Cały czas patrzę na nią,nie mogąc wypowiedzieć ani jednego słowa.Zagryzam
małą,dolną wargę.Sama nie wiem,czy śmiać się,czy płakać.Z jednej strony ta
wiadomość wydawać by się mogła dobra.Ja nie będę musiała znowu okłamywać
Lil,ona będzie żyła w błogiej nieświadomości,dalej wierząc w każde słowo
wypowiedziane przez idealne usta Zayn’a,a wszyscy będą żyć długo,szczęśliwie i
fałszywie,jednakowoż zamiast skoczyć i zaśmiać się radośnie,mam zamiar schować
głowę pod poduszkę,niczym struś w piasek i nic więcej nie słyszeć i nikogo
więcej nie widzieć.
-Jak to?-Moje usta wypowiadają wreszcie słowa,które raczej nie są
dziwne,niezrozumiałe,lub głupie w zaistniałej sytuacji.
-Normalnie.-Sapie,wyginając palce rąk w najróżniejsze strony,jakby chciała
je połamać i wyrzucić.Cóż,oczywiście że normalnie.Każdy człowiek chociaż raz
zachodzi w ciąże,później udaje,że jest to dziecko kogoś innego-nie musi to być
brunet o ciemnych oczach i nie koniecznie musi mieć na imię Zayn-a potem
mówi,że dziecko jednak należy do innej osoby,niż tej podanej.To naturalne w
Londynie,Wielkiej Brytanii jak i na całym świecie.Na przykład w
Chinach..Kurewsko naturalna sprawa.
-Więc dlaczego powiedziałaś…?-Ucinam,po kilku chwilach orientując się,że te
słowa nigdy nie opuściły jej ust.Nigdy wprost nie powiedziała mi,że Zayn będzie
ojcem jej dziecka.To była moja teoria.Tak.Zdecydowanie nie należę do jednych z
tych najmądrzejszych ludzi,ale,hej! Nie miałam pojęcia,że przeszła też przez
łóżko innego chłopaka.
-Wydawało mi się,że to będzie
łatwiejsze.-Szepcze i odchrząkuje.-Przekonam cię,żebyś nic nie mówiła Zaynowi,a
dziecko jakoś sama wychowam,ale..ja już tak dłużej nie mogę.-Kręci
głową,układając usta w cienką linię.Mruga oczami,chcąc odgonić łzy,zbierające
się w kącikach jej oczu.Więc tak to sobie zaplanowała? Miałam ochotę jej coś
powiedzieć,ale ugryzłam się w język by tradycyjnie nie palnąć gafy na wstępie.
-Więc.-Wzdycham,siadając na
łóżku.-Jeżeli to nie dziecko Zayn’a,to kogo?
-Zanim wyciągniesz pochopne wnioski,daj mi od początku do końca wszystko
wyjaśnić.-Mówi szybko,niczym nakręcona zabawka i klaszcze w dłonie.Pochopne
wnioski.Przez chwilę trawię jej słowa i rozważam,czym takowy pochopny
wniosek,jest,skoro nawet nie powiedziała mi czegokolwiek.-Moja rodzina jest
dość dziwna.Często każdy z każdym się zdradza,jest mnóstwo rozwodów i czasem
nawet mężczyźni nie mają pewności,że dziecko jest jego,ale to
nieistotne.Najistotniejsze jest to,że mój ojciec nie do końca ma rodzoną
siostrę a jej kuzyn wcale nie jest jej kuzynem.-Marszczę brwi,nie bardzo
rozumiejąc o czym dziewczyna do mnie mówi.Kuzyn,siostra,ojciec? Cholera,co to
ma wspólnego z jej dzieckiem? Przez krótką chwilę,zastanawiam się czy
dziewczyna kompletnie nie zwariowała przez stres i zamiast o ojcu dziecka-jeżeli
go znała-zaczęła nawijać o swoich więzach rodzinnych.-A ten kuzyn,który w
rzeczywistości nie jest jej kuzynem,nie jest moim kuzynem.Chociaż,to chyba
logiczne,że nawet jeżeli byłby jej kuzynem,nie byłby moim kuzynem,ale prawda
jest taka,że my nawet nie jesteśmy rodziną,bo kuzyn,który do cholery rzeczywistości
nie jest jej kuzynem,ani moim nie jest,nawet chyba mój tata..
