę,a potem odchodzi.Patrzę na moją kawę i mrużę oczy kiedy widzę karteczkę z numerem telefonu pod filiżanką.-Nie daję sobie z nią rady,naprawdę.
Ukrywa twarz w dłoniach i kręci głową,przez co jego loki lekko sie unoszą.Robi mi się go żal.On pracuje i jakoś oswaja się z myślą o przyszłym ojcostwie a ona..ona robi coś takiego.Nie rozumiałam jej.Miała wszystko,nie doceniała tego.
-Ona..ja..gadałam z nią dzisiaj.-krztuszę cicho.Nie kabluję na nią,tylko mówię jak jest.Nie powiedziałam niczego co mogłoby sprawić,że byłaby na mnie zła.
Jeszcze.
Unosi na mnie swój wzrok,a ja widzę że jego brwi są zmarszczone.
-Była dzisiaj u ciebie? Miała się przecież nie ruszać z domu!
Unoszę brwi,drapiąc się mocno po policzku.
-Harry?-Oblizuję dolną wargę.-Nocowałeś wczoraj w domu?
Bierze szklankę wody w ręce i upija z niej łyka,co po chwili robię i ja ze swoją kawą.
-Nie.-Wzrusza ramionami,jakby zawstydzony.-Nocowałem u kolegi.Pokłóciliśmy się,więc po prostu wyszedłem.
Dlatego się upiła,przemknęło mi przez myśl.
Przypomniałam sobie,jak na niego narzekała,że ją wykończy zanim urodzi i zdałam sobie sprawę,że to nie on ją wykończy,ale ona jego.
-Clar też nie nocowała w domu.-Wyznaję,ale powstrzymuję samą siebie przed wypowiedzeniem całej prawdy.-Ona..była podłamana no i wiesz.Przyszła do mnie.
Całkowicie upita,dodaję w myślach.Nie jestem kablem,nigdy nim nie będę.
-O czym gadałyście?
-O niczym konkretnym.-Kłamię po raz kolejny.Idzie mi to tak gładko,jakbym była samym Zaynem,który umie ułożyć beznadziejną historyjkę w zaledwie kilka sekund,a i tak każdy mu wierzy.Ludzie byli ślepi.Nie widzieli prawdy.-Coś tam gadała o tym,że się żrecie no i..powiedziałam żeby przestała się nad sobą użalać,że ma dziecko,powinna być silna.-Wzruszam obojętnie ramionami.-I inne bzdety.
-Żremy się?-Prycha kpiąco pociągając kolejnego łyka ze szklanki.-To za mało powiedziane.My się kłócimy 24 na dobę i szczerze mam już tego serdecznie dość.
Podskakuję na siedzeniu,a potem przysuwam twarz bliżej niego.
-Nie mów tak,nie możesz tak mówić Harry.-Kręcę głową.-Macie dziecko,musicie jakoś to przetrwać,pogadam z nią znowu jeżeli będzie trzeba,ale nie zostawiaj jej.
Prawię go błagam,na co patrzy na mnie jakby sceptycznie nastawiany na cały pomysł  dalszego związku z Clarissą.
-Porozmawiasz? Nathalie,ona nie ma pięciu lat.Powinna zdać sobie sprawę z tego co robi.I komu to robi.-Podnosi się z siedzenia a ja patrzę na niego tępo.-Pieprzy sobie życie,na własne życzenie.-Całuje mnie w policzek a potem wychodzi uprzednio płacąc za moją kawę i swoją wodę.
Patrzę w okno,zaciskając palce na brzegu drewnianego stolika a potem zdmuchuję  ozdobną świeczkę,która na nim stoi..Cholerny Harry.Cholerna Clar.
Cholerna miłość.


Kreślę jakieś beznadziejne ślaczki na końcu zeszytu,a potem w złości piszę pieprzyć wszystko,dużymi literami,dziurawiąc kartkę w niektórych miejscach.
