-Tak,tak Ni.-Upijam spory łyk boskiej brandy,uśmiechając się do siebie głupkowato.To była trzecia...czwarta szklanka.Nie,chyba jednak piąta.Z resztą czy to miało jakieś znaczenie?-Znalazłam ją.
-Boże…jest w domu? Tak się martwiłem..
-Nie...nie miałeś...-Głos jakby utkwił mi w gardle.Nabieram dużego oddechu do płuc.
-Co?-Słyszę jego zdezorientowany głos,po drugiej stronie słuchawki.
-Nie miałeś o co.-Krztuszę wreszcie,z niemałym trudem,przyznam szczerze.To chore.To znaczy,mam na myśli,pierwszy raz zdarzyło mi się,żebym nie mogła tak bardzo wymówić czegokolwiek po alkoholu.Czy to oznacza,że przesadziłam?
Patrzę na pokój,który dziwnie wiruje.
Czy to znaczy,że przesadziłam bardziej niż zazwyczaj?
Patrzę na pokój,który dziwnie wiruje.
Czy to znaczy,że przesadziłam bardziej niż zazwyczaj?
-Nathalie? Co z tobą...bełkoczesz.-To było
pytanie czy stwierdzenie? Wypuszczam głośno powietrze z płuc,marszcząc brwi i uparcie chcąc znaleźć telefon w
zasięgu mojego wzroku.Obiegam spojrzeniem cały pokój.Nic.Nie ma go.Po niecałych pięciu minutach,zdaję sobie sprawę,że mam go
w ręce i właśnie rozmawiam przez niego z moim przyjacielem.Chryste.Jestem naprawdę głupia.
Albo zbyt pijana,żeby myśleć.
-Nie mów mi,że też się opiłaś.-Bingo kochany!
Albo zbyt pijana,żeby myśleć.
-Nie mów mi,że też się opiłaś.-Bingo kochany!
-No...co
ty..-Wypuszczam głośno powietrze z ust, nie mogąc już powstrzymać cichego śmiechu.Kręci
mi się w głowie,przez co biorę kilka głębszych wdechów,chcąc doprowadzić się do
normalniejszego stanu.To się nie udaje,mało tego,jest jeszcze gorzej.Nigdy nie czułam się tak bezradna,jakbym nie mogła panować nad własnym ciałem,głosem,słowami.Gdzieś w głębi
duszy wiem,że powinnam się rozłączyć,odstawić brandy do barku,iść spać
nim Lil mnie taką zobaczy,ale obojętność na konsekwencje wygrywa ze zdrowym rozsądkiem.Więc siedzę,biorę kolejny łyk alkoholu-znowu i niszczę sobie życie jeszcze bardziej-znowu.
-Jadę do ciebie..-Marszczę
brwi,słysząc głośne trzaśnięcie drzwiami.Nagle,jakby z pod ziemi wyrasta przede
mną moja milusia siostrzyczka wraz ze swoim równie milusim chłopakiem.Są rozmazani,jakby dopiero co wyszli z głupiej kreskówki,a ja przecieram oczy upewniając się czy naprawdę śnię.
Doprawdy? Głupi język! WSZYSTKO PRZEZ NIEGO.
Doprawdy? Głupi język! WSZYSTKO PRZEZ NIEGO.
-To...nie...będzie...-Mruczę,zamykając niekontrolowanie powieki.Słabo
mi.-..Liliane...-Rozłączam się,rzucając aparat na stolik obok
mnie.Nie wiem co się dzieje,ale to na pewno nie jest nic co mogłoby być dobre,bo ja naprawdę, cholera,strasznie sie czuję.
-Cześć,cześć.-Mówię
słabo, próbując podnieść się z kanapy,z –niestety,albo i stety- marnym skutkiem.No tak.Picie od zawsze było dla mnie
dużym problemem,zważając na moją słabą głowę.Dodatkowo pół butelki brandy,to z
całą pewnością nie na moje nerwy.Tak.Z całą pewnością.I głowę z resztą też.O ironio.