-Chwilunia!-Podnoszę palec do góry,przez co uciszam jej paplaninę.Przez chwilę
milczę,trawiąc w myślach wszystkie podane mi przed chwilą informacje i mimo
tego,że nie jest ich wiele,wszystko pomału zaczyna mi się składać w jedną,logiczną,lub
też NIEcałość.-To twój niekuzyn jest
ojcem dziecka.
-Tak.-Kiwa głową,wypuszczając głośno powietrze z płuc,jakby zmęczona swoim
słowotokiem.-Ale to nie wszystko.
-Nie?-Jęczę zszokowana,opadając na poduszkę.-Dobra,więc słucham części drugiej.
-Tym kuzynem Nathalie.-Marszczy nos,drapiąc czerwonym tipsem jego końcówkę.-Tym
kuzynem jest Harry.-Harry? W myślach przypominam sobie wszystkich Harrych
jakich poznałam w życiu.Harry Been,kujon z równoległej klasy,czy Ronald
niedoszły raper,który swoją drogą tak naprawdę nie umie rapować.Jeszcze jest
Harry…Oblizuję spierzchnięte usta.
-Co?-Podnoszę się gwałtownie,do pozycji siedzącej,a moje serce przyśpiesza.Potem jedynie szpczę-Harry
Styles?
-Zawsze coś do siebie mieliśmy,a kiedy wydało się,że jednak nie jesteśmy
bliską rodziną,zdecydowaliśmy się na związek.Z początku nawet sami nie
wiedzieliśmy,że coś do siebie mieliśmy.Wszystko się zmieniło gdy zaproponował
mi akty.-Przytakuje,a rumieńce upokorzenia pokrywają jej blade policzki.Akty?
myślę,nie mogąc się powstrzymać od uchylenia warg w szoku.Pozowała przed
nim.Nago.Nago.Bez ubrań.Boże.
-Co?-Powtarzam,niczym osoba opóźniona w rozwoju,dalej nie mogąc uwierzyć w
to co słyszę.
-Tak.Na początku od razu chciałam się nie zgodzić,ale później pomyślałam:co
mi zależy i..fotografował mnie.-Oświadcza zażenowana,a mi przed oczyma staje
obraz Harrego,tego miłego,słodkiego,jego dołeczki w policzkach,zielone oczy i
koszule,opinające jego ciało.I dwa odpięte guziki.Wydawał się taki grzeczny i poukładany.A tu proszę! Bzykał małolatę w dodatku nie pomyślał o gumkach jak jakiś szczeniak.Genialnie,po prostu genialnie.
-Och..-Tylko to jestem w stanie wypowiedzieć.Po kilku minutach milczenia w
końcu słowa opuszczają moje spierzchnięte usta.-Kiedy ty się z nim...
-Nigdy nie wybaczyłam Nickowi.-Mówi poważnie a jego imię rani jej gardło.-Ale
postanowiliśmy się ukrywać,dlatego on był wymówką.
-To chore.-Komentuję,ze zmarszczonym czołem,nie zważając na kosmyk
włosów,który właśnie zakrywały moje prawe oko.
-To była nasza wspólna decyzja.
-Kiedy ty się zdążyłaś z nim pieprzyć?-Wydukałam bezceremonialnie i może
byłoby to bezczelne lub nie na miejscu,gdyby nie zaistniałe okoliczności.
-Podczas,gdy ty miałaś na mnie ogromnego focha w stylu:nienawidzę cię,nie
odzywaj się do mnie bo dostaniesz w pysk.-Uniosła brwi.-Ja poleciałam do Nowego
Yorku,by go odwiedzić.
-O Boże.-Mówię tylko.Poleciała tam.I pieprzyła się z nim.Boże.W myślach przeklinam Hazzę i jego rodziców,którzy zapewne nie mieli okazji zapoznać go z tematem pszczółek i zapylania.Chłopak chyba nie wiem co to prezerwatywa.-On...wie o
dziecku?
-Nie.Przecież nie powiem mu przez telefon na Boga.-Sapie,a ja w myślach
przyznaję jej rację.To byłoby naprawdę słabe.-Mam zamiar polecieć do NY i z nim
porozmawiać.
-Och..
-Najlepsze jest to Nathalie,że twój foch,był
zupełnie bezpodstawny.-Mam ochotę wygarnąć jej,że wcale nie miałam tego
przeklętego ,,focha” tylko byłam na nią zwyczajnie wściekła,ale nie zrobiłam
tego.