Muszę siedzieć z głupimi kujonkami na historii w taki ciepły dzień,bo inaczej mogę pożegnać się ze zdaniem do następnej klasy.Moja frekwencja jest naprawdę słaba,opuściłam dużo godzin i podczas kiedy wszyscy uciekają z lekcji,bo mają już wystawione oceny ja muszę tu gnić i na te myśl,aż szlak mnie trafia.Rozglądam sie po klasie i zauważam jeszcze kilka plastikowych idiotek,które chichoczą do siebie,malując paznokcie.Przewracam oczami.Naprawdę nie mają co robić,tylko zanieczyszczać powietrze smrodem ich pieprzonych lakierów.Wyciągam elektryka z kieszeni,mając gdzieś że nauczyciel siedzi przede mną.I tak ma nos w dzienniku.Zaciągam się mocno,a potem wypuszczam gęsty dym tworząc z niego kółka.Olejek pali mój język na co się krzywię.Wolałabym zwykłego papierosa,ale chyba to już byłaby lekka przesada.Oblizuję słodkie usta,później znowu się zaciągając.Dwie dziewczyny,patrzą na mnie i uśmiechają się przyjaźnie widząc co robię,na co marszczę brwi,lekko odwzajemniając ich gest.Patrzę w stronę okna wydmuchując dym w tamtą stronę,,,Uważaj" Słyszę cicho i marszczę brwi w dezorientacji.,,Schowaj papierosa" Robię co każe głos ,co okazuje się dobrym pomysłem bo nauczyciel patrzy w stronę mojej ławki.Na szczęście nie zauważa elektryka.Podnosi się z krzesła i wychodzi z klasy,a ja ponawiam poprzednią czynność.Rozglądam się po klasie,znowu dostrzegając dziewczyny.Patrzą na mnie chichocząc,ale nie jest to drwiący chichot,raczej pełen aprobaty.Orientuję się,że to one uratowały mi tyłek.
-Dzięki laski.-Dmucham w ich stronę dymem,a one śmieją się głośno i podchodzą do mojej ławki,siadając przede mną.
-Jesteś zajebista.-Mówi jedna z nich.Lustruję ich sylwetki wzrokiem a potem uśmiecham się lubieżnie.Są ładne.Jedna z nich ma krótkie,kręcone rude włosy i ciemne oczy.Na bladych policzkach widać piegi,które sprawiają że jest bardziej urocza.Jej przyjaciółka jest brunetką i ma niebieskie oczy,podobne do tych Niall'a.Są niskie i wyglądają na miłe,nie zauważyłam ich wcześniej.W ogóle,co takie osoby jak one,robią tutaj?
-Widziałyśmy ostatnią akcję ze słynną ofiarą losu,biedną Gabriellą Locwood.
-Nieźle jej dowaliłaś.
-Pokłony.-Ruda kłania się teatralnie wzdychając,na co dmucham w nią słodkim dymem.Orientuję się,że one tak samo jak ja nie znoszą Lockwood,przez co jeszcze bardziej zyskują w moich oczach.
-Dzięki słońca.
Śmieją się,zerkając w stronę pustych laleczek, co i ja robię  po chwili.Patrzą na nas z minami,które chyba powinny być groźne.Śmieszne jest to,że wyglądają jak jakieś pieprzone klony.Te same czerwone usta,wytuszowane rzęsy i za dużo pudru,który nawet nie jest rozsmarowany na twarzy tak jak trzeba.Krzywię  się mimowolnie.Obrzydlistwo.
-Jestem Sunny.-Odpowiada ruda,wyciągając dłoń w moją stronę.Ujmuję ją,zauważając że te imię do niej doskonale pasuje.Promienieje jak słońce i jest śliczna ja ono.
-A ja Olivia.-Przyjmuje dłoń ciemnowłosej.Olivia.Oliwkowa cera,delikatna i słodka.Dobrały się,nie ma co.
-A ja Nath..
-Wiemy kim jesteś.-Przerywa mi Sun,na co marszczę brwi.
-Każdy wie,kim jesteś.-Mówią chórkiem.Opieram sie o krzesło,zaciągając się elektrykiem.
-Dlaczego?-Mówię bardziej do siebie niż do nich,ale odpowiadają.
-Jesteś jedną z najpopularniejszych lasek w szkole.