-Czyś
ty zwariowała!?-Blondynka podchodzi do mnie,a jej szpilki odbijają się o podłogę
wywołując głośny stukot obcasów.Chyba nawet za głośny.Mierzwię włosy.
-To retoryczne pytanie?
Mam ochotę zwymiotować.Słabo widzę i słyszę.Wszystko wydaje się dla mnie abstrakcyjne,jak w jakimś śnie.Nawet to,że przede mną stoi.Tak zła i zawiedziona.Mam ochotę wstać i ją przytulić.Powiedzieć,że mi przykro,ale wcale tak nie jest ;nie jest mi przykro,cholera nie znoszę tego,że udaje taką świętą i dobrą,a prawdą jest to,że zdradziła swojego chłopaka.To nie powinno mnie obchodzić.Powinnam mieć to gdzieś.Powinnam mieć gdzieś wszystko.
Mam gdzieś wszystko.
Cholera.
-Wypiłaś prawie połowę brandy! Jesteś nienormalna?!-Zaczyna mnie szarpać,na co tylko przewracam nieprzytomnymi oczami,a cichy chichot opuszcza moje usta.A to było pytanie retoryczne-wiem to,na bank retoryczne pytanie.Najbardziej retoryczne pytanie,jakie kiedykolwiek mi zadano. Jestem prawie nieprzytomna,ale czuję się dobrze.Tylko...trochę słabo.Ktoś może otworzyć okno? Patrzę na swoje dłonie.Dlaczego nie czuję palców?
-To retoryczne pytanie?
Mam ochotę zwymiotować.Słabo widzę i słyszę.Wszystko wydaje się dla mnie abstrakcyjne,jak w jakimś śnie.Nawet to,że przede mną stoi.Tak zła i zawiedziona.Mam ochotę wstać i ją przytulić.Powiedzieć,że mi przykro,ale wcale tak nie jest ;nie jest mi przykro,cholera nie znoszę tego,że udaje taką świętą i dobrą,a prawdą jest to,że zdradziła swojego chłopaka.To nie powinno mnie obchodzić.Powinnam mieć to gdzieś.Powinnam mieć gdzieś wszystko.
Mam gdzieś wszystko.
Cholera.
-Wypiłaś prawie połowę brandy! Jesteś nienormalna?!-Zaczyna mnie szarpać,na co tylko przewracam nieprzytomnymi oczami,a cichy chichot opuszcza moje usta.A to było pytanie retoryczne-wiem to,na bank retoryczne pytanie.Najbardziej retoryczne pytanie,jakie kiedykolwiek mi zadano. Jestem prawie nieprzytomna,ale czuję się dobrze.Tylko...trochę słabo.Ktoś może otworzyć okno? Patrzę na swoje dłonie.Dlaczego nie czuję palców?
-Sh...-Przykładam
palec wskazujący do ust.-Stul pysk.-Słysząc moje słowa marszczy brwi,zła,ale i też
zażenowana.Pociera czoło prawą,wypielęgnowaną dłonią,spoglądając za siebie.Też
bym tam spojrzała,gdybym miała na to siłę.Chyba nad czymś intensywnie myśli,jednak nie jestem do końca pewna.Nie za bardzo ją widzę.Pewnie to przez zamknięte oczy.A może i nie.
-Zayn...mógłbyś
zanieść ją do jej pokoju?-Mruczy niewyraźnie.Albo to ja niewyraźnie słyszę.Prycham głośno podnosząc się
ze swojego siedzenia.Lekko chwieję się na nogach,podpierając ręką o zagłowię
kanapy.Dziwne,myślę.Dziwne,bo pokój wiruje właśnie w tym momencie.A ja dalej nie czuję palców.