-Oczywiście,przecież ty tylko pieprzyłaś chłopaka mojej siostry.To nic
takiego.-Syczę,niczym wąż.
-Nie pieprzyłam go.-Mówi cicho,spuszczając głowę.I gdyby nie to,co zrobiła
byłoby mi jej nawet szkoda.-Przyznaję,byłam tak pijana,że nie myślałam
racjonalnie i chciałam to z nim zrobić,ale...on nie chciał mnie.
-Co ty pierdolisz?-Warczę,wycierając spocone czoło.Cholera,dzisiaj to już
chyba nic mnie nie zaskoczy.
-Tylko i wyłącznie prawdę.
-Więc czemu mówiłaś,że jest inaczej?
-Bo mnie o to poprosił okey?-Wstaje gwałtownie z siedzenia.Uchylam wargi-Wychodzi na
to,że Pan Mroczny wcale nie jest aż taki zły jakby chciał.
****
-To już chyba wszystkie rzeczy.-Lil mruczy do siebie,pocierając brodę w ten
charakterystyczny sposób,który mówi sam za siebie,że właśnie intensywnie się
nad czymś zastanawia.W końcu podnosi na mnie wzrok niebieskich oczu i posyła w
moją stronę szeroki uśmiech.Nie odwzajemniam go,zamiast tego wpatruje się w nią
obojętnie.-Idę po wypis.-Wychodzi nie czekając na moją reakcję,która i tak
byłaby nijaka.Nie miałam ochoty wracać do tej typowo rutynowej
rzeczywistości,której główną częścią
jest szkoła,Zayn ,dom,Zayn,jedzenie,Zayn,szkoła,Zayn
,dom,jedzenie,Zayn,problemy,Zayn,Zayn,Zayn.Zamykam oczy,czując pustkę.Najlepiej
po prostu się zabić.Tylko jak to zrobić,może tabletki nasenne? Nie,zbyt
oklepane.Skoczenie z mostu? NOPE,topienie zdecydowanie nie jest zbyt
przyjemne.Postrzelić się? Skąd ja wezmę cholerną broń? Powiesić? Nie ma
opcji.Podciąć żyły? Może.Z moich rozmyśleń wyrywa mnie łagodny głos
blondynki,która przewiesiła pasek mojej torby przez swoje ramię.Kiwa na mnie i
idzie przed siebie,a ja posyłam ostatnie krzywe spojrzenie sali szpitalnej i
wychodzę z pomieszczenia,czując w nozdrzach nieprzyjemny zapach chorób,leków i
zarazków.Nie znoszę szpitalni.
Opieram się o zagłowię samochodu Lil,czekając aż w końcu zajmie miejsce
pasażera.Próbuje ukryć irytację,kiedy jak na złość wlecze się niczym żółw.W
końcu wkłada kluczyk do stacyjki i przekręca go odpalając samochód.Rozsiadam
się wygodnie na siedzeniu,patrząc w przednią szybę czarnego suv’a,kiedy jedziemy w dość szybkim tempie.
-Nat.-Lil marszczy nos i stuka się w brodę wolną ręką,którą już po chwili
zmienia bieg na trójkę.Patrzę spokojnie na jej ruchy,które są swobodne.-Wiem,że
nie chcesz o tym rozmawiać,ale..mam nadzieje,że już nie będziesz nadużywać
alkoholu.-Krzywię się na jej słowa,czując żółć w gardle.Włączam radio unikając
odpowiedzi i tupię nogami w rytm muzyki.Blondynka zirytowana takim obrotem
sprawy wyłącza radio.
-Nie martw się.-Warczę,chociaż mój głos brzmi ostrzej niżeli bym
chciała.-Nie zamienię się w pijaka,jak nasz ojciec.
-Nie łap mnie za słówka Nathalie.-Niemal krzyczy,przez co mrużę oczy, czując
pulsujący ból w skroniach.-Doskonale wiesz,że nie miałam tego na myśli.
-Nie wiem co miałaś na myśli Lil.-Patrzę na nią poważnie,zaciskając usta.