Przełykam głośno ślinę,zdezorientowana.Nigdy się nie zastanawiałam nad tym co myślą o mnie ludzie w szkole.Mało ktokolwiek z niej mnie obchodził,miałam przyjaciół głównie starszych,którzy albo ukończyli szkołę,albo chodzą do  innej.Odstawiałam za to wiele razy rzeczy,których czasem się wstydzę.Nie wiedziałam,że mam obserwatorów,że kogoś może obchodzić co ja,Nathalie Green, wyprawiam,jak pieprzę sobie życie,jak bardzo dyrektorka mnie nienawidzi.
-Serio?
-Raczej.-Olivia robi dziwny gest dłonią na co śmieję się cicho.-Jeszcze po tej akcji z Gabriellą.Byłyśmy przy tym.Należało się jej za to co powiedziała o Clar.
Rozsiadam się wygodniej na miejscu.Clar.Hm..znają ją dobrze? Ciekawe czy i ona ich zna.
-Mam przez tą sukę poważne problemy.-Oznajmiam chłodno, przenosząc wzrok na blondynkę,która też na mnie patrzy.Kiedy nasze spojrzenia się krzyżują,widzę w jej oczach strach na co uśmiecham się ironicznie.-Ale bez obaw,załatwię to.
-Raczej,że załatwisz.-Sunny kiwa głową,jak posłuszny piesek.Nie wiedziałam,że zapoznam nowych znajomych tuż przed zakończeniem roku szkolnego.Wiem,że to nie dobre,ale postanawiam jakoś wykorzystać tę znajomość.
-Mam do was małą prośbę.
-Dla ciebie wszystko.-Lubią mnie.Wspaniale się składa.Uśmiecham się lekko,zerkając w stronę Gabrieli,która udaje,że słucha swoich koleżanek,ale wiem jak patrzy w moją stronę nerwowo.Boi się,że ją zaatakuję,ale muszę mieć jakiś plan w zanadrzu.Nie mogę znowu jej skrzywdzić fizycznie,to byłoby głupie z mojej strony.Po akcji z nią czekają mnie poważne problemy,nie mam zamiaru puścić jej tego płazem.
-Znajdźcie informacje,które pomogłyby mi upokorzyć Gabrielę Lockwood.



Poprawiam szelki mojego czarnego plecaka i opieram się o szafkę patrząc na Casian'a.Stoi ze swoimi kolegami,którzy patrzą na niego jakby był bogiem.Uważnie go słuchają,od czasu od czasu dorzucają coś od siebie,pewnie kiedy tylko ich o coś zapyta.Śmieją się z jego żartów i już na pierwszy rzut oka widać,że go uwielbiają.Marszczę brwi.Myślałam,że ma taki wpływ tylko na dziewczyny.Może są gejami? Ale wszyscy? Na Boga,jest ich chyba z ośmiu.
Moje przypuszczenia okazują się bezsensowne,bo do przystojniaków już po chwili podchodzą dziewczyny i całują w usta lub policzek.
Nie są gejami.
A później dociera do mnie,że Malikowie działają tak na wszystkich.Każdy kto ich pozna nie może uwierzyć że ktoś tak niesamowity może być w ogóle człowiekiem,a ten kto ich nie zna, marzy żeby chociaż z nimi porozmawiać.To chore,bo mnie też do nich ciągnie,mimo że skutecznie (przynajmniej w przypadku Casiana) udaje mi się to ukrywać.
Wyciągam z kieszeni elektryka i zaciągam sie nim mocno,a potem wypuszczam kółka uśmiechając się lekko.Casian zatrzymuje na mnie swoje ciemne tęczówki i prawie niezauważalnie się uśmiecha.Wie,że czekam na niego,ale za nic w świecie sama bym do niego nie podeszła.Mam czas.Dziwię sie,że w ogóle jest w szkole.Rzadko kiedy go w niej widzę.Dużo wagaruje,ale nauczyciele i tak mają to gdzieś.Bo w końcu kto zrobiłby cokolwiek cudownemu Casian'owi Malikowi?