-Luz,dam
sobie radę sama.-Mówię,tak cicho,że jestem prawie pewna, iż mnie nie usłyszeli.Stawiam krok,po którym nogi się pode mną załamują.Gdyby nie silne ramiona
bruneta i jego natychmiastowa reakcja,osunęłabym się na podłogę jak kłoda.
Czuje jego ładny zapach.Mięta,dym papierosowy,czekolada i cynamon.I jego chłodne dłonie.Tak przyjemne.Przymykam ciężkie powieki.
Czuje jego ładny zapach.Mięta,dym papierosowy,czekolada i cynamon.I jego chłodne dłonie.Tak przyjemne.Przymykam ciężkie powieki.
Zdradził cię chłopak? Upij się.
Twoja siostra przelizała się z przyjacielem swojego chłopaka? Upij się.
Chłopak twojej siostry chce się z tobą bzykać? Kurwa,upij się,bo czemu nie.
Moja podświadomość kręci głowa i wyśmiewa się ze mnie,a ja mam ochotę dać jej w twarz.Nie mogę ignorować tego,jak jego dłonie zaciskają się na moich biodrach,a potem bierze mnie na ręce i idzie ze mną na górę,nawet nie zwracając uwagi na Lil.
Kładzie mnie delikatnie na łóżku i przykrywa miękką,ale chłodną
kołdrą.Uśmiecham się blado,łapiąc jego dłoń i lekko pocierając jej skórę
kciukiem.Jest chłodna i szorstka,ale w porównaniu do mojej,duża.Nawet większa
niż mogło by się wydawać.Zataczam małe kółeczka opuszkami palców na jego
skórze,a on lekko drży.Sama nie wiem czemu to robię,to tak jakby odruch.I przyszedł mi zadziwiająco naturalnie.Pewnie dlatego,że nie miałam cholernego pojęcia co robię.
-Zgaduje...-Mamroczę
patrząc na niego nieprzytomnym wzrokiem.Widzę go za to dokładnie.Jego
idealna twarz jest śniada,a
policzki lekko zaróżowione.Suche usta,opuchnięte,jak
po namiętnych pocałunkach,ale ja wiedziałam,że wyglądają tak
zawsze.Pełne,malinowe,niemo błagające żeby składać na nie mokre
pocałunki,wręcz do tego stworzone.Kiedyś mogłam ich dotykać bez wyrzutów
sumienia.Teraz już nie,bo Zayn nie był mój,a ja nie byłam jego.-że moja przyjaciółka...nie spełniła się w r...roli kochanki.Wyglądasz...na smutnego...Zayn.-Cisza.Tylko ona mi
odpowiada.I już wydawało mi się,że nic nie powie,bo tylko na to jego
zachowanie wskazywało,ale jednak mówi coś jeszcze.
-Martwiłem się.
Byłam
prawie pewna,że to nie była moja
halucynacja.
****
-Jak
mogłaś to zrobić? Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę...mój Boże..-Blondynka
zbiera garść swoich włosów w dłoń,mocno za nie ciągnąc,jakby chciała je
wyrwać.-Wypiłaś prawie pół butelki bardzo mocnego alkoholu,mogłaś się
nawet zabić!-Jej twarz jest czerwona ze złości,na co dźwigam
brwi.Cholera…pieprzysz stara.
-To się zdarza.-Upijam łyk herbaty,parząc
sobie końcówkę języka wrzątkiem.Syczę cicho,odstawiając ją na stolik.
-Serio? Kurewskie serio Nathalie?-Kręci głową.-Zdarza?-Co prawda,nikt jeszcze nie wymyślił metody na zabijanie
wzrokiem,jednakowoż moja siostra chyba właśnie próbowała takową znaleźć-Ty mnie
kiedyś wykończysz,kurwa mać! Miałam już dzwonić po karetkę,byłaś nieprzytomna!
Ta dawka alkoholu mogła cię zabić dziewczyno!-Kurwa mać? Kurwa mać? KURWA MAĆ? Cholera,albo
się przesłyszałam,albo moja idealna siostrzyczka właśnie przeklęła.