-Po prostu chcę żebyś się ogarnęła i przestała tyle pić.-Wypowiada
szybko,jakby ta wypowiedź była wyuczoną formułką,którą przez wiele godzin
układała w myślach co chwilę poprawiając niedoskonałości.Zdawałam sobie
sprawę,że nie było łatwo zacząć jej ten temat.Tym bardziej,że był bardzo
delikatny,a ja należałam do osób,które bardzo często chcą takowych
unikać.-Nat,miałyśmy dzieciństwo takie jakie miałyśmy,a nasi rodzice byli
tym,kim byli.Jestem zwykłą dwudziestolatką,która teraz nie powinna
pracować,tylko się uczyć,a w wolnych chwilach imprezować,zamiast niańczyć
młodszą siostrę.
A więc to miała na myśli.Niańczenie mnie.Zabolało,ale nie dałam tego po
sobie poznać.
-Nadrabiam za ciebie.-Uśmiecham się nieszczerze i widząc bramę naszego
domu.Wysiadam z auta,chcąc natychmiast od niej uciec..
-Poczekaj!-Krzyczy kiedy jestem już przy drzwiach frontowych.Gasi auto przed
bramą i podchodzi do mnie.Zamykam oczy oddychając przez nos,po czym odwracam
się w jej stronę.Jest blada,a łzy już gromadzą się w kącikach jej oczu.
-Czego ode mnie oczekujesz Lil? Że będę grzeczną dziewczynką,że będę się
uczyć,przeprowadzać niewidomych na czerwonym świetle,a emerytom użyczać miejsca
w autobusie? Że będę przychodziła do domu po szkole,oglądała film z tobą i
Zaynem i chodziła spać przed dziewiątą?
-Nie.-Mówi,obdarzając mnie pogardliwym spojrzeniem.Zagryzam wargę,próbując
nie pokazywać prawdziwych uczuć,które tak potwornie się we mnie duszą i
potrzebują uwolnienia,ale ja ich nie uwolnię.Nigdy.-Oczekuję od ciebie
wyrozumiałości,chęci pomocy i współpracy i chodź trochę empatii.
Prycham,patrząc na nią pustymi oczami,które nie pokazują żadnych emocji.
-Wybacz Lil.-Wykrzywiam lewy kącik ust w leniwym uśmiechu,po czym śmieje się
nieszczerze.-Ale chyba spasuje.-Podnoszę ręce do góry,jakbym mówiła:poddaję się
i wchodze do domu,trzaskając drzwiami wejściowymi.
****
Szukam telefonu,który nie chce przestać dzwonić,ale nigdzie nie mogę go znaleźć.Drapię się w tył głowy,układając
usta w dzióbek.Telefon przestaje dzwonić,a ja klnę głośno oburzona.Gdzie mogłam
posiać ten przeklęty przedmiot? Znowu dzwoni,przez co przełykam głośno ślinę
czując żółć w gardle.Klękam na podłodze i uśmiecham się szeroko widząc lumie tuż pod nogami mojego łóżka.Łapię telefon w dłonie przesuwając palcem po
ekranie.
-Czemu do cholery nie odbierasz,tego telefonu,ty przeklęta
dziewczyno.
-Cześć Clar.-Chrypię,podnosząc się z podłogi i siadając na miękkim
łóżku.Materac lekko ugina się pod moim ciężarem.-Ciebie też miło słyszeć.
-Cokolwiek.-Burczy,po czym bierze głęboki wdech,żeby mówić dalej.-Hazz jest
w Londynie.
-Oł.-Mówię,wyginając kącik ust w aroganckim uśmiechu.-Twój obecny
stan,jednak nie pozwolił ci do niego lecieć.Biedaczyna sam musiał się
pofatygować?
- Ha,ha,ha.Stul twarz Nathalie.-W jej głosie słychać oburzenie,ale też nutkę
rozbawienia.-Sam postanowił,że mnie odwiedzi.
-Po co mi to mówisz Kira?-Marszczę brwi,pocierając skronie palcami.
-Mamy się dzisiaj spotkać.
-Nie prosiłam cię o sprawozdanie z całego dnia.-Przewracam oczami,gładząc
pościel,którą posłane jest moje łóżko.Ma kolorowe wzory w kwiaty,które niebyt
mi się podobały,ale Lil uparła się,że w końcu muszę mieć coś kolorowego.Nie
rozumiałam,czemu tak bardzo nie lubiła czarnego i białego koloru.
-Jesteś dzisiaj wyjątkowo marudna.-Mruczy bardziej do siebie niżeli do
mnie.Zakładam rękę na biodro, lekko je szczypiąc,by po chwili pacnąć się w
czoło.Po co to zrobiłam?