Stawia kroki w moją stronę i robi to tak zgrabnie,każdy jego ruch jest tak pewny,jakby był tancerzem.Oblizuje usta i dotyka opuszkiem kciuka, nos,odwracając głowę w prawą stronę,jakby chciał sprawdzić czy ktoś na nas patrzy.Przełykam ślinę.Zayn też często tak robił.Nienawidziłam tego,że byli do siebie tak podobni.Nie tylko ich wygląd,a gesty i ta pewność siebie.Kiedy jest blisko,mierzę jego niesamowicie zbudowaną sylwetkę wzrokiem.Ma na sobie czarną bluzkę opinającą jego mięśnie,czarną bluzę i tego samego koloru dżinsy.Do tego białe supry,a na głowie typowego snapback'a w czarnym kolorze z nike,odwróconego tył do przodu.
-Green.-Kiwa na mnie głową,a potem przysuwa twarz bliżej mojej twarzy i składa na moich ustach pocałunek.Otwieram buzie pełną słodkiego dymu,a on chyba rozumie o co mi chodzi i także uchyla swoją.Wdmuchuje dym do jego ust,a on zaciąga się lekko i odsuwa ode mnie wydmuchując resztkę w powietrze.Jego różowe usta są tak kusząco rozchylone i przez chwilę zastanawiam się czy mogłabym go pokochać tak mocno jak Zayn'a.Był równie piękny i równie arogancki,ale chyba odrobinę mniej egoistyczny.W dodatku każdy jego ruch był uroczy nawet jeżeli palił lub wykrzywiał usta w grymasie.Wszystko,sposób mówienia,postawa mówiły jedno-cholernie słodki diabeł
-Nie ukrywam,że fajnie się na ciebie patrzy,ale wołałbym żebyś wreszcie powiedziała co chodzi po twojej czarnej główce.
Zaciągam się elektrykiem-zdążyłam polubić jego smak-a potem spoglądam na niego.
-Skąd pomysł,że czegoś od ciebie chce?
-Gapiłaś się na mnie,poza tym,Green.-Nachyla się nade mną znowu całując.Jego usta są suche i poczułam na nich smak krwi kiedy je oblizywałam,ale potem orientuję sie że to moja krew.On również ma ją na swoich wargach,a potem przesuwa po nich językiem.-..każda laska czegoś ode mnie chce.
-Może na ciebie też się fajnie patrzy?-Zaciskam usta w wąską linię,kiedy patrzy na mnie z miną typu:gadaj,albo spieprzaj,dlatego kiwam na niego głową, idąc przed siebie w stronę palarni.E-papieros może się znudzić w ciągu sekundy.
Wyciągam paczkę i częstuję Casian'a jednym szlugiem.Przyjmuje go bez słowa i już po chwili oboje palimy.Już o nic nie pyta,a ja dochodzę do wniosku,że nie jestem Zaynem i nie mogę tak długo trzymać go w niepewności.
-Wiesz może,gdzie podziewa się twój cholerny braciszek?
Śmieje się szyderczo,na co spinam ciało.Nie lubiłam takich gierek.Nie lubiłam bawić sie w gówno podobne do tego,a przyjście do Casian'a wcale nie należało do najłatwiejszych.Należał do rodów Malików zapewne teraz pęka z dumy,że może mi się do czegoś przydać.Wypuszczam dym z ust.Nie lubiłam prosić o przysługi.Szczególnie diabłów.
-Już wam zwiał?
Krzywię się,zaciągając mocno papierosem.
-Nam?-Wypuszczam słowa razem z dymem,tym razem nie słodkim.
Kiwa powoli głową.Zastanawiam sie czemu nie patrzy na mnie kiedy to mówi.
-Tobie i twojej siostrzyczce.
Przełykam głośno ślinę,kiedy podchodzi do mnie tak blisko,że prawie stykamy się ciałami.Jest tak seksowny kiedy pali i to tak rozprasza,że przez chwile nie mogę mu normalnie odpowiedzieć.To normalne,że ktoś bez makijażu,bez żadnego udoskonalania jest taki cudownie nieskazitelny? Jak jakaś pieprzona figurka,albo inne gówno podobne do tego.
-Mam go w dupie.-Mówię starając się brzmieć tak obojętnie jak tylko jestem w stanie.Ostatni raz zaciągam się papierosem,a potem zgniatam niedopałek glanem.-Ale głowa mnie już boli od płaczu Lil.
Mruży oczy,jakby się nad czymś zastanawiając i patrzy gdzieś za mnie.Mam okazję przyjrzeć się bliżej jego tatuażom.Ma rękaw jak Zayn,ale tylko na prawej ręce.Po prawej stronie przez całą długość szyi przebiega jakiś cytat.Jest tak długi,że chowa się gdzieś za koszulką.Ma oprócz tego jaskółkę za lewym uchem,która mogę łatwo dostrzec,bo snapback przyklepał lekko czarne włosy.Mruczę gardłowo.Może ten strzeliłabym sobie jakąś dziarę? Patrzę na jego rzęsy które są tak samo gęste jak te Zayna,ale trochę krótsze,a w końcu w ciemne oczy które teraz mi się przyglądają.
-Nie wiem gdzie on jest,bo tak sie składa, że również mam go w dupie.-Wzrusza beztrosko ramionami,na co klnę cicho pod nosem.Unosi prawy kącik,jakby rozbawiony moją reakcją.-Ale wiem kto może udzielić ci takich informacji.
Patrzę na niego wyczekująco,a potem wyjmuję kolejnego papierosa.Chyba nie powinnam tyle palić.
-Doprawdy?-Zaciągam się mocno,a ten kiwa lekko głową i opiera się o mur.
-Dokładnie tak.-Przejmuje ode mnie papierosa.Patrzę na to jak mocno cię zaciąga a potem wypuszcza dym razem ze słowami.-Jeżeli Livia...
-Liliane.-Poprawiam szybko.
-...chce dowiedzieć sie gdzie jest jej ukochany.-Po raz kolejny wkłada papierosa do usta.Przymykam oczy,czując dym który na mnie chucha,ale i tak szklą się podrażnione.-...musi iść do Liam'a i Louis'a.-Wzrusza ramionami.
-Oni na pewno wiedzą gdzie jest mój braciszek.
Zaciskam mocno usta rozważając jego słowa i w myślach przypominając sobie adres Liam'a.U Louis'a nigdy nie byłam,widziałam go dawno.Z Liamem było podobnie,ale przynajmniej zwiedziłam jego apartament.Nie było mowy,żeby Liliane do niego pojechała.Wolałam to załatwić sama.
-Myślisz,że mi powiedzą?-Biorę od niego papierosa na co patrzy na mnie lekko wkurzony.Później jego wzrok znowu zamienia się w coś typu:rób co chcesz,i po raz kolejny unosi ramiona.
-Tylko jeśli Zayn się na to zgodzi.-Całuje mnie w usta tylko po to,żebym podzieliła się z nim dymem który przetrzymywałam w buzi.Chyba się mu to spodobało.Wzdycha ciężko wciągając dym i odsuwa się.-Bez zgody Zayn'a nie pisną słówka.Jest dla nich najlepszych przyjacielem.Nigdy nie zrobią nic wbrew jego woli.
Mam ochotę go wyśmiać,powiedzieć mu,że Liam zrobił więcej niż coś wbrew jego woli,że uwiódł mu laskę,że się z nią przespał,że zrobił to całkowicie świadomie,ale powstrzymałam się.Casian był Casianem.Był bratem Zayn'a,był tak samo sprytny jak on i mógłby wykorzystać gdzieś tę wiedzę,a ja wolałam zachować ją dla siebie,bo to właśnie ja miałam być osobą która puści parę z ust jeżeli będzie trzeba.
Nie Casian.
-W każdym razie,jeżeli chłopcy nic ci nie powiedzą nawet się nie wysilajcie. Zayn może być teraz dosłownie wszędzie,na dowolnym kontynencie.Jeżeli nie chce żeby ktokolwiek go znalazł to zrobi wszystko aby tak się stało.-Uśmiecha się do mnie półgębkiem.-Nawet zapadnie sie pod ziemie.