Twoja idealna siostrzyczka
wczoraj zdradziła swojego chłopaka.
Dobra,dobra.
-Daj
spokój.-Przewracam oczami,znowu biorąc w dłonie kubek już nie tak gorącej
herbaty.-Idź do Liam’a.Pocieszy cię i wiesz.Będzie cacy.-Kiedy widzę wyraźny
szok na jej twarzy śmieję się cicho.-Chyba,że wolisz puszczać się z Zaynem,hę?-Próbuję
wstać z kanapy,ale z bardzo marnym skutkiem.Opadam z powrotem na siedzenia z
głośnym westchnieniem,które ucieka z moich ust.-Który jest lepszy?Który lepiej
się pieprzy?-Ból.Na lewym policzku.Z mojej lewej.Z jej prawej mojej lewej.
-Kurwa,siostrzyczko
to już drugi raz jak mnie spoliczkowałaś.-Chichocze,końcówką języka nawilżając dolną wargę.Przykładam lodowatą dłoń do gorącego policzka i lekko go pocieram,jakbym tak mogła ukoić ból.-Zaczynam się
przyzwyczajać.
-Idź
do swojego pokoju.Nie chce na ciebie patrzeć.-Szepcze przerażona,zasłaniając
oczy dłonią,ale ja widzę jak po jej policzku toczy się duża jak groch łza.Raniłam
ją.I siebie.Ale chyba bardziej ją.
-No
to.-Odchrząkuję,złośliwie się uśmiechając.-Narka.-Wykonuję dziwny gest i
sapię głośno.Pozostaje mi tylko wstać z tej kanapy.Podpieram się o zagłowię skórzanego siedzenia i stawiam mały krok,kołysząc się na stopach.Wzdycham
głośno.Jeszcze tylko kilkadziesiąt takich pięciominutowych kroków i tylko
patrzeć jak będę w moim pokoju.Kurewsko.Liliane obdarza mnie wzrokiem pełnym pogardy i
sama wychodzi z salonu,a ja opadam na fotel,krzywiąc się lekko.Jestem zła i
niemiła.Tak,taka właśnie jestem.
***
-Więc
mówisz,że mnie nie zdradzasz?-Marszczę brwi wgapiając się zaciekawiona w ekran telewizora
plazmowego.Akurat leci jeden z tych banalnych seriali,których
nienawidzimy,ale i tak oglądamy bo chcemy wiedzieć co będzie dalej.Tak.Historia
bezlitosnego playboya i słodkiej,niewinnej dziewczyny.Na początku chce się z
nią tylko zabawić,ale później,mimo całkowitego braku empatii i tak się w niej zakochuje,bo
czego kurwa nie! W końcu to tylko playboy,chłopak sypiający z kilkoma
dziewczynami w ciągu dnia,ale i tak pokocha tą jedną,słodką,która odmieni jego
życie i już zawsze będą szczęśliwi.
-Oczywiście,że cie zdradza
idiotko.-Przewracam oczami sfrustrowana.Przygryzam wnętrze policzka czekając
jakże niecierpliwie na rozwój wydarzeń.
-Oczywiście,że cię nie zdradzam kochanie.-Otwieram buzie
zdziwiona,gdy blondyna wtula się w tors bruneta naiwnie wierząc w jego
słowa.Zirytowana wyłączam plazmę jednym przyciskiem pilota,po czym rzucam
przedmiotem o podłogę z całych sił jakie posiadałam.Co za...idiotka z tej
Mary.Podskakuję na siedzeniu słysząc dzwonek do drzwi.Spoglądam niechętnie w ich
kierunku,jakby właśnie znajdowało się na nich coś niesamowicie obrzydliwego.
Kiedy nieproszony gość zaczyna bardziej dobijać się do drzwi,nie mogę powstrzymać się od przewrócenia oczami.
-Idę!-Krzyczę z goryczą,wstając niezdarnie
z kanapy i o mały włos nie potykając się o trampka stojącego na samym środku
salonu.Kiedy mierzę swój ubiór wzrokiem,mam ochotę
parsknąć śmiechem.Stary top wisi na mnie tak,jakby za chwilę miał ochotę
spaść,a spodnie zsuwają się z kościstych bioder,że nie będę wspominała o sianie
na głowie,które do niedawna nazywać mogłam,lub też nie, włosami. Z niewesołą
miną,podchodzę do dębowych
drzwi,naciskając metalową gałkę.Unoszę brwi widząc osobę stojącą przede
mną.Idealnie ułożone,ciemne włosy,układają się w delikatne fale i opadają na
chude ramiona,blada skóra wydaje się bielsza niż zazwyczaj a oczy
wpatrują się we mnie ze skruchą i widocznym bólem,który zadaję jej swoją
obojętną postawą.Jest chudsza,niż ją zapamiętałam.
-Cześć.-Chrypie.Nawet
bez podkładu,jej skóra jest nieskazitelna,ale bledsza,przez co jej oczy
ciemniejsze i większe.
-Czego chcesz?-Moje słowa są
prawie jak szept.Słabe i bezbarwne.Tak bardzo nie chciałam na nią patrzeć.
-Ja..przyszłam
porozmawiać.-Wzdycha,przecierając bladą twarz,wypielęgnowaną dłonią.Formuję dzióbek z ust,patrząc na
nią posępnym wzrokiem.
-O czym?
-Dobrze wiesz Nathalie.-W jej głosie słyszę nutkę zniecierpliwienia.Zakłada ręce na biodrach,mrużąc kocio oczy.
-Nie,nie wiem.-Kręcę
przecząco głową.-Ja już nie mam o czym z tobą rozmawiać.
-Nie nienawidzisz mnie.-Zagryza
mocno wargę wymalowaną krwistą szminką,oddychając szybko jak po biegu.-Nie możesz.Jesteśmy
przyjaciółkami.
-Byłyśmy.-Unoszę wysoko głowę
,uśmiechając się zimno.-Póki nie puściłaś się z moim byłym ukośnik obecnym chłopakiem mojej
siostry,którego sama mi odradzałaś.
-Nie udawaj cnotki
Nathalie.-Prycha kpiąco,krzyżując ręce na piersiach.Przestępuje zdenerwowana
z nogi na nogę.-Sama kilka razy się z nim przelizałaś.Wyświadczyłam ci
przysługę,teraz się od ciebie odczepi.
-Przysługę?-Marszczę brwi głęboko zdezorientowana.To nie mogła być prawda.Z całą pewnością to nie była prawda.Był
dupkiem,ale nie aż takim.-Pieprzysz Clar,dobrze wiem,że pieprzysz.
-Prosty
układ.-Sprostowała,patrząc mi głęboko w oczy.Jej jarzyły się posępnym blaskiem.-Ja
oddam siebie,on odpuści tobie.
-Pieprzysz!-Krzyczę,a mój głos
się załamuje.-Puściliście się dla zabawy!
-Pomyśl.-Kładzie dłonie na moich
ramionach i potrząsa nimi,a moja głowa bezwładnie opada na dół.Unosi mój
podbródek dwoma palcami,zmuszając do tego abym spojrzała w jej oczy.-Zrobiłam
to dla ciebie.Dla nas,teraz się od ciebie odwali.
-Nie.-Wyszarpuję ciało z jej
rąk,łapiąc za drzwi.-Nie wierze ci.-Zamykam je,przed nosem Clar z
impetem.Kręcę głową,przeczesując we frustracji włosy.Niemożliwe.Posądziłabym
Zayn’a o wszystko,ale...nie o to.Nie wierzyłam Clar.Kłamała.Musiała kłamać.
Łapię butelkę schłodzonego
Jacka Daniels’a w dłonie,nalewając sobie trochę do szklanki.Czy to mogła być
prawda? Zayn naprawdę zaproponował by to Clar? A może to ona mu to
zaproponowała? Ale dlaczego on się zgodził? No dobrze,nie oszukujmy się.Moja
przyjaciółka była atrakcyjna,ale...Zayn mógł mieć każdą,dlaczego właśnie ją?
Dlaczego Clar,moją przyjaciółkę? Może sprawiłoby mu to jakąś chorą satysfakcję?
Podskakuję niczym wyrwana z
transu,kiedy drzwi frontowe domu się otwierają.Wydymam dolną wargę wstając z
kanapy i odstawiam z trzaskiem naczynie z do połowy wypitym alkoholem,na
szafeczce,tuż obok kanapy,na której niedawno zagrzewałam miejsce.Mój uśmiech jest fałszywy,kiedy widzę zdradziecką gębę
dupka Malika.Tak,obiecałam sobie,że od dzisiaj tak właśnie będę go nazywać.Nie
inaczej.
-Cóż za zaszczyt mnie
kopną?-Mruczę,leniwie się rozciągając.Poprawiam top,gładząc jego materiał
chudą dłonią,po czym znowu wracam na kanapę.
-Nathalie.To tak bardzo niespotykane spotkać cię w stanie trzeźwości.-Przewracam oczami,na jego zgryźliwą uwagę
i sięgam po szklaneczkę z trunkiem.Przejeżdżam po jej brzegu,długim
paznokciem,uśmiechając się lekko.Ta,to prawda,że w ostatnich dniach nie byłam
najtrzeźwiejszą osobą,ale,hej! Uważam,że
miałam do tego pełne prawo,zważając na to co moja siostra jak i on sam
wyprawiał,nie wspominając już o mojej przyjaciółce.
-Już niedługo.-Uśmiecham się
upijając łyk ze szklanki.Poprawiam się na kanapie.-Zgadnij
,kto mnie dzisiaj odwiedził Zaynie.
-Dobra.-Siada na kapanie,łapiąc
moje nogi i kładąc je sobie na kolanach.Opiera się o zagłowię siedzenia,mrużąc
oczy i cicho mrucząc.Mam zamiar tupnąć nogą w geście buntu,ale nie mogę wyswobodzić jej ze stalowego uścisku Zayn'a.Prycham pod nosem.-Zgaduje,że był to Święty
Mikołaj,ale nie byłaś zbyt grzeczna i pyskowałaś,dlatego nie dał ci
prezentu,jednak ty oddałaś mu swoją niewinność i dodatkowy bonus.-Łapie moje
stopy,masując je.Staram się nie zachichotać ,przez dokuczliwe
łaskotanie,jakie powodują jego palce.-Szybki numerek.
-Doprawdy jesteś
jasnowidzem.-Mruczę starając się ignorować ciepły dotyk jego dłoni.Wzdycha,kładąc
jedną rękę na kanapie i delikatnie gładząc jej śliską,skórzaną
powierzchnie.Jestem lekko zdenerwowana,ale z całych sił nie chcę dać tego po
sobie poznać.Moja zasada numer jeden:nigdy nie pokazuj swoich prawdziwych uczuć,przed
dupkiem Zaynem,ponieważ dupek Zayn to wykorzysta i obróci przeciwko tobie.
Dobrze,tak naprawdę nie było
takiej zasady.W każdym bądź razie ,ja wiedziałam,że była taka zasada i się
nią nie kierowałam.
-Och...bardziej chciałbym być tym
Mikołajem cukiereczku.-Próbuję wyrwać się z jego uścisku,ale otwiera na
półprzymknięte powieki i delikatnie ściska moje nogi.Wzdycham ciężko,
krzywiąc się i odkładam już pustą szklankę na swoje miejsce.
-Chyba mieliście z Kirą umowę no nie? Więc
raczej sobie nie ulżysz Mikołajku.-Spojrzał na mnie zdezorientowany,a ja
posłałam w jego stronę sekundowy,pusty uśmiech.A mam cię imbecylu! Myślał,że
jest sprytny?
-Więc suka tu była.-Mruczy,po
czym kpiąco się śmieje.Marszczę brwi,nie wiedząc doprawdy z czego się tak cieszy.Przecież nie powiedziałam nic śmiesznego.-Ta...mieliśmy tą
śmieszną umowę i co z tego? –Pochyla się w moją stronę,uśmiechając lekko.Mój
oddech staje się płytszy,kiedy uzmysławiam sobie,że nasze nosy prawie się o
siebie ocierają.
-Sukinsynie.-Uśmiecham się
nieszczerze,kręcąc głową z niedowierzania.-Ty podły skurwielu.
-Och...masz bardzo ostry
języczek,ale wątpię,żebyś mogła użyć go do czegoś bardziej użytecznego.
-O to się nie martw.-Syczę zła,wstając
gwałtownie z kanapy.
-Jak mogłeś
wykorzystać moją przyjaciółkę?-Warczę w jego stronę,oddychając głośno jak po
biegu..-Masz wokół siebie pełno kurew.Dlaczego akurat ona?
Dlaczego Clar?
-Czysty
układ.-Krzywię się,słysząc te słowa po raz drugi tego dnia..-Pieprze ją,twoje ciałko zostaje nietknięte cukiereczku.-Mam ochotę przywalić w beznadziejny obraz Lil,który wisi na ścianie.
-Przecież.-Zamykam oczy głośniej oddychając.-Sam
powiedziałeś,że nie dotrzymasz umowy.
-Nic takiego
nie powiedziałem.-Wzrusza beztrosko ramionami.Nie.Nie walnę w ten badziewny obraz.Moja
pięść za to,zajmie się kimś zupełnie innym.A może...może by tak zdjąć obraz ze ściany i mu nim przywalić? Zerkam jeszcze raz na przedmiot przede mną.Ta ramka wygląda
na dość ciężką.Ciekawe na ile straciłby przytomność,gdybym rozwaliła mu ją na czaszce.
-Jesteś
podły.-Szepczę,czując żołć w gardle.-Myślałam,że skoro zająłeś się
Lil,zostawisz w spokoju inne bliskie mi
osoby.-Mierzę jego sylwetkę ostrym jak nóż spojrzeniem.-Ale ty ja zwykle musiałeś
spieprzyć.
-Raczej
pieprzyć.-Mrużę oczy,obserwując jak niemal leniwie podnosi się z kanapy.Jego swobodne
ruchy,i szelmowska postawa,sprawiają,że jeszcze bardziej chcę rzucić się na
niego z pięściami..-Jesteś podłym sukinsynem Zayn.
-I co z tego?-Jego uśmiech jest cyniczny,a moja ślina tak gorzka.Nie mam nawet jak jej przełknąć.-Nathalie.Nawet gdybym zrobił najgorszą rzecz w życiu,nawet gdybym powybijał całą twoją rodzinkę,nawet teraz,kiedy wiesz,że pieprzyłem Kirę,kochasz mnie,bo to ja.-Podchodzi do mnie powoli,jak drapieżnik,który przygotowuje się do skoku na swoją ofiarę.Czuję jego oddech na moich policzkach.Jest tak ciepły i przyjemny.
-A ty nigdy nie przestaniesz mnie kochać.
Nigdy.
I nie było nic,pustka już od dawna.
Bo miłość mnie zbeształa,zdeptała.
Kpiła ze mnie i się śmiała.
I doszłam do wniosku,że mnie nie kochała.
I tak,jak ten chłopak ,me serce złamała.
Pozdrawiam Nobody xoxo
a i nie zapomnijcie o asku dla bohaterów,może macie do nich jakieś pytania?