-Mówże na Boga!-Nie ukrywam irytacji.Słyszę jak coś szeleści,na co marszczę
czoło.
-Pójdź tam ze mną Nat.
Spotykamy się w kawiarni.Kiedy tam wchodzę,widzę że siedzą już przy jednym z
małych stolików wykonanych z białego drewna.Podchodzę swobodnym krokiem,a kiedy
Harry mnie widzi,natychmiast podnosi się z krzesła.Wystawia ramiona w które
wpadam z chęcią i obejmuję jego talię,co również czyni z moją.Jego dłonie są
ciepłe,pocierają moje plecy przez materiał luźnego topu.Odstępuję od niego na krok,uśmiechając
się szczerze,on bierze moje dłonie w swoje,duże i pociera kciukami ich skórę.Czuję
w nozdrzach ładny zapach jego perfum.
-Nathalie.Miło znów cię widzieć.-Całuje oba moje policzki,przez co cicho
chichoczę.Moje ręce opadają bezwładnie,wzdłuż ciała.Siadam obok Kiry,która
również lekko się uśmiecha,ale jej oczy są smutne.Spoglądam na Hazze,taksując wzrokiem jego
szczupłą,zgrabną sylwetkę.Schudł,myślę,patrząc na wystające kości
policzkowe,które wydają się zaraz przebić bladą skórę.Ma na sobie koszulę z
białego jedwabiu,której trzy pierwsze guziki są odpięte,co wygląda niezwykle
seksownie,czarne obcisłe spodnie i tego samego koloru botki.Prawie się nie
zmienił,tylko jego oczy jakby straciły ten blask,co kiedyś.
-Cieszę się,że przyjechałaś Nat.-Kira posyła mi miłe spojrzenie i próbuje
się uśmiechnąć.
-Okey,wymieniliśmy się już niezbędnymi grzecznościami i innymi
bzdurami,teraz przejdźmy do konkretu.-Splatam ze sobą dłonie,tworząc z nich
koszyczek i kładę je na zimnym stoliku.Słyszę jak Clar głośno przełyka ślinę,a
Harry patrzy na mnie zainteresowany,czekając na dalszy rozwój akcji.Mam ochotę
sapnąć zirytowana kiedy słyszę głos kelnerki pytającej o zamówienie.
-Witaj Nathalie.-Mój wzrok łagodnieje,kiedy widzę jasne tęczówki mojej
ulubionej kelnerki,a zarazem dobrej koleżanki Lary.
-Cześć Lar.To co zawsze.-Mrugam do niej,a ona posyła w moim kierunku miły
uśmiech i odchodzi,machając rudą kitką.Przenoszę wzrok z powrotem na
szatyna,czując jak jego wzrok wypala dziurę w moim ciele.
-Nie musicie siedzieć,jak w kościele,wiem o was.-Marszczę nos,po
czym prycham i patrzę na Clar.-Idź do niego.-Chętnie się podnosi i siada obok
Harrego,który kładzie dłoń na jej dłoni.
-Skąd wiesz?-Mężczyzna patrzy na mnie,ale jego wzrok nie jest surowy,raczej
ciekawy.
-Ptaszki mi wyćwierkały laleczko.-Wystukuję paznokciami znaną melodię,i
zagryzam wargę myśląc o tym,jak zacząć temat.Jak zwykle muszę wziąć sprawy w
swoje ręce.Nathalie,pieprzony anioł stróż każdego.-Kira,może powiedziałabyś coś swojemu chłopakowi? Nie mam zamiaru grać adwokata.-Przewracam oczami widząc jej
surowe spojrzenie.No co?
-Hazz,muszę ci coś powiedzieć.-Zaczyna cicho i delikatnie,jakby bała się
jego reakcji.Co ja gadam,oczywiście że się jej boi,jednak Harry to rozsądny
człowiek i byłam stu procentowo pewna,że przyjmie to z należytym
spokojem.Boże,co ja chrzanię on się wścieknie.Masuję palcem końcówkę mojego
małego nosa zastanawiając się jaka wersja będzie prawdziwa.
-Harry,jestem z tobą w ciąży.
*******
A wy jak myślicie? Która wersja będzie prawdziwa?
15 KOMENTARZY=KOLEJNY ;x
Taa mniej więcej tak wyobrażam sobie reakcję Styles'a ;x
No to,see ya? ;x
Nobody